Miał być tytuł mistrzowski, wyszedł spadek – Lotos Wybrzeże Gdańsk 2000 (cz. III)

Przed meczem z Unią Leszno Tony Rickardsson i Lech Kędziora nie mieli żadnych wątpliwości w kwestii utrzymania w lidze. Fot. Archiwum własne autora
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Seria porażek została wprawdzie przerwana, ale zespół został zmuszony do rywalizacji o utrzymanie ligowego bytu. Z mocarstwowych planów niewiele zostało, walka o medal miała zostać odłożona na kolejny sezon. Wszystko miało zostać podporządkowane zbliżającej się wielkimi krokami walce o ligowy byt.

Na samym początku należy wskazać, że zespół przystąpił do decydujących spotkań zajmując siódme miejsce w tabeli. Całą stawkę z dolnej połówki tabeli dzieliły jednak maksymalnie dwa „duże” punkty meczowe, więc wszystko pozostawało sprawą otwartą. Trener Lech Kędziora uzyskał w końcówce sezonu zasadniczego odpowiedź na jedno z najbardziej nurtujących go pytań: Kto powinien być piątym seniorem w zestawieniu ekipy znad morza? Niezliczona ilość szans dla Marka Dery nie zaowocowała skuteczną postawą tego zawodnika, Sandor Tihanyi najzwyczajniej nie był zawodnikiem nadającym się do startów w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, a Robert Kempiński we Wrocławiu spisał się zwyczajnie słabo. Duże nadzieję wiązano za to z Danielem Anderssonem, którego polecał sam Tony Rickardsson. Z biegiem rozgrywek powietrze uchodziło również z Krzysztofa Pecyny, którego miejsce w składzie również było zagrożone. Lech Kędziora wciąż miał nadzieję na dużo lepszą postawę Pawła Duszyńskiego, który był w stanie dokładać solidne zdobycze punktowe z pozycji rezerwowego, ale rok 2000 nie był dla niego dotychczas łaskawy. Czy trener Kędziora będzie musiał po raz kolejny zmieniać czy może wrażenia po sezonie zasadniczym okażą się trwałe?

Zapraszamy na analizę sześciu spotkań ostatniej szansy dla gdańskiego klubu w roku 2000.

Lotos Wybrzeże Gdańsk – Unia Leszno 48:42

Wszystko zaczęło się od pojedynku starych dobrych znajomych z tego sezonu. Na gdańskim stadionie nie zmieniło się zbyt wiele. Wypełnione po brzegi trybuny, które czekały na drugie z rzędu zwycięstwo swoich ulubieńców. Drużyna wreszcie spisała się należycie, a niemalże wszyscy zawodnicy spełnili pokładane w nich nadzieję. Klasą sam dla siebie był Tony Rickardsson, który wywalczył kolejny, tym razem czysty, komplet piętnastu punktów. Świetnie spisali się również Adam Fajfer i Krzysztof Cegielski, którzy tego dnia byli liderami swojej drużyny. W drugiej linii bardzo solidną punktację przy swoich nazwiskach zapisali Marek Dera i Daniel Andersson. Ku zaskoczeniu wszystkich zawiódł zdecydowanie najlepszy dotychczas zawodnik gdańskiego zespołu – Sebastian Ułamek, który wywalczył jedynie sześć punktów. Gościom zabrakło tego dnia dobrze punktującej drugiej linii, dobrze punktowali jedynie obcokrajowcy Leigh Adams i Scott Nicholls, którzy zdobyli odpowiednio jedenaście i dziesięć punktów w sześciu startach. Osiem punktów w pięciu próbach dorzucił legendarny Roman Jankowski. Dobre otwarcie na stadionie przy ulicy Zawodników pozwalało z umiarkowanym optymizmem patrzeć w przyszłość przed zbliżającym się wyjazdem do Wrocławia.

Dla Wybrzeża punktowali: Rickardsson 15, Fajfer 11, Cegielski 9, Ułamek 6, Dera i Andersson po 5, Duszyński 1.

