Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Bartosz Zmarzlik nie pozostawił złudzeń rywalom i po raz trzeci z rzędu okazał się najlepszy w międzynarodowych mistrzostwach PGE Ekstraligi. Po zawodach przyznał, że dopiero na swoim trzecim motocyklu odnalazł prędkość i był już dla rywali nieuchwytny. Odniósł się również do toru, który tego dnia w Łodzi nie należał do najłatwiejszych.

 

Łódź Kreuje IMME na Moto Arenie nie zaczęło się wybitnie dla czterokrotnego mistrza świata. Po dwóch seriach startów na jego koncie widniały dwie „dwójki”, co mogło dać rywalom sygnał, że Zmarzlik jest tego dnia do pokonania. Tym bardziej mając w pamięci jego występ w Złotym Kasku, gdzie zajął dopiero 7. lokatę. Nic takiego jednak nie miało miejsca, a od trzeciej serii 28-latek znalazł odpowiednie ustawienia sprzętu, wszedł na swoje obroty i do końca zawodów już nie znalazł pogromcy.

– Żużel jest tak składowym sportem, że jak przestajesz szukać, to cię nie ma. Każdy turniej otwiera głowę na coś innego. Naprawdę nie mamy tak prostego zadania jak się niektórym wydaje. Każdy z nas mocno chce wygrywać. Trzeba myśleć o detalach, a drobne korekty powodują wielkie zmiany w motocyklach. Mnie to kręci. Kocham przede wszystkim motoryzację i to, jak przestawiając zębatki, dyszę czy zapłon można wolny motocykl zmienić w szybki – powiedział.

Żużel. Ta rywalizacja będzie elektryzować kibiców? Cierniak i Kowalski niczym Zmarzlik i Pawlicki

Żużel. Szymon Woźniak wycofał się z zawodów! Fatalny upadek lidera Stali

Przez niemal całe zawody żużlowcy mieli problemy z płynną jazdą. Nawet sam Zmarzlik musiał się w początkowych biegach mocno nagimnastykować. – Tor w Łodzi był dosyć wymagający i trzeba było wkładać sporo siły, by kontrolować motocykl. Pierwsze dwa wyścigi jechałem „kwadratowo”. To też dlatego, że mój motocykl był niewygodny do jazdy. Później przesiadłem się na swój trzeci motocykl i było świetnie – podsumował.