Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Daniel Kaczmarek jest wychowankiem leszczyńskiej Unii. Na koncie ma dwa tytuły młodzieżowego mistrza Polski, jednak to nie przekonało działaczy Byków, by ściągnąć do Leszna. W ubiegłym roku ścigał się w drugoligowym Kolejarzu Rawicz. Teraz wierzy, że w Gdańsku pokaże się z dobrej strony i razem z drużyną sprawi niespodziankę.

 

Dlaczego wybrałeś Wybrzeże?

Po udanym sezonie w Kolejarzu Rawicz chciałem wrócić do pierwszej ligi. Miałem w sumie dwie oferty z pierwszej ligi. Jedna się „rozmyła”, natomiast Wybrzeże było zdeterminowane, by mnie pozyskać. Stąd taki a nie inny wybór.

Miałeś plan, gdyby nie udały się rozmowy z Wybrzeżem?

Pewnie pozostałbym w drugiej lidze, w Rawiczu. W Kolejarzu było wszystko poukładane, dobrze się dogadywaliśmy, dlatego nie rozważałbym innych opcji. 

Pod koniec ubiegłego roku sporo mówiło się o problemach finansowych Wybrzeża, niektórzy zawodnicy mimo przyrzeczeń, zdecydowali się odejść. Nie miałeś obaw decydując się na kontrakt?

Było trochę zawirowań. Słyszałem, czytałem… Powiem jednak szczerze, że jestem pozytywnie zaskoczonym tym, co zastałem. 

Unia Leszno od lat słynie z podejścia do młodzieży. Z czego to wynika? 

Tak jest od wielu już lat. Kiedyś czytałem wypowiedź byłego prezesa Unii, Józefa Dworakowskiego, że Unia mogłaby wystawić kilka zespołów: po jednym w każdej lidze. Drużyny składałyby się z wychowanków i każdy liczyłby się lidze. Myślę, że atutem Leszna jest fakt, że jest to mała miejscowość. Liczy nieco ponad 60 tysięcy mieszkańców. Żużel był tu od zawsze numerem jeden i nadal pozostaje na wysokim poziomie. To przekłada się na zainteresowanie kibiców i w efekcie sporo chętnych do szkółki. Tam zawsze jest kilkunastu chętnych, którzy trenują na „Smoku”. 

Inne dyscypliny próbują się przebić, ale wciąż pozostają w cieniu żużla. Nie ma dużej hali w Lesznie, basen został zamknięty. Mamy piłkę ręczną, ale nie może rozwinąć skrzydeł. Generalnie w Lesznie – poza żużlem – nie ma co robić. To niestety też powoduje, że młodzież coraz częściej ucieka z Leszna do większych miast. Ci co zostają albo idą na żużel, albo próbują jeździć na motocyklach crossowych. Pojawiło się wiele torów w samym Lesznie i jego okolicach. Mamy fajną wypożyczalnię pit-bike’ów. To też sprawia, że niektórzy z crossówek trafiają potem na tor żużlowy. Na piłkę nożną czy inne rozgrywki trzeba jechać do Poznania lub Wrocławia. Wiem, że w innych, szczególnie tych większych miastach jest problem z naborem. Wtedy nawet najlepszy trener nic z tym nie zrobi. 

Jesteś wychowankiem leszczyńskiej Unii, ale w barwach tego klubu za bardzo nie pojeździłeś. Nie mogłeś przebić się do składu i najczęściej lądowałeś na wypożyczeniach do innych drużyn.

Tak było.

W swoim dorobku nie masz może wielu osiągnięć, ale niewielu zawodników może pochwalić się takim osiągnięciem. Jeśli dodamy do tego, ze osiągnął to zawodnik niedoceniany u siebie, w Lesznie… 

Myślę, że za mną nie stoją tylko te medale. Mam się czym pochwalić. W 2016 roku zająłem drugie miejsce w Brązowym Kasku, w kolekcji mam medale mistrzostw Polski par. Z kadrą narodową sięgnąłem po dwa tytuły mistrza świata. Startowałem nawet jako kapitan reprezentacji. Może nie jeździłem w zbyt silnych drużynach ligowych, które walczyłyby o drużynowe medale, ale i tak mam z czego się cieszyć. Nawet z mojego ubiegłorocznego wyniku osiągniętego w Rawiczu jestem zadowolony. 

Oba finały MIMP wygrałeś w Częstochowie. W 2016 roku zdobyłeś 14 punktów, Jak tego dokonałeś? Miałeś „dzień konia”?

Czy ja wiem? Pasował mi sprzęt, trafiłem z formą. Na pewno nie zaliczałem się do faworytów. Szczerze mówiąc jadąc na finał zakładałem, że miejsce w pierwszej ósemce będzie dla dobrym wynikiem. Wszystko mi pasowało, rywale tracili punkty. Po prostu wygrałem. To zwycięstwo było sporym zaskoczeniem nawet dla mnie. 