Atlas Wrocław – Lotos Wybrzeże Gdańsk 51:39

Brak atutu własnego toru potrafi natychmiastowo przenieść zawodników z początku na koniec stawki. Nie inaczej było we Wrocławiu. Gdańszczanie spisali się znacznie lepiej niż kilka tygodni wcześniej, gdy bez Rickardssona otrzymali tęgie lanie na stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. 39 zdobytych punktów wstydu nie przyniosło, ale nie przyniosło również żadnych zdobyczy po stronie posiadanych punktów meczowych. Gdańszczanie pojechali do Wrocławia niemalże we trzech: dobrze dysponowani byli Rickardsson, Ułamek i Cegielski. Postawa Fajfera, Dery, Anderssona i Duszyńskiego pozostawiała bardzo wiele do życzenia i należy wskazać jasno, że to ta trójka położyła gdańszczanom mecz. Po stronie gospodarzy mieliśmy doskonale punktujących seniorów: Jacka Krzyżaniaka, Dariusza Śledzia i amerykańską supergwiazdę- Grega Hancocka. Oprócz nich świetną partię odjechał Mariusz Węgrzyk. Jego pojedynki z Krzysztofem Cegielskim zwiastowały, że krajowy żużel nie powinien obawiać się przyszłości. Ważną trójkę w trzynastej odsłonie dnia dorzucił John Cook.

Dla zespołu z Gdańska punkty zdobywali: Rickardsson 14 (6), Cegielski 10 (6), Ułamek 9 (6), Fajfer 3 (5), Duszyński 2 (2), Dera 1 (2), Andersson 0 (3).

Sebastian Ułamek tym razem spisał się nieco słabiej. Fot. Jarosław Pabijan.

Radson Malma Włókniarz Częstochowa – Lotos Wybrzeże Gdańsk 47:43

Tydzień później gdańszczanie po raz kolejny musieli udać się na spotkanie wyjazdowe, tym razem ponownie zawitali pod Jasną Górę. Można powiedzieć, że dla zespołu Lotosu była to powtórka sprzed tygodnia: dobry występ trójki Rickardsson, Ułamek i Cegielski i mizeria w wykonaniu reszty zespołu. Tego dnia Lech Kędziora postawił na Pecynę, Fajfera i Sandora Tihanyi. Wszyscy zawodnicy po raz kolejny pokazali, że na wyjazdach nie prezentują oczekiwanej od niej dyspozycji. Gospodarze niemalże skopiowali swoją postawę z meczu w Częstochowie rozegranego w rundzie zasadniczej. Piątka równo punktujących seniorów plus dwójka bardzo słabych zawodników młodzieżowych. Bohaterem po stronie gospodarzy został Mark Loram, który w ostatniej gonitwie dnia obronił przewagę w wysokości czterech punktów ogrywając parę Rickardsson i Ułamek. Lwy wyszły na prowadzenie w 14. wyścigu po podwójnym zwycięstwie Grzegorza Walaska i Mariusza Staszewskiego. Bez zwycięstw na wyjeździe gdańszczanie postawili się w trudnej sytuacji na półmetku rywalizacji w drugiej czwórce.

Dla gdańszczan punkty zdobywali: Rickardsson i Ułamek po 12, Cegielski 8, Fajfer 5, Duszyński 3, Pecyna 2, Tihanyi 1.

Adam Fajfer (kask żółty) w walce z Piotrem Protasiewiczem. Fot. Jarosław Pabijan.

Lotos Wybrzeże Gdańsk – Radson Malma Włókniarz Częstochowa 42:48

Tydzień później gdańszczanie musieli wygrać, aby wciąż mieć swój los we własnych rękach i móc utrzymać się w lidze bez konieczności oglądania się na wyniki innych zespołów. Nad morzem, to gospodarze uchodzili za faworytów większości pojedynków, gdyż druga linia zespołu radziła sobie zupełnie odmiennie niż na wyjazdach. Tym razem było jednak zupełnie inaczej i tradycyjnie mogliśmy podzielić gdański zespół na trzech liderów i znacznie ustępującą im resztę. Symbolem porażki mógł być upadek jadącego na drugiej pozycji w 14. wyścigu Adama Fajfera, który przebudził się w końcówce zawodów Adama Fajfera, który zakończył je wizytą w gdańskim szpitalu po odniesieniu kontuzji ręki. Po jego wykluczeniu czternasty bieg padł łupem pary Mark Loram i Sławomir Drabik, która przypieczętowała końcowy triumf gości. Cichym bohaterem był również ś.p. Tomasz Jędrzejak, który wygrał arcyważny trzynasty wyścig i dorzucił łącznie niezwykle cenne punkty do dorobku gości. Porażka w tym spotkaniu oznaczała, że gdańszczanie musieli poszukać punktów w Lesznie i liczyć na korzystne wyniki z innych stadionów, co jak się później okażę nie było aż takie oczywiste, a wiatr niekoniecznie wiał w gdańskie plecy.

Tego dnia dla zespołu znad morza punkty zdobyli: Rickardsson 15 (6), Ułamek 12 (6), Cegielski 9 (6), Fajfer 4 (5), Duszyński 1 (2), Andersson 1 (3), Dera 0 (2).

Unia Leszno – Lotos Wybrzeże Gdańsk 49:41

Tym razem minimalnie lepiej spisała się gdańska druga linia, ale zabrakło nieco skuteczniejszej jazdy Sebastiana Ułamka oraz Krzysztofa Cegielskiego. To leszczynianie zaprezentowali równą postawę całego zespołu i pozostali w grze o utrzymanie w lidze, gdyż właściwie tylko zwycięstwo w kontekście ostatniej kolejki pozwalało na podtrzymanie marzeń o utrzymaniu w lidze. Przed meczem oba zespoły miały po 14 punktów meczowych w tabeli. Po stronie gości szalał Tony Rickardsson, ale to było za mało na niezwykle wyrównany tego dnia zespół Byków z Leszna, który dodatkowo mógł liczyć na spore zdobycze punktowe swoich liderów: Leigh Adamsa i Romana Jankowskiego. Przed ostatnią kolejką Unia Leszno miała 16 punktów meczowych i wybierała się na ostatnie spotkanie do Częstochowy, gdzie z pewnością nie była faworytem, ale Włókniarz był już pewien pozostanie w najwyższej klasie rozgrywkowej na kolejny sezon. Należy wskazać, że przy równej liczbie tzw. „dużych” punktów decydujący był bilans „małych” punktów z całego sezonu. Lotos Wybrzeże miał czternaście punktów i mecz u siebie w roli faworyta z pewnym utrzymania Wrocławiem. Gdańszczanie mieli znacznie korzystniejszy bilans małych punktów z całych rozgrywek.

Dla Wybrzeża punkty zdobyli: Rickardsson 16 (6), Ułamek 9, Cegielski 5 (6), Fajfer 5 (4), Pecyna 3 (3), Tihanyi 2 (4), Duszyński 1 (2)

Lotos Wybrzeże Gdańsk – Atlas Wrocław 55:35

Gdańszczanie przystąpili do spotkania bez kontuzjowanego w poprzedniej kolejce Adama Fajfera. Brak kontuzjowanego zawodnika nie był tego dnia zauważalny, gdyż po stronie gości nie wystąpił Greg Hancock, a John Cook swój udział w meczu zakończył po dziesiątym wyścigu, z którego został wykluczony za podgrzewanie opony, a następnie został ukarany wykluczeniem do końca zawodów z powodu protestów Amerykanina. Po stronie gospodarzy znakomite występy zaliczyli Rickardsson, Ułamek i… Krzysztof Pecyna. Solidnie punktowali również Krzysztof Cegielski, Marek Dera i Paweł Duszyński. Kompletnym rozczarowaniem był występ Sandora Tihanyi. Był to typowy pojedynek korespondencyjny pomiędzy Gdańskim i Lesznem. Kibice, którzy nasłuchiwali w swoich odbiornikach radiowych relacji z Częstochowy przeżyli spory szok – Unia sensacyjnie wygrała w Częstochowie 42:47 i zapewniła sobie udział w barażach z Grudziądzem. Dla zespołu z Gdańska oznaczało to pożegnanie z najwyższą klasą rozgrywkową.

Dla Wybrzeża punktowali: Rickardsson 15, Ułamek 12, Pecyna 10, Cegielski i Dera po 7, Duszyński 4, Tihanyi 0.

Krzysztof Pecