Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Dokładnie 32 lata temu na świat przyszedł Maciej Janowski – obecnie jeden z najlepszych żużlowców na świecie. Wrocławianin od samego początku uznawany był za wielki talent, co potwierdzał już w swoich juniorskich czasach, zdobywając trzy medale (jeden złoty, dwa srebrne) w mistrzostwach świata juniorów. „Magic” jest również multimedalistą Indywidualnych Mistrzostw Polski, a przed rokiem wywalczył swój pierwszy medal w zmaganiach o tytuł najlepszego jeźdźca globu.

 

Jak to wszystko się zaczęło? – Pierwszy raz tata zabrał mnie na stadion jak miałem półtora roku. Od tamtej pory, co niedzielę byliśmy na stadionie. Można powiedzieć, że już w dzieciństwie mocno przewijałem się przez Stadion Olimpijski. Wiele z tego stadionu pamiętam, jednak najpierw najbardziej interesowało mnie bieganie po trybunach i ściganie się wokół barierek z innymi dziećmi. Wspomnień mam dużo, większość z nich to są takie zdjęcia w pamięci. Były to super czasy i cieszę się, że rodzice zabierali mnie na Stadion Olimpijski. Pamiętam Mistrzostwa Świata Juniorów i triumfującego Roberta Miśkowiaka. Kibice wbiegli wtedy na murawę i ja byłem jednym z nich – wspominał Janowski w rozmowie z Przemysławem Sierakowskim w 2020 roku.

Po pierwszych zawodach żużlowych w roli widza, przyszedł czas na to, by młody Maciej spróbował swoich sił na motocyklu. Wrocławianin wyjaśnił, że jego przygoda z żużlem rozpoczęła się w pewnym sensie przez przypadek. Tłumaczył też, że do Betard Sparty trafił jako dość dobrze przygotowany adept.

– Nigdy nie byłem w szkółce żużlowej. Nigdy też nie myślałem, że będę miał okazję spróbować. Było w tym wszystkim trochę szczęścia. Tata chciał nam kiedyś zrobić przyjemność i zabrał nas na minitor do Bąkowa pod Wrocławiem. Była tam taka przerobiona W-ska i zaraz po tym jak spróbowałem jazdy na niej, to wiedziałem, że chciałbym w przyszłości jeździć na żużlu. Później znaleźliśmy osobę, z którą jeździliśmy i wypożyczaliśmy motocykl. Potem miałem swój pierwszy motocykl i jeździłem nim po torach w Polsce. Bardzo dużo czasu spędziliśmy w Pawłowicach pod okiem pana Stasia Śmigielskiego, który miał chyba największy wpływ na moją karierę. Tam raz bądź dwa razy w tygodniu, przez dwa lata, szlifowałem swoje umiejętności. Zbliżał się czas, żeby zdać licencję, więc wiedzieliśmy, że muszę pojeździć po większych torach, aby zapoznać się z prędkością. Później podpisałem kontrakt we Wrocławiu. Trafiłem więc do klubu nie jako zawodnik, który przyszedł się szkolić od zera. Może nie do końca byłem gotowym produktem, ale te główne techniczne rzeczy już miałem opanowane – mówił lider wrocławskiego zespołu.

„Magic” od wielu lat jest liderem oraz ulubieńcem kibiców wrocławskiej Sparty. Dzisiejszy solenizant jest niemalże zawodnikiem spełnionym – na krajowym podwórku dwukrotnie udało mu się wywalczyć złoto indywidulnie, a także drużynowo – raz ze Spartą, a raz z Unią Tarnów. Z „Orzełkiem” na piersi trzykrotnie zdobywał złoto w Drużynowym Pucharze Świata, a chyba najbardziej pamiętny z nich miał miejsce kilka dni temu. Na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu doprowadził polskich sympatyków żużla do euforii, po świetnej akcji zapewniając w ostatniej gonitwie dnia złoty medal dla Biało-Czerwonych. Maciejowi Janowskiemu brakuje już tylko jednego, aczkolwiek najważniejszego dla żużlowca tytułu – indywidualnego mistrza świata. Rok temu po raz pierwszy udało mu się wywalczyć medal, więc z okazji urodzin życzymy, by w niedalekiej przyszłości na jego szyi zawisł ten z najcenniejszego kruszcu.

Maciej Janowski. fot. Jarosław Pabijan
Maciej Janowski. Foto: Jarek Pabijan
Maciej Janowski, Bartosz Zmarzlik i trener Marek Cieślak.
Maciej Janowski to już, bez dwóch zdań, klubowa ikona.

Maciej Janowski podrzucany przez kolegów z toru po wywalczeniu tytułu najlepszego juniora globu. Gniezno, 2011. Fot. Jarek Pabijan.