fot: Sebastian Daukszewicz
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kilka dni temu Tadeusz Zdunek powiedział w wywiadzie dla serwisu Trójmiasto.pl, żeby wskazać mu choćby jednego zawodnika, który przez ostatnie 12 lat w Gdańsku nie otrzymał swoich pieniędzy. Ta wypowiedź szybko spotkała się z reakcją jednego z żużlowców, Artura Mroczki. Zawodnik skontaktował się z naszą redakcją i wrócił do wydarzeń sprzed lat, o których głośno było w mediach chociażby w 2021 roku. W wywiadzie mówi o tym, jak została załatwiona sprawa zobowiązań wobec zawodników i przyznaje, że wspomniana sytuacja zniszczyła mu karierę.

 

Nasza redakcja, zupełnie niespodziewanie, parę dni temu otrzymała od Ciebie maila z opinią na temat jednego z artykułów oraz prośbą o kontakt…

Tak. Po prostu jak czytam pewne rzeczy i widzę kolejne zdania wypowiadane przez pewne osoby, to chce mi się śmiać. Szczególnie, jak jeden z działaczy publicznie mówi, że przez dwanaście lat wypłacił swoim zawodnikom wszystko co do złotówki.

Jak sądzę, masz na myśli Wybrzeże Gdańsk.

Dokładnie. Było już parę publikacji na ten temat, które przedstawiały mój punkt widzenia. Wypowiadał się również Tadeusz Zdunek. Dla mnie jest niepoważne, kiedy ktoś mówi, że nie „wisi” złotówki, a mi i chłopakom, którzy jechali nie wypłacił wszystkich należnych środków.

Pieniądze w kieszeni zawodnika „robią” wynik, ale ich brak potrafi skończyć szybko wymarzoną karierę.

Bez pieniędzy żużla w tych czasach nie zrobisz. Jeździłem dobrze i liczyłem na to, że dostanę swoje pieniądze. Jak po dwóch latach swoich pieniędzy nie dostajesz, to jak masz dalej  robić wynik? Jestem zdania, że to przygoda z Gdańskiem skończyła mi, nazwijmy, to karierę.

Z perspektywy czasu pewnie żałujesz przeprowadzki z Gorzowa do Gdańska?

Czasu się nie cofnie. Żałuję. Do Gdańska poszedłem za namową Tadeusza Zdunka. To nie był jakiś mega kontrakt, ale Pan Zdunek mówił wtedy, że to właśnie jego osoba jest pełnym gwarantem rozliczenia kontraktu. Zrezygnowałem z Gorzowa i podpisałem umowę w Gdańsku. W Gdańsku jeździłem dwa sezony. W 2013 jechaliśmy o awans. Byłem liderem i awansowaliśmy do Ekstraligi. W następnym sezonie, gdzieś w jego połowie, zmienił się prezes. Został nim Tadeusz Zdunek i na spotkaniu stwierdził, że od tej pory będziemy z nim wszystko załatwiali. Po meczu z Lesznem było spotkanie i padło stwierdzenie, że pieniądze na koniec sezonu będą i zostaniemy spłaceni. Po zakończeniu sezonu  Gdańsk starał się o licencję na kolejny rok. Zostało postanowione, że jak wypłacą zawodnikom 40 procent należności zadłużenia, to ją otrzymają. Taki rodzaj ugody. Zawodnikom to rozwiązanie zostało przedstawione.  Ja jednak żadnej ugody z klubem obejmującej te postanowienia, że zrzekam się należnych 60 procent, nie podpisałem i to chciałbym jasno zaznaczyć. Z Gdańskiem się pożegnałem i poszedłem do Tarnowa.

fot: Sebastian Daukszewicz

Nie walczyłeś wtedy o należne Ci  środki?

Był moment, że chciałem to zrobić w 2015 roku, ale zostało powołane nowe stowarzyszenie w Gdańsku. Poprzednie zostało zamknięte. Temat stał się zatem z prawnego punktu widzenia  bezcelowy. Generalnie wykonałem swoją pracę i płacy za nią nawet w połowie nie dostałem. Jak nie ma na to, aby zapłacić zawodnikom, którzy ten żużel robią, to ja się pytam po co to w ogóle funkcjonuje. Kibice przychodzą oglądać zawodników, a nie prezesów. Zadaniem zawodnika jest być przygotowanym i robić punkty. Zadaniem działaczy za te punkty zapłacić.

Te wspomniane 40 procent należności za starty w sezonach 2013-2014  ostatecznie otrzymałeś?

Tak. Otrzymałem ponad 300 tysięcy złotych przez trzy lata. Zobowiązanie klubu po sezonie 2014 wobec mojej osoby wynosiło około 750 tysięcy złotych.

Twój temat był mocno „wałkowany” w mediach. Prezes Zdunek przedstawiał też swój punkt widzenia całej sprawy, który mocno odbiega od Twojego…

Parę lat temu, przyznam, byłem bardziej powściągliwy, ponieważ uważałem, że będzie lepiej. Obecnie jednak nie pozwolę na to, żeby ktoś wymyślał swoją prawdę. Wedle Pana Zdunka zostałem rozliczony. W porządku. To  jego zdanie. Ja uważam jednak inaczej. Nie zostałem rozliczony do końca. Prezes Zdunek za jednym razem nie pamięta co było siedem lat temu, później pamięta, że podpisano ze mną ugodę. Jak ta ugoda jest, to proszę ją pokazać. Jak jest podpisana sprawdźmy, to sprawdzimy czyj to podpis. Na pewno nie mój.

Wy, jako zawodnicy, nie jesteście w stanie bardziej zawalczyć wspólnie o swoje interesy? Trzymacie się przecież razem. Czy to tylko pozory?

Nie wiem. Ja raczej nie rozmawiam z kolegami. Jesteśmy grupą ludzi wykonującą daną profesję, ale rywalizujemy o miejsce w składach, kontrakty czy punkty na torze. Znajomości są powierzchowne i chyba nie ma miejsca na jakąś wielką solidarność w słusznych sprawach. Jak słyszę, że Krzysiek Cegielski mówi, że niekiedy zawodnicy się nie interesują swoimi sprawami, to uważam, że to najwyższa pora, aby żużlowcy pewne sprawy dla swojego dobra wzięli w swoje ręce. Na pewno trzeba nowych rozwiązań i zjednoczenia samych zawodników. Zawodnicy mają różne problemy, ale jak mogą o nich mówić skoro do 30 października czekają na pieniądze. 31 października kończy się kontrakt, następnego dnia często podpisuje się następny. Pewne rzeczy siłą rzeczy są „zasłonięte” skutecznie przed mediami.

W takim razie, które „tematy” należy uzdrawiać?

Odnośnie płatności, to sporo przez lata się zmieniło. Chodzi chociażby o wydawanie licencji choćby. Mówi się jednak dalej  o ugodach i podobnych sytuacjach. Weźmy na przykład taki Rawicz. W połowie sezonu wszystko się sypie i powstaje problem. Generalnie powinno się usiąść i wiele tematów poruszyć i sami zawodnicy winni mieć większy głos, ponieważ bez nich ten sport by nie istniał.

Nie brak głosów, że taki talent jak Artur Mroczka już się żużlowo „skończył”. Co Twoim zdaniem spowodowało, że jesteś w zupełnie innym miejscu w żużlowej hierarchii, aniżeli to gdzie chciałbyś być?

Finanse. Gdybym miał te środki, które mieć powinienem i które wypracowałem, to wtedy rozumiem. Można mówić, że Mroczka się nie nadaje. Kończy się. Jeśli jednak nie masz za co inwestować, inwestujesz w sezon 50 tysięcy zamiast 400 czy 500 jak inny zawodnik, to ciężko w obecnym żużlu być wybijającą się jednostka. Samym talentem świata nie zawojujesz. Nie te czasy. Tu najlepszy talent nie pomoże, jak nie ma się czegoś dobrego pod tyłkiem.

Ile pieniędzy jest potrzebne, aby dobrze przygotować się do sezonu?

Ja praktycznie zawsze wydawałem tyle, ile miałem. Zawsze byłem dobrze przygotowany. To były kwoty rzędu 300-400 tysięcy złotych. Nigdy nie oszczędzałem.  Po moich wynikach widać, że do momentu mojego  pójścia do Gdańska wszystko było dobrze, jeśli chodzi o moje wyniki.  Gdańsk mnie „skończył” finansowo i tyle.

Jakie masz jeszcze plany na swoją karierę?

Obecnie mam kontrakt warszawski w Gorzowie. Drużynie Stali mogę tylko podziękować za przyjęcie mnie z powrotem. Planuję w przyszłym roku ścigać się w Anglii, a w Polsce będę czekał na okazję do zasilenia jakiegoś klubu w czasie sezonu.

Masz 34 lata. Na co Cię stać jeszcze w żużlu?

Gdybym miał dobrego sponsora, który pomógłby sprzętowo, to uważam, że jestem zawodnikiem, który napsuje jeszcze krwi najlepszym. Metryka ma drugorzędne znaczenie. Czuję się młodo i słabo „wyeksploatowany”. Po Gdańsku czas się dla mnie zatrzymał. Nie było mnie stać na większe inwestycje i tym samym odpowiedni rozwój na torze. Uważam, że i tak „bez pieniędzy” wynik w lidze nie był najgorszy.

Stowarzyszenie, które było winne Ci pieniądze, nie istnieje. Od startów w Gdańsku minęło wiele lat. Czemu wciąż  do tego tematu  powracasz? Szanse na odzyskanie tej kwoty są obecnie praktycznie zerowe.

Wracam i będę wracał. Gdańsk nie wypłacił mi blisko pół miliona złotych należnych środków. Osoba, która wtedy osobiście  wypłatę gwarantowała dalej tam działa. Jak się pytam gdzie są moje pieniądze, to mówią, że wszystko zostało spłacone. Wedle PZM, przy spłacie 40 procent nie musieli mieć nawet mojego podpisu na ugodzie. Uważam, że takim załatwieniem sprawy zrobiono mi, jako człowiekowi, największą krzywdę i skończono moją miłość do tego sportu. Może to wyda się irracjonalne, ale ja mam nadzieję, że ktoś jeszcze ma sumienie i ten temat zostanie, pomimo upływu czasu, jakoś rozwiązany. Mam trójkę dzieci, mam narzeczoną, która niedawno mi powiedziała, że też nie jest szczęśliwa, bo wszystko co złe, to zaczęło się od mojej historii z Gdańskiem.

Madsen czy Jonasson nie przyjeżdżali już na mecze, bo widzieli co jest grane, a ja do końca inwestowałem i jechałem z wiarą, że klub też zagra fair i się z zobowiązań wywiąże. Żadne „odpuszczanie” nie przychodziło mi nawet do głowy. Na koniec przyszedł Pan Zdunek i powiedział: „Albo zamykam klub i nic nie macie, albo bierzecie 40 procent”. To jest fair? To było postawienie przed faktem dokonanym. Dodał jeszcze, że zamiast nas spłacić woli swoim dzieciom domy postawić. Miasto to samo, stadion ten sam, ta sama osoba dowodzi klubem i na papierze wszystko się zgadza. Czy jednak  faktycznie się wszystko zgadza? Na to powinni sobie odpowiedzieć Ci, którzy ten wywiad przeczytają. Mi ten niezamknięty rozdział życia nie pozwala do dziś normalnie funkcjonować. Taka jest prawda i najbliżsi o tym wiedzą. Dopóki nie dostanę swoich pieniędzy będę atakował ze wszystkich stron.

Jakie Twoim zdaniem jest najprostsze rozwiązanie problemu?

Jest takie, które żadnej ze stron nie wyrządzi krzywdy, a sprawę rozstrzygnie na korzyść obu stron konfliktu. Pan Zdunek spotka się z moim prawnikiem, podpiszą umowę na sponsoring, a kwota nie zniszczy imperium pana Zdunka. Ja wrócę tam, gdzie miałem być, a nie gdzie jestem.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA