Rafał Kurmański zmarł 30 maja 2004 roku. Przeżył niespełna 22 lata.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Aż trudno w to uwierzyć, ale 30 maja mija właśnie 19 lat od śmierci Rafała Kurmańskiego, jednego z najlepiej zapowiadających się żużlowców na początku XXI wieku. Wychowanek Falubazu Zielona Góra miał niespełna 22 lata i przed sobą całe życie. Niestety, jego ciało znaleziono w pokoju hotelowym, na kilka godzin przez meczem z Unią Leszno.

 

Rafał Kurmański przebojem wdarł się do żużlowej czołówki jeszcze pod koniec ubiegłego wieku. Uchodził za ogromny talent, świetnie punktował w lidze i imponował sylwetką. Kibice widzieli w nim następcę Andrzeja Huszczy, a nawet kandydata na mistrza świata. Nic więc dziwnego, że w 2003 roku został nagrodzony dziką kartą na Grand Prix Europy, które miało miejsce wówczas w Chorzowie. W swoim drugim starcie zdołał nawet wygrać wyścig, a na jego rozkładzie znaleźli się Sebastian Ułamek, Bjarne Pedersen oraz Peter Karlsson – uznane nazwiska na arenie międzynarodowej. Co prawda „Kurmanek” zakończył udział w tym turnieju na 19. miejscu, ale dał sygnał, że w przyszłości będzie chciał się liczyć w walce o mistrzowski tytuł.

Ten sezon Kurmański zakończył jednak z poważną kontuzją kręgosłupa, której nabawił się w zawodach młodzieżowych. Lekarze prognozowali jednak, że na start przyszłorocznych rozgrywek powinien być gotowy i tak też się stało. To był jednak pierwszy sezon Rafała w gronie seniorów. Wielu utalentowanych zawodników z sukcesami za juniora miało problem, by odnaleźć się w „dorosłym” speedwayu. W Zielonej Górze Rafał Kurmański miał status gwiazdy. Pisano o nim w prasie, mówiono w radiu, a na mieście co rusz był rozpoznawany. Śledzono każdy jego krok, każdy sukces świętowano, a każdą porażkę ganiono. To musiało oddziaływać na psychikę młodego chłopaka, który był raczej zamknięty w sobie. Nie lubił, gdy było o nim głośno i bardzo przejmował się opinią publiczną. Każdą porażkę przeżywał podwójnie, bo wiedział, że na następny dzień usłyszy o tym w radiu i przeczyta w gazecie. To prawdopodobnie kosztowało go życie…

Pierwszy sezon w roli zawodowca nie układał się po jego myśli. Trapiły go problemy sprzętowe, a nie pomagała również kontuzja odniesiona pod koniec ubiegłego roku. Wydawało się jednak, że wszystko zmierza w dobrym kierunku i „Kurmanek” powoli wychodzi z dołka, podobnie jak cała zielonogórska drużyna. W przeddzień domowego meczu przeciwko Unii Leszno doszło jednak do wydarzenia, które zapewne przelało czarę goryczy.

Rafał Kurmański prowadził swojego busa pod wpływem alkoholu. 0.8 promila we krwi oznaczało utratę prawa jazdy. Niespełna 22-latek bał się reakcji ze strony bliskich, mediów i wszystkich dookoła ludzi, tym bardziej w obliczu nie najlepszej postawy na torze. To było już dla niego za dużo. W nocy z soboty na niedzielę popełnił samobójstwo na klamce pokoju hotelowego. W swojej krótkiej karierze żużlowca zapisał się trwale w historii sportu oraz zielonogórskiego klubu. Kibice przy W69 do dziś wywieszają transparenty upamiętniające zawodnika. „Kurman jedziesz zawsze z nami”…