W 2018 roku nie przegrałeś żadnego wyścigu… 

Tak. To był chyba najlepszy sezon w mojej karierze. Byłem w kadrze narodowej. Ekstraliga wytypowała mnie do grona czterech najlepszych juniorów tych rozgrywek. Wynik nie był już tak dużym zaskoczeniem ani dla mnie, ani dla innych. Oczywiście nie spodziewałem się, że pójdzie tak gładko i wygram wszystkie wyścigi.

W listopadzie klub zapowiadał, że będzie szukał jeszcze wzmocnień, ale nie wiadomo, czy pomysł uda się zrealizować. Obecna sytuacja nie zwiększa presji? 

 Tak naprawdę mamy i tak kompletny skład. Nasz prezes, Tadeusz Zdunek ostatnio wypowiadał się na ten temat. Mamy pięciu seniorów, bo jest i Mads Hansen, i Keynan Rew. Oni mogą startować z rezerwy. Taka sytuacja kompletnie mi nie przeszkadza. Po prostu będę starał się od początku pokazywać z jak najlepszej strony, aby klub nie musiał na siłę szukać jakiś gwałtownych rozwiązań. Obecny stan nawet działa na mnie bardziej pozytywnie, bo mam spokojną głowę. Nie rozprasza i pozwala skupić się na celu. Nie muszę oglądać się na innych.

Na ubiegłorocznej prezentacji zaniepokoiłeś wszystkim swoim wyglądem. Przytyłeś… Dziś już nie przypominasz tamtego zawodnika…

Znam doskonale swój organizm i wiem, co na co mogę sobie pozwolić. Aktualnie mam taką wagę, jak normalnie w sezonie. W listopadzie byłem na roztrenowaniu i tak wyszło. Od połowy listopada wróciłem do treningów. Miałem przygotowany plan, który wykonuje co roku i znakomicie się sprawdza. Wszystko przebiegało dokładnie tak jak sobie zaplanowałem. Nie było żadnych chorób, kontuzji. Wykonałem wszystkie zaplanowane treningi. Moja waga była optymalna już na początku lutego. W sumie osiągnąłem cel nawet szybciej niż pierwotnie zakładałem. Wszystko było robione z głową. Nie było jakieś gwałtownych spadków. Pracowałem systematycznie i już jestem gotowy. Zapewniam też, że nie jestem jakoś przesadnie odchudzony. Mam wagę, jaką miałem w ubiegłym sezonie. Ona jest teraz optymalna, dobrze się przy niej czuję, więc jest wszystko ok. 

Znakomicie wypadłeś na testach… 

Na początku listopada byłem w środku stawki, ale tak jak powiedziałem wtedy byłem po sezonie, jeszcze nie trenowałem. Nie jestem jeszcze w tej szczytowej formie. Ciągłe treningi sprawiły, że mięśnie i cały organizm jest trochę już przetrenowany. Tym bardziej, że pod koniec okresu przygotowawczego zwiększyłem ilość i intensywność zająć. Zaczynałem w listopadzie od sześciu jednostek treningowych, w grudniu było ich siedem, a ostatnie dwa tygodnie trenowałem nawet osiem razy tygodniowo. Fajnie, że na obozie skupialiśmy się na integracji, zajęcia były urozmaicone. Ruszaliśmy się, ale podtrzymywaliśmy wcześniejszą formę, a nic dodatkowo nie dokładaliśmy. Mój organizm odczuwa te 3,5 miesiąca treningów. Potrzebuje trochę wytchnienia, regeneracji. 

Jak wyglądały twoje zimowe przygotowania?

Mam sprawdzony cykl przygotowań. Moje treningi są przede wszystkim bogate w zajęcia cardio. Dwa razy w tygodniu biegałem, raz trenowałem z lekkoatletami. Dwa razy tygodniowo ćwiczyłem na siłowni. Do tego był basen plus sauna na koniec tygodnia. Wspólnie z Maćkiem Jąderem spotykaliśmy się, by pograć w piłkę. Ostatnio dołożyłem do tego wszystkiego rower. Oczywiście nie robiłem nic na siłę, by tylko zaliczyć trening. Jak było za zimno lub padał deszcz – odpuszczałem. Nie chciałem ryzykować niepotrzebnych infekcji.

Kiedyś trenowałeś MMA. Nie wspomniałeś nic na ten temat.

Zrezygnowałem z tych treningów we wrześniu 2021 roku. Uległem wtedy kontuzji nadgarstka. Nie mogę trenować niczego, co nadmiernie obciąża nadgarstki. Podczas sezonu są one mocno nadwyrężone, bo cały czas dociskają kierownicę. Zimą musiałem dać im odpocząć, by na sezon być gotowym do sportu, który uprawiam zawodowo. Treningi MMA lubię, to moje hobby, ale tam dużo się pracuje rękoma, nadgarstkami. Musiałem odpuścić.

Jak będzie wyglądał twój park maszyn?

Bazuję głównie na sprzęcie pana Jacka Rempały, z którym współpracuję od 2017 roku. Mam też silniki od Ashley Hollowaya. Przygotowałem trzy motocykle na polską ligę. Do dyspozycji mam siedem silników.

Jacek Rempała, niedoceniany przez wiele lat, ma coraz więcej klientów. Jak myślisz dlaczego?

Warsztat pana Jacka faktycznie jest teraz zapełniony silnikami i coraz trudniej tam się swobodnie poruszać. Od jakiś dwóch lat zainteresowanie jego usługami zdecydowanie wzrosło. Ma wiele zamówień i coraz większa grupa zawodników się do niego zgłasza. Mogę mówić o tym sprzęcie w samych superlatywach. Jacek wiele zainwestował w swój warsztat. Myślę, że kluczowy okazał się zakup maszyny do sprawdzania szczelności głowic od Jana Anderssona. Dwa lata – 2019 i 2020 rok – Jacek poświęcił na testy i poznanie możliwości tej maszyny. W 2021 jego silników spróbowali Chris Holder oraz Jamon Lindsay. Spisywały się świetnie i teraz Jacek może zaproponować naprawdę super silniki. Myślę, że już teraz jest w piątce najlepszych tunerów na świecie. Myślę, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Wystartujesz za granicą? 

Tak, ale priorytetem dla mnie jest liga polska. Mam kontrakt w lidze niemieckiej, z klubem ze Starlsundu. Nie śpieszę się z podpisywaniem kontraktów za granicą. W ubiegłym roku miałem umowę w Szwecji, a potem pojawiły się propozycje z Danii i Czech. Za granicą można podpisać kontrakt w dowolnym momencie, dlatego pewnie w sezonie pojawią się jakieś zapytania. Stawiam jednak na Wybrzeże i na tym się skupiam. Zawody, treningi klubowej drużyny – to jest najważniejsze. 

Stanowicie zupełnie nowy zespół. Jaka atmosfera panuje w drużynie? 

Myślę, że wszystko jest ok. Poznajemy się, ale z większością już miałem okazję poznać się wcześniej. Z Nikolai’em Klindtem i Michaelem Jepsenem Jensenem jeździłem już wcześniej w jednym zespole. Keynana Rew znam z Leszna. Obaj tam mieszkamy i często spotykaliśmy się na stadionie czy w sklepie. Znam Eryka Jóźwiaka i Jarka Hulko. Na obozie poznałem Madsa Hansena i juniorów. Widzę, że potrafimy się dogadać. 

Jak silne jest Wybrzeże?

Myślę, że stać nas na awans do play-offów. To jest realne. Nie jest to jakieś absurdalne wymaganie, że każdy musiałby pojechać ponad stan. Jeśli każdy będzie jechał na swoim poziomie, to play-offy są jak najbardziej realne dla nas. I myślę, że jak zajmiemy dobrą lokatę w rundzie zasadniczej, to przejdziemy też pierwszy etap i awansujemy do półfinałów. Trzeba będzie bardzo mocno się postarać, ale myślę, że jesteśmy w stanie to osiągnąć.

Kto będzie faworytem rozgrywek?

Najrówniejszy skład ma Zielona Góra i oni na pewno będą mocni. Tam każdego zawodnika stać na spokojnie na 8 – 9 punktów w każdym meczu. Oczywiście inni też będą mocni: Łódź, Ostrów czy Bydgoszcz z Wiktorem Przyjemskim. Ale Falubaz wzmocnił się najbardziej.

Nie miałeś zbyt wielu okazji startować na gdańskim torze. Co o nim sądzisz?

– Na początku kariery nie lubiłem tego toru. Dopiero, gdy w 2017 roku przeszedłem do Apatora Toruń, to zacząłem częściej startować w Gdańsku. Jeździliśmy młodzieżówki i po jakimś czasie „oswoiłem” się z nim i nie dostarcza mi już wielu problemów. W ostatnim czasie poczyniłem spory progres. Myślę, że w marcu będę chciał przejechać jak najwięcej okrążeni, by dobrze wjeździć się w ten tor i dopasować motocykle. To najlepsza metoda. Toru w Rawiczu też nie lubiłem. Trzy dni jeździłem do „bólu” i w końcu zaskoczyłem. Teraz chciałbym dobrze poznać gdański owal. Chciałbym go znać jak własną kieszeń…

Jakie cele stawiasz sobie na ten sezon?

– Mam dwa cele, ale nie chciałbym o nich mówić głośno. Jeden dotyczy polskiej ligi, drugi występów indywidualnych. Na razie zostawiam to dla siebie. Po sezonie powiem, czy udało się, czy nie. Powiem tylko, że chciałbym, by to był dobry sezon i dla mnie, i dla Wybrzeża. Jak wszystko będzie się układało, to mam nadzieję, że zostanę tu dłużej. 

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał TOMASZ ROSOCHACKI