Fot. Jarek Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Adrian Miedziński, wychowanek KS Apatora Toruń to zawodnik, którego przez całą karierę nie omijały kontuzje. „Miedziak” w poprzednim sezonie wrócił do ligowego ścigania po potwornym upadku w Zielonej Górze, który o mało nie skończył się tragicznie. W poniższym wywiadzie 38-latek zdradził nam plany na bliższą i tę nieco dalszą przyszłość.

 

W poprzednim roku wrócił Pan na tor po strasznej kontuzji i zdołał odjechać kilka spotkań dla Fogo Unii Leszno. Jak Pan oceni ten sezon?

Powiem szczerze, że nie liczyłem na ściganie w poprzednim roku. Zdarzyła się taka okazja, że Unia Leszno miała problemy kadrowe i nieszczęściem kontuzjowanych zawodników udało mi się raz jeszcze rywalizować z innymi żużlowcami w PGE Ekstralidze. Były wówczas oferty z innych klubów, lecz nie były to tak pewne kluby, jak Unia.

Czy już wiadomo, co w takim razie odnośnie startów w sezonie 2024? Jest szansa na to, że zobaczymy Pana jeszcze na torze?

Jestem tego zdania, że nic na siłę. Jeśli zobaczę, że powrót na tor nie ma sensu, to nie będę tego robić. Albo robimy to dobrze, albo nie robimy tego wcale. Na pewno wyjadę jeszcze na tor sam dla siebie, by się sprawdzić. Nie chcę siebie jednak w żadnym stopniu do niczego zmuszać, bo ja nic nie muszę i nikomu też nie muszę niczego udowadniać.

Po podpisaniu kontraktu warszawskiego z Polonią Bydgoszcz były jakieś rozmowy z przedstawicielami klubów, które chętnie by Pana zobaczyły w swoim zespole na sezon 2024?

Nie, nikt się ze mną nie kontaktował ani ja też na siłę do nikogo nie wydzwaniałem. Czekam do marca ze spokojem i dopiero wtedy będę podejmował jakieś konkretne decyzje.

A jak wyglądają pańskie przygotowania pod kątem fizycznym? Nie jest żadną tajemnicą, że trenuje Pan pod czujnym okiem Radosława Smyka. Czy jest także miejsce na inne przygotowania, jak chociażby motocross?

Motocross porzuciłem już dobrych parę lat temu. Wolałem postawić tylko na tradycyjny motocykl żużlowy, dlatego przygotowuję się tylko pod kątem Radosława Smyka i nie potrzebuję dodatkowych zajęć jak motocross.

Czy w przypadku niepowodzenia w powrocie do ligowego ścigania, myślał Pan może o karierze trenerskiej? Zna się Pan przecież na żużlu i nie wątpię w to, że mógłby Pan przekazywać cenne uwagi lub nowinki zawodnikom. Myślał Pan nad tym kierunkiem?

Nawet, jeśli zakończę swoją przygodę z żużlem, to i tak przy nim w jakimś stopniu pozostanę. Moje dzieciństwo i praktycznie całe dorosłe życie jest oparte na tym sporcie i nie wyobrażam sobie zniknięcia z tego środowiska ot, tak. Ale tak, jestem bliski ukończenia kursów instruktorskich i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jak już jednak wspominałem, nie mam takiego parcia, że muszę coś zrobić.

Na koniec pytanie krótkie, ale jakże ważne dla kibiców. Kiedy wyjazd pierwszy wyjazd na tor w tym roku? Planuje Pan coś w tym zakresie?

Tak, pierwszy wyjazd planuję w marcu. Tak, jak wspomniałem na początku rozmowy, chcę wyjechać sam dla siebie, bo tego potrzebuję. Jeszcze nie wiem dokładnie na jakim torze, ale wiem, że w marcu chcę to zrobić i wtedy też będę wiedział w 100%, czy definitywnie kończymy.

Dziękuję bardzo za rozmowę

Dziękuję

Rozmawiał KACPER PISKORSKI