Czy PGE IMME 2021 zyska odpowiedni blask? | fot. archiwum
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Wygrał tytan pracy, szukający upewnienia się, że fury jadą, choć piaszczyście i przyczepnie nie było – Bartosz Zmarzlik. Za nim, podrażniony ostatnio Madsen, który do finału wjechał po ciężkiej przeprawie i poszukujący formy Doyle, przypominając się tym samym toruńskim kibicom i prezesom, sygnalizując przy tym: – Jestem i nadal potrafię. Mnie bardziej zainteresowało kto listę startujących podpisywał i co to ma wspólnego z nitro.

Oczywiście z tym nitro to wyłącznie (mam nadzieję) sarkazm, choć patrząc na zestaw nazwisk w kontekście ich dokonań ligowych, tych za prawdziwe pieniądze i na „prawdziwych” silnikach, to można wpaść w osłupienie. Ci wszyscy rzekomo latający i fruwający kandydaci co najmniej do tytułu IMŚ jakoś tak bez przekonania, bez błysku i bez wyniku. Pary zabrakło, „bajk” nie ten bo testy, czy rzeczywiście nitro maczało w tym palce? Oj, lubimy spiskowe teorie dziejów, tym bardziej gdy następnego dnia bądź dzień wcześniej, część tych grajków odpaliła rakietowe… nie, nie paliwo, rakietowe silniki i pofrunęła po swoje w lidze. Daje do myślenia.

Pozostańmy jednak przy wersji „w dobrym towarzystwie testowali sprzęt”. To co się sprawdza i jedzie po kasę w lidze zostało w domu, a tu poszukiwali owi rajderzy, dodajmy bezskutecznie, prędkości na rezerwowym sprzęcie. Na tym szarym tle błysnęli równi, stabilni i ambitni. Co ciekawe, o ile w stawce uczestników niezbyt wielu rodaków, to w czołówce już nieźle. Najsłabszy z naszych na 8. miejscu. Czyli im się chciało, bez względu na to czy są wybrańcami Cieślaka, czy też rzekomo omijają go szerokim łukiem w parku maszyn. Nie liczę tu Czugunowa, który tę listę płac podpisał z dwoma oczkami. Jeszcze trochę wody w Wołdze, tfu! Wiśle, musi upłynąć zanim z czystym sumieniem nazwę go Polakiem. Szkoda wszakże, że to jedyny junior pośród występujących na toruńskiej MotoArenie. A warto przypomnieć, iż kryterium doboru było tu nader selektywne. Bez względu na sympatie, czy antypatie jechali obiektywnie najlepsi w lidze według uzyskanych na torze średnich biegowych. No i tutaj tylko jeden młokos, do tego przyszywany. Nie jest dobrze.

Przemysław Sierakowski, autor tekstu

Zmarzlik dał show do jakiego powoli nas przyzwyczaja. Jedzie z zębem, czasem na granicy, widowiskowo i tam gdzie inni zostają on potrafi wyprzedzać. Znaczy fury odżyły, a team odzyskał nosa w ustawieniach. No bo, jak twierdził niedawno w pogaduchach zacny gość, pan Władysław Gollob, współczesny żużlowiec, to bardziej pilot niż zawodnik. Dosiada bolidu, dostaje info od obsługi na temat warunków pogodowych i technicznych maszyny, zgłasza na wieżę gotowość i… startuje. Trudno odmówić racji takiemu postrzeganiu obecnego speedway`a. Ileż to przychodzi nam się nasłuchać dyrdymałów pogodowo-sprzętowo-ustawieniowych, a już o tych optymalnych, bo to najmodniejsze żużlowe określenie, nie wspomnę. Jakoś tylko sobie grajkowie niewiele mają do zarzucenia. No i kiedy ów pilot trafi już właściwy bolid, wygrywający mu wyścigi tam gdzie dobrze płacą, z nadzieją, że bez dodatkowego „wspomagania”, to go chłop oszczędza, czemu się trudno dziwić. Bartek zaś nie kalkuluje. Owszem możliwości finansowe, a w ślad za tym sprzętowe ma nieporównywalne z pozostałymi dzięki Orlenowi głównie, ale nie tylko, jednak same te motocykle do warunków na torze się nie dostroją, co było wyraźnie widać po początkowych harcach Zmarzłego. Teraz kolejny raz uspokaja swoich fanów pokazując, że wszystko w teamie naszego mistrza świata jest poukładane i opanowane.

Nie zazdroszczę za to prezesowi Świącikowi. Ten z kolei oglądając swoich matadorów w Toruniu miał prawo rwać włosy z głowy. Nie dość, że Włókniarz reprezentowany najliczniej, to i na pudle aż dwa miejsca dla nawróconych. Madsen pokazuje, że już chyba po kryzysie i na twardym, szczególnie, pojedzie szybko i skutecznie. Doyle zaś zadziwia chyba najbardziej samego siebie. Ale w Apatorze sygnał, wymowny i dobitny, odczytali raczej jednoznacznie. Gdyby patrzeć zaś tylko na wyniki IMME i tylko na ich podstawie wyciągać wnioski, to rzekome dwie bańki z Wrocka dla Artioma mogą być, nazwijmy, przeszacowane. Tylko, że to turniej. Takie nieważne zawody o czapkę śliwek. Liga. Tu dopiero następuje wymierna selekcja.

A propos selekcja. Podoba wam się formuła IMME z dwoma półfinałami dla ośmiu oraz decydujący finał z dwójką najlepszych po serii zasadniczej i dwoma zwycięzcami połówek? Ja mam takie raczej ambiwalentne odczucia. Z jednej strony dlaczego o ostatecznej klasyfikacji na pudle ma decydować jeden start, przy tym utrudniony dla najrówniejszych w sesji zasadniczej, bo oni czekają, zaś półfinaliści już wiedzą co tam nowego z torem. Z drugiej zaś, skoro ma być niesprawiedliwie, to dlaczego nie. W toruńskim finale akuratnie niewiele tu się pozmieniało. Wyskoczył jak królik z kapelusza Madsen, którego 8 oczek po zasadniczej rundzie trudno było się doszukać, ale zamęczył w barażu Magica, zaś w decydującym biegu zajął drugą lokatę i wskoczył na pudło. Takie zasady, więc skorzystał. On jeden właściwie. Oprócz Hamleta, pozostali postanowili zachować status quo i nie wyrywali się szczególnie w barażu, by krzyżować sobie szyki. Finał, mimo nieznajomości bieżących zachowań nawierzchni, co częstym argumentem w tłumaczeniach przegranych bywa, także bez sensacji. Najlepsza dwójka w serii, najlepsza również w decydującej bitwie, zaś półfinaliści, zapewne na rozgrzanych i nie schłodzonych do końca furmankach, bo takie teorie też funkcjonują, tym razem w tle.

Wnioski? Na pewno nie zbyt daleko idące. Przekonuje tylko liga. W Toruniu ścigali się naprawdę tylko ci, którzy chcieli, bądź szukając formy i prędkości swych motocykli – musieli. Połowa stawki, ze wskazaniem na tę dolną część, nie musiała, więc odfajkowała imprezkę na zaliczenie. Za to w lidze… . To już inna bajka.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

12 komentarzy on Przemysław Sierakowski: PGE IMME, czyli jechali ci, którzy chcieli albo musieli
    Ja
    17 Aug 2020
     1:19pm

    Regulamin jest fatalny. Kombinowanie i „uatrakcyjnianie” na siłę, nie mające nic wspólnego ze sprawiedliwością. Szkoda. 20 wyścigów i finito. Tak było przez lata. Po co zmieniać coś co działało od zawsze.

      R2R
      17 Aug 2020
       3:32pm

      Za chwilę zrobią tak, że po 20 wyścigach gość z punktacją (0,0,1,w,1) trafi do jakiegoś śmiesznego półfinału szczęścia dla przegranych, skąd będzie jakaś furtka do półfinałów, a z nich do finału z uprzywilejowanym prawem wyboru toru.
      Do zupy z takimi zawodami. Losowość i szczęście decydują o wynikach.

    Pan Demia
    17 Aug 2020
     4:12pm

    Trzeba by wymyślić jakiś system, który połączy ze sobą zalety dwudziesto biegowego turnieju bez „dodatków” z turniejem zakończonym wielkim finałem w którym dopiero wszystko się rozstrzyga.
    Tak żeby było sprawiedliwie, ale z drugiej strony żeby emocje były do końca. Tylko pytanie czy tak się w ogóle da?

    Przecież każdy z nas wie, że w klasycznym dwudziesto biegowym systemie czasami mistrza poznaje się już w XVII biegu. Albo np. dochodzi do sytuacji typu „Aha. To teraz w XIX wyścigu Iksińskiemu wystarczy jak zdobędzie punkt i wygrywa.”
    W XXI wieku to chyba nie o takie emocje chodzi. 😉

      Ja
      17 Aug 2020
       6:55pm

      Żaden system nie jest do końca sprawiedliwy bo wałki niestety są możliwe, choćby 1995 Wrocław IMP, kiedy zapierali się co niektórzy nogami, żeby pan Świst zdobył tytuł. Niemniej uważam, że ta tabela 20 biegowa jest optymalna. Poza tym czasy się trochę jednak zmieniły i już takie cyrki jak we Wrocławiu nie będą się zdarzać.

    iksis
    17 Aug 2020
     6:28pm

    Rozwiązanie jest proste. Jest runda zasadnicza i do półfinałów wchodzi ośmiu najlepszych, potem są dwa półfinały i po dwóch najlepszych wchodzi do finału. Razem mamy 23 wyścigi i każdy jest punktowany identycznie 3-2-1-0. Kto ma najwięcej punktów na końcu wygrywa.
    Na przykład:
    A: 15+1=16
    B: 10+3+2=15
    C: 11+2+1=14

    I wtedy zawodnik A ma wyższe miejsce niż zawodnicy B i C mimo, że odpadł w półfinale.

      Pan Demia
      17 Aug 2020
       11:48pm

      Ale może też być np.:
      A: 15+3
      B: 12+2
      C: 11+2
      D: 11+3

      I wtedy jedziesz finał już znając mistrza. 🙁 Do tego jeszcze galimatias związany z tym, że po finale najprawdopodobniej potrzebny będzie bieg dodatkowy. No chyba że jakieś inne kryterium typu „w przypadku równej ilości pkt. lepszy jest zawodnik wyżej klasyfikowany po rundzie zasadniczej”.

      Felix
      18 Aug 2020
       9:46am

      Przede wszystkim trzeba się zapytać o jaką sumę wynagrodzenia za poszczególnie zdobyte miejsce „walczyli” powołani zawodnicy. Wygląda na to i to nie od dziś, że sam prestiż nie wystarcza. Kiedyś mistrzostwo (indywidualne) angielskiej ligi uważane było za co najmniej równe tytułowi mistrza świata. Podobnie inne indywidualne zawody jak „Internationale”, itp.Dlaczego? No startowali w nich najlepsi z najlepszych, a w finale mistrzostw świata rezerwowane mieli miejsce zawodnicy ze strefy kontynentalnej, a ci do najlepszych mi należeli. Co gorsza gospodarz tych finalow miał miejsca dla swoich zawodników bez żadnych kwalifikacji. Dlatego zwycięstwo Edwarda Jancarza w „Internationale 1977” oceniam wyżej niż zwycięstwo Jerzego Szczakiela w światowym finale 1973.

    Daro30
    22 Aug 2020
     5:43pm

    Przemwk co to za blazenada!! Nie robcie z kibicow idiotow wyprzedz po bandzie mialy byc wyniki do wtorku a wy pierdol…. sie z zaleglymi kolejkami jak brakowalo meczu… dzieciaki to robia? Zlec to mi a w ciagu 10 godzin bedziesz mial wyniki. Wysmiewasz Belzebuba a sami zaczynacie to samo !!!

Skomentuj

12 komentarzy on Przemysław Sierakowski: PGE IMME, czyli jechali ci, którzy chcieli albo musieli
    Ja
    17 Aug 2020
     1:19pm

    Regulamin jest fatalny. Kombinowanie i „uatrakcyjnianie” na siłę, nie mające nic wspólnego ze sprawiedliwością. Szkoda. 20 wyścigów i finito. Tak było przez lata. Po co zmieniać coś co działało od zawsze.

      R2R
      17 Aug 2020
       3:32pm

      Za chwilę zrobią tak, że po 20 wyścigach gość z punktacją (0,0,1,w,1) trafi do jakiegoś śmiesznego półfinału szczęścia dla przegranych, skąd będzie jakaś furtka do półfinałów, a z nich do finału z uprzywilejowanym prawem wyboru toru.
      Do zupy z takimi zawodami. Losowość i szczęście decydują o wynikach.

    Pan Demia
    17 Aug 2020
     4:12pm

    Trzeba by wymyślić jakiś system, który połączy ze sobą zalety dwudziesto biegowego turnieju bez „dodatków” z turniejem zakończonym wielkim finałem w którym dopiero wszystko się rozstrzyga.
    Tak żeby było sprawiedliwie, ale z drugiej strony żeby emocje były do końca. Tylko pytanie czy tak się w ogóle da?

    Przecież każdy z nas wie, że w klasycznym dwudziesto biegowym systemie czasami mistrza poznaje się już w XVII biegu. Albo np. dochodzi do sytuacji typu „Aha. To teraz w XIX wyścigu Iksińskiemu wystarczy jak zdobędzie punkt i wygrywa.”
    W XXI wieku to chyba nie o takie emocje chodzi. 😉

      Ja
      17 Aug 2020
       6:55pm

      Żaden system nie jest do końca sprawiedliwy bo wałki niestety są możliwe, choćby 1995 Wrocław IMP, kiedy zapierali się co niektórzy nogami, żeby pan Świst zdobył tytuł. Niemniej uważam, że ta tabela 20 biegowa jest optymalna. Poza tym czasy się trochę jednak zmieniły i już takie cyrki jak we Wrocławiu nie będą się zdarzać.

    iksis
    17 Aug 2020
     6:28pm

    Rozwiązanie jest proste. Jest runda zasadnicza i do półfinałów wchodzi ośmiu najlepszych, potem są dwa półfinały i po dwóch najlepszych wchodzi do finału. Razem mamy 23 wyścigi i każdy jest punktowany identycznie 3-2-1-0. Kto ma najwięcej punktów na końcu wygrywa.
    Na przykład:
    A: 15+1=16
    B: 10+3+2=15
    C: 11+2+1=14

    I wtedy zawodnik A ma wyższe miejsce niż zawodnicy B i C mimo, że odpadł w półfinale.

      Pan Demia
      17 Aug 2020
       11:48pm

      Ale może też być np.:
      A: 15+3
      B: 12+2
      C: 11+2
      D: 11+3

      I wtedy jedziesz finał już znając mistrza. 🙁 Do tego jeszcze galimatias związany z tym, że po finale najprawdopodobniej potrzebny będzie bieg dodatkowy. No chyba że jakieś inne kryterium typu „w przypadku równej ilości pkt. lepszy jest zawodnik wyżej klasyfikowany po rundzie zasadniczej”.

      Felix
      18 Aug 2020
       9:46am

      Przede wszystkim trzeba się zapytać o jaką sumę wynagrodzenia za poszczególnie zdobyte miejsce „walczyli” powołani zawodnicy. Wygląda na to i to nie od dziś, że sam prestiż nie wystarcza. Kiedyś mistrzostwo (indywidualne) angielskiej ligi uważane było za co najmniej równe tytułowi mistrza świata. Podobnie inne indywidualne zawody jak „Internationale”, itp.Dlaczego? No startowali w nich najlepsi z najlepszych, a w finale mistrzostw świata rezerwowane mieli miejsce zawodnicy ze strefy kontynentalnej, a ci do najlepszych mi należeli. Co gorsza gospodarz tych finalow miał miejsca dla swoich zawodników bez żadnych kwalifikacji. Dlatego zwycięstwo Edwarda Jancarza w „Internationale 1977” oceniam wyżej niż zwycięstwo Jerzego Szczakiela w światowym finale 1973.

    Daro30
    22 Aug 2020
     5:43pm

    Przemwk co to za blazenada!! Nie robcie z kibicow idiotow wyprzedz po bandzie mialy byc wyniki do wtorku a wy pierdol…. sie z zaleglymi kolejkami jak brakowalo meczu… dzieciaki to robia? Zlec to mi a w ciagu 10 godzin bedziesz mial wyniki. Wysmiewasz Belzebuba a sami zaczynacie to samo !!!

Skomentuj