W Toruniu Bartosz Zmarzlik zakończył tegoroczne zmagania w cyklu Grand Prix. Choć Polak był pewny złota już po finałowym wyścigu w Malilli, to właśnie w Grodzie Kopernika miała miejsce oficjalna ceremonia podsumowująca rywalizację o miano najlepszego żużlowca globu. 27-latek opowiadał o kolejnym sukcesie i podkreślił, że nie chce się do nikogo porównywać.
Przed startem tegorocznego cyklu Zmarzlik był uznawany za zdecydowanego faworyta. Kiniczanin wywiązał się z tej roli perfekcyjnie. Sezon w Grand Prix zakończył mając na koncie aż o 33 oczka więcej niż wicemistrz świata – Leon Madsen.
– Na pewno bardzo mocno się z tego cieszę. Ten sezon na pewno nauczył mnie kolejnych rzeczy. Warto wierzyć od samego początku do końca, co by się nie działo. Trzeba być mega systematycznym i powtarzalnym i rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Od trzech lat podchodzę już tak, że nic nie muszę, a mogę, bo ten pierwszy złoty medal to marzenie z dzieciństwa. Drugi i trzeci inaczej trochę smakują. Tak samo wyśmienicie aczkolwiek inaczej to się odbiera. Nie zmienia to faktu, że jestem przeszczęśliwy. Chwila odpoczynku i trzeba się szykować do kolejnych startów – mówił trzykrotny mistrz świata.
Wychowanek Stali Gorzów, jak zwykle, nie zapomniał o podziękowaniu osobom, które przyczyniają się do jego wielkich sukcesów. Zawodnik nie ukrywa, że może on walczyć o najwyższe laury dzięki najbliższym, ale także sponsorom, którzy od lat z nim współpracują.
– Patrząc na ten medal zaangażowanych mnóstwo osób, które mi pomagają. Mają taki sam cel jak ja i robią wszystko, żeby mi to ułatwić i skrócić tę drogą. Są ze mną zawsze kiedy ich potrzebuję. Za to im bardzo dziękuję. Na pierwszym planie mam całą moją rodzinę i sponsorów. Od wielu lat to grono się nie zmienia i mam za co im dziękować. Wierzą w to wszystko tak samo mocno jak ja. Razem sobie działamy i piszemy jakąś tam historię pod moim nazwiskiem – opowiadał.
Trudno nie odnieść wrażenia, że tegoroczne złoto Zmarzlik wywalczył najpewniej w swojej karierze. Zawodnikowi bardzo zależało na tym, żeby do ostatniej rundy przystąpić już bez większej presji. Ten cel został zrealizowany. Na Motoarenie mógł on już występować w złotym kevlarze i obserwować rywalizację o pozostałe medale.
– Po Malilli te dni i tygodnie były normalne. Przed, przyznam się teraz, pierwszym tytułem było szaleństwo. Proste rzeczy. Jak robiłem rano bułkę, to człowiek patrzył, żeby się nie skaleczył i jakiejś głupoty nie zrobił. Rano wstawałem myślałem o silnikach, zębatkach, jaki to r będzie i jaki mieć planach A, B, C i D. Z perspektywy czasu oceniam, że to są mega trudne chwile dla głowy. Czasem sam sobie dziwiłem jak sobie z tym radziłem – czasem lepiej czasem gorzej. Wychodziłem z tego obronną ręką i z tego jestem szczęśliwy – zaznaczył.
W związku z kolejnymi sukcesami Zmarzlika coraz częściej pojawiają się pytania o to czy będzie on w stanie przebić wyczyny największych w historii dyscypliny. Do miana najbardziej utytułowanego żużlowca brakuje mu jeszcze czterech tytułów. Wtedy w klasyfikacji wszech czasów wskoczyłby przed Tony’ego Rickardssona.
– Nigdy nie wiesz co będzie jutro. Ten sport jest naprawdę przewrotny i trzeba wiele rzeczy dookoła poukładać jak puzzle, żeby w tym danym dniu, danym momencie, danym biegu być skutecznym i robić odpowiedni wynik. Nigdy w życiu nie będę się do nikogo porównywał. Chcę pisać swoją historię, chcę robić to, co robię. Ile co i jak będzie za 10-20 lat, tego nie wie nikt. Cieszę się z tego co jest teraz – podkreślił najlepszy żużlowiec globu.
CZYTAJ TAKŻE:
POLECAMY:
Żużel. W Gorzowie podtrzymają tradycję. Będzie międzynarodowo
Żużel. Gospodarze po odrodzenie i oddech. Goście o udowodnienie potencjału (ZAPOWIEDŹ)
Żużel. Anders Thomsen niezadowolony ze swoich występów. Odbuduje się w derbach?
Żużel. Legenda Falubazu stawia na ogranie Stali. „Wierzę, że derby będą nasze”
Żużel. Sobotnie eliminacje SEC: Wszyscy Polacy z awansem!
Żużel. Miał wszystko, by stać się wielkim. Dziś kończy 32 lata