Autor tekstu i Tomasz Gollob.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przyroda budzi się do życia, lecz w tym roku przy biernej naszej obecności. Póki co, jesteśmy w lesie. To znaczy, nawet w lesie być nie możemy. Bo choć z zagranicy zaczęły nieśmiało spływać dość optymistyczne prognozy, że już niebawem będzie normalniej, to jednak musimy pozostać w pełnym skupieniu i skoncentrowani na walce z niewidzialnym wrogiem. Ile to jeszcze potrwa?

Nie ma wątpliwości, że czekają nas przemiany gospodarcze, ale i zwyczajowe czy nawet kulturowe. Jak na lotniskach po zamachu na World Trade Center. No bo kiedy nastąpi ten moment, w którym znów, bez obaw, zaczniemy sobie podawać ręce na przywitanie? Kto się na to zdecyduje, mając świadomość, że w dalszym programie dnia ma też spotkanie z bardziej zaawansowanymi wiekowo członkami rodziny? Kto weźmie za to odpowiedzialność? Zresztą, Stefan Horngacher już dawno temu – przed erą koronawirusa, gdy był jeszcze opiekunem polskich skoczków – zabraniał im przed docelowymi imprezami podawania ręki. Nie tylko rywalom. Wszystkim. I miało to podłoże prewencyjno-higienicznie, miało minimalizować ryzyko choróbska. Nie był to element gry psychologicznej, jak za Huberta Jerzego Wagnera, gdy budował swoją trenerską markę. Otóż gdy był on jeszcze trenerem młodzieżowej kadry polskich siatkarzy, szedł raz z ekipą na obiad, przy okazji międzynarodowego turnieju krajów podobno zaprzyjaźnionych. No a z naprzeciwka maszerowali Rosjanie. Gdy ich „Kat” zobaczył, miał do swoich chłopaków wycedzić z cicha przez ściśnięte wargi:

– Jak któryś pierwszy powie cześć, to przyp…lę!

No ale z anegdotami i z żartami trzeba teraz ostrożnie. Otóż kibice zdają się być ostro sfrustrowani panującą sytuacją. Gdy wrzuciliśmy w tekst zdjęcie obciętego na zero Grigorija Łaguty i opatrzyliśmy tytułem „Cięcia zaczynają dotykać wszystkich, nawet Łagutę”, zostaliśmy porządnie zrugani, że w złą stronę z ustawieniami idziemy i że to zamach na resztki rzetelnego dziennikarstwa, skręt w stronę klikbajtów. Spokojnie, nie bądźcie tacy „ą, ę”, to tylko gra słowem. Gdybyśmy Was regularnie raczyli nagłówkami, po których kliknięciu czulibyście się oszukani, rzeczywiście byłoby to nie fair. Te klikbajtowe tytuły to w ogóle, odnoszę wrażenie, taki trening silnej woli. Czy raz jeszcze się skuszę, raz jeszcze wejdę i raz jeszcze dam nabrać, czy może tym razem okażę hart ducha i wyjdę z tej walki zwycięsko. Coś jak z intrygującym tytułem „Trzy bramki Polaka w Bundeslidze!” Niby większość wie, że gdyby chodziło o hat-trick Lewego, lub o innego piłkarza, zostałoby nazwisko wybite w tytule. Niby większość podskórnie czuje, że chodzi pewnie o jakiś przeciętny występ polskiego szczypiornisty w tamtejszej Bundeslidze, ale… No kusi, żeby rozwiać wątpliwości, po czym pozostaje zakląć szpetnie – motyla noga! Bardziej dosadnie nie mogę, donoszą mi, że… przeklinają mnie wtedy.

Muszę Wam powiedzieć, pewnie się lekko przekomarzając, że często jesteście bardzo bezwzględni w tych radykalnych osądach medialnej działalności. Niby Wam przeszkadza, gdy ktoś zanadto pudelkuje, a jednak po takie formy sięgacie najczęściej. A gdy ktoś pokaże gołą babę na zdjęciu, to co? To znaczy, że gorszy? Że nie jest w stanie ambitnego, merytorycznego i świetnego czytadła przyszykować? Tytuł ma się sprzedać jak najlepiej, a przekrój poprzeczny czytelnika jest bardzo różny. Jeden chce czytadła, a drugi nagą panią. Jeden o zawiłościach regulaminowych, a drugi o ploteczkach zza kulis. I o każdym należy pamiętać, bo przecież wszystkie dzieci nasze są. Mianowicie dziennikarstwo ma być różnorodne – dla każdego coś miłego. Jakaś laurka, ale i aferka, coś na słodko, coś na gorzko. Dlatego stanę też w obronie kilku kolegów, co pracują w koncernach. Myślicie, że ich z wyników pracy nie rozliczają? A wiecie co z reguły rozumie wydawca portali przez wyniki pracy? Te odsłony właśnie. Słupki go interesują, nie treść. Kiedyś, w dawnych redakcjach papierowych wydań, siedział doświadczony redaktor przyprószony siwizną, stary wyga taki, i głowił się nad tytułami, podkręcał. Żeby później, nazajutrz, wszyscy się rozpływali na kolegium – „taaaak, świetny tytuł, przyciąga, jak bym zobaczył w kiosku, to bym kupił”. Dziś natomiast to już tylko nędzny klikbajt. Żenada. Syf. Pudelek.

Ale, już zupełnie poważnie rzecz biorąc, tu się zgadzam. Czytelnik nie może się czuć oszukany po wejściu do środka, a zachęcony tytułem. Co nie znaczy, że raz na jakiś czas nie można do czytelnika puścić oczka…

A zastanawialiście się kiedyś, z czego żyją media elektroniczne w czasach zarazy? Te media, za które abonamentu nikt nie chce płacić, jak kiedyś w kiosku za gazetę? A więc zostają tylko reklamodawcy. Ci, którzy teraz kombinują, jak ratować siebie.

No to jak ratować żużel? Trzeba za wszelką cenę – choć przy zachowaniu zdrowego rozsądku, rzecz jasna – doprowadzić do inauguracji rozgrywek. I gdy tylko otworzy się taka furtka, PGE Ekstraliga to uczyni. Trzeba poruszyć tę żużlową gospodarkę, by cokolwiek z niej zostało. By puścić w obieg środki, które wiszą w próżni i nie sposób się do nich dobrać. Chodzi o pieniądze z tytułu umów telewizyjnych, miejskie subwencje, wreszcie działki od sponsora rozgrywek. Dlatego ta liga ruszy choćby bez kibiców lub też z ich śladową liczbą na trybunach. A o straty, które spowoduje brak sprzedanych biletów, pomniejszony zostanie tort do podziału. To w sumie prosty rachunek ekonomiczny. Przy czym wierzyć trzeba, że, po pierwsze, karuzela w końcu ruszy, a po drugie, że jak już ruszy, to w końcu i dołączą kibice. Czytałem gdzieś, że jeśli nie wystartują rozgrywki do lipca, to już w ogóle, ale nie martwcie się. Otóż mogą się zacząć choćby i w sierpniu, jeśli tylko będzie taka możliwość. Żużel to zawodnicy, ale też mechanicy, członkowie teamów, pracownicy klubowi. I ich rodziny. Trzeba zrobić wszystko, by nie musieli od dyscypliny odejść. Bo wrócić będzie trudniej.

Liga bez spadków i awansów? Bez awansów – to rozwiązanie uznałbym za patologiczne i nieuczciwe względem pierwszoligowców, już zresztą o tym wspominałem. Po co senator Termiński wydał fortunę na swoje gwiazdy? By wyrzucić pieniądze w błoto, czy jednak o rychły powrót do elity mu chodzi? Ten brak spadków też mnie nie przekonuje, chociaż… Mając alternatywę – tak, albo wcale, wybieram punkt pierwszy. Nie zapominajmy, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dla wielu to przecież, w obecnej sytuacji, ratowanie swojej pracy i swoich bliskich. Rodzinna racja stanu.

Najbardziej dostaje się ostatnio Unii Leszno. Bo kołdra zrobiła się tam zbyt krótka. Zwracam jednak uwagę, że to bodaj jedyny (?) klub, który nie otrzymał jeszcze nic z miejskiej dotacji. A był ugadany z miastem na 1-1,5 mln zł. Przy okazji – rywale z większych miast mogą liczyć na znacznie więcej. Taka Betard Sparta – wedle mojej wiedzy – została już zasilona połową subwencji wynoszącej 3,2 mln zł. A więc ta połówka to więcej niż sto procent leszczyńskiej dotacji. Choć, to inna sprawa, od czasu powrotu na odrestaurowany Stadion Olimpijski, wrocławianie generalnie stoją na silnych nogach. Przeżywają czas prosperity. I oby radzili tak sobie wszyscy.

A co z Grand Prix? Skoro najlepsi obcokrajowcy mają zostać skoszarowani w Polsce, to może tegorocznego mistrza świata poznamy po rywalizacji niemal wyłącznie na polskich torach? Mamy zakontraktowane Wrocław, Warszawę, Toruń, dorzucimy czwartego do brydża (Gorzów, Częstochowa, Leszno) i co? Zły cykl? Lepszy taki niż żaden. Wierzę, że skoro w Czechach przywrócono właśnie możliwość gry w tenis, ichni sport narodowy, to i nasz sport narodowy doczeka się zielonego światła. Zamieniłem wczoraj kilka zdań z prezesem Stępniewskim i jednego bądźcie pewni – jak mówi szef PGE Ekstraligi, scenariusze opracowuje się na każdą ewentualność. I w zależności od pory roku, wyciągnie się tylko z szuflady najbardziej optymalnego gotowca.

Głowy do góry!

WOJCIECH KOERBER

2 komentarze on Po bandzie. Kiedy znów podamy sobie ręce
    Lucky Bastard
    10 Apr 2020
     12:28am

    Jak takie cos czytam to rynce mi opadają…Powiem tak. Parafrazując klasyka:Wojciechu Koerber,psie Sabo.Nie idzcie ta droga…
    Próba usprawiedliwiania ostafy,puki czy tego 3-go pożytecznego, niekompetentnego bałwana (z odstajacymi uszami) jest strzałem w kolano.Co mnie obchodzą wasze słupki ,reklamy i klikania?W dupie to mam.Ja tez mam kierownika.I tez musze mu strzelac (jak wiekszosc na tym swiecie)”wirtualne gały” zeby był zadowolony.Taka relacja.Podwładny-zwierzchnik.Róznica polega na tym ze nie robie tego kosztem innych.Nie wylewam szambiarki gówna na jednych(np.zawodników)po to tylko zeby drugich(np.czytelników) tym zainteresowac.I to wszystko tylko po to zeby zadowolic szefa,albo zapłacic rachunki za prąd?Jak mawiał Dario.”Ale to nie do mnie tak,do mnie nie”.Albo artykuł o jakies matce we włoszech jakiegos działacza(moge sie mylic ale chyba Szymanskiego).Kórwa nie wierzyłem ze to sie dzieje a ja to czytam.Pewnie ogólnie smutna sprawa(nie wiem.tylko tytuł czytałem) ale na litosc boską co mnie to kórwa obchodzi???Jak którys z was redaktórów wrzuca taki syf to przepraszam,ale ja to odbieram osobiscie i uwazam ze ktos traktuje mnie jak debila.Ok koncze.Takze tego.Zycze zdrówka.Kolegów radze nie bronic.Bo koledze siedzą w gównie i mogą pobrudzic.Słupkami sie martwic i trzymac fason.

    BIG LEBOWSKI
    11 Apr 2020
     12:17am

    Do Lucky Bastard: Nie porównuj Ostafińskiego z Kerberem. To jakbyś porównywał Zydorowicza z Zimochem. Pzdr!

Skomentuj

2 komentarze on Po bandzie. Kiedy znów podamy sobie ręce
    Lucky Bastard
    10 Apr 2020
     12:28am

    Jak takie cos czytam to rynce mi opadają…Powiem tak. Parafrazując klasyka:Wojciechu Koerber,psie Sabo.Nie idzcie ta droga…
    Próba usprawiedliwiania ostafy,puki czy tego 3-go pożytecznego, niekompetentnego bałwana (z odstajacymi uszami) jest strzałem w kolano.Co mnie obchodzą wasze słupki ,reklamy i klikania?W dupie to mam.Ja tez mam kierownika.I tez musze mu strzelac (jak wiekszosc na tym swiecie)”wirtualne gały” zeby był zadowolony.Taka relacja.Podwładny-zwierzchnik.Róznica polega na tym ze nie robie tego kosztem innych.Nie wylewam szambiarki gówna na jednych(np.zawodników)po to tylko zeby drugich(np.czytelników) tym zainteresowac.I to wszystko tylko po to zeby zadowolic szefa,albo zapłacic rachunki za prąd?Jak mawiał Dario.”Ale to nie do mnie tak,do mnie nie”.Albo artykuł o jakies matce we włoszech jakiegos działacza(moge sie mylic ale chyba Szymanskiego).Kórwa nie wierzyłem ze to sie dzieje a ja to czytam.Pewnie ogólnie smutna sprawa(nie wiem.tylko tytuł czytałem) ale na litosc boską co mnie to kórwa obchodzi???Jak którys z was redaktórów wrzuca taki syf to przepraszam,ale ja to odbieram osobiscie i uwazam ze ktos traktuje mnie jak debila.Ok koncze.Takze tego.Zycze zdrówka.Kolegów radze nie bronic.Bo koledze siedzą w gównie i mogą pobrudzic.Słupkami sie martwic i trzymac fason.

    BIG LEBOWSKI
    11 Apr 2020
     12:17am

    Do Lucky Bastard: Nie porównuj Ostafińskiego z Kerberem. To jakbyś porównywał Zydorowicza z Zimochem. Pzdr!

Skomentuj