Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Polski żużel obecnie dyktuje trendy panujące w dyscyplinie, najlepsi żużlowcy jeżdżą w naszych ligach, a biało-czerwoni dominują w kolejnych zawodach. Były jednak takie turnieje, w których niemoc Polaków trwała bardzo długo. Jedną z nich były Mistrzostwa Świata Par. Dzisiaj obchodzimy 52. rocznicę pierwszego i zarazem ostatniego złotego medalu zdobytego dla naszego kraju. W 1971 roku dokonali tego Jerzy Szczakiel i Andrzej Wyglenda.

 

Bartosz Zmarzlik ma na swoim koncie 3 złota zdobyte w Grand Prix oraz dużą przewagę w klasyfikacji generalnej, juniorzy hurtowo zdobywają tytuły IMŚJ i DMŚJ, także w Drużynowym Pucharze Świata biało-czerwoni nie mieli sobie równych, jednak jeśli chodzi o rywalizację w Mistrzostwach Świata Par, a następnie w Speedway of Nations tutaj niemoc naszych reprezentantów trwa długo. W międzyczasie w 1996 roku Tomasz Gollob, Piotr Protasiewicz i Sławomir Drabik zdobyli złoto w Drużynowych Mistrzostwach Świata, które tak naprawdę były mistrzostwami parowymi. 11 lipca obchodzimy kolejną rocznicę jedynego złota w MŚP. 52 lata temu złoto zdobyli Jerzy Szczakiel i Andrzej Wyglenda. Dodatkowo zrobili to w wielkim stylu, ponieważ zdobyli komplet punktów.

Pierwszy półfinał odbył się w maju, natomiast drugi w czerwcu. Polska nie brała w nich udziału ze względu na rolę gospodarza finału. Pierwsze zawody miały miejsce w Krsko. Najlepsi okazali się reprezentanci Czechosłowacji. Oprócz naszych sąsiadów awans wywalczyła pierwsza drużyna Jugosławii oraz Austria. Drugi półfinał odbył się w Leicester. Zgodnie z przewidywaniami triumfowali faworyci z Nowej Zelandii z Ivanem Maugerem na czele. W finale zameldowali się także Szwedzi i Szkoci. Decydujące zawody zaplanowano na 11 lipca w Rybniku.

Faworytami do złota była Nowa Zelandia, która miała w składzie ówczesnego 3-krotnego mistrza świata Ivana Maugera i 4-krotnego najlepszego żużlowca na świecie Barry’ego Briggsa. Chociaż mistrzowie wydawali się poza zasięgiem rywali Polacy wierzyli w swoje umiejętności i możliwość wygranej – Zawsze się wierzyło, że można wygrać. Tak było wtedy – wspominał tamte wydarzenia w rozmowie na naszym portalu Andrzej Wyglenda. Biało-czerwoni jeszcze przed wyjazdem na tor mieli przygotowaną specjalna taktykę na zawody rozgrywane na rybnickim owalu –  Byliśmy z Jurkiem umówieni, że on jedzie po zewnętrznej, a ja po wewnętrznej. Powodem takiej decyzji było to, że to on był młodszy, mniej doświadczony, ale rozumieliśmy się na torze – wyjaśnił na łamach naszego portalu Andrzej Wyglenda.

Jak się okazało te ustalenia okazały się strzałem w dziesiątkę, ponieważ reprezentacji naszego kraju prezentowali się fenomenalnie. Nie mieli sobie równych w kolejnych biegach. Kolejno triumfowali podwójnie. Nowozelandczycy zgubili punkt w starciu ze Szwedami, ale mimo tego byli w grze o złoto. Kluczowy był wyścig, w którym zmierzyły się czołowe ekipy tego turnieju. Szczakiel i Wyglenda nie dali szans utytułowanym rywalom i wygrali z nimi 5:1. Dzięki temu Polacy byli bardzo blisko złotego medalu, który ostatecznie zdobyli w fenomenalnym stylu – nie zgubili choćby oczka – Startowaliśmy u siebie, ale to nie ujmuje sukcesu. Rywale byli bardzo silni. Z Jurkiem współpracowaliśmy doskonale – mówił Andrzej Wyglenda.

Para reprezentująca Polskę w tych zawodach dokonała rzeczy historycznej nie dość, że zanotowali na swoim koncie komplet punktów to jeszcze do tej pory nikomu z biało-czerwonych nie udało się powtórzyć tego osiągnięcia. Nagrody za triumf w zawodach znacznie różniły się od tego co możemy obserwować w dzisiejszym żużlu – Gdy my z Jurkiem Szczakielem zdobywaliśmy mistrzostwo świata par, to dostaliśmy nieco ponad pięć tysięcy ówczesnych złotych, a w przeliczeniu na „wtedy” był to garaż z płyt betonowych – wspominał Wyglenda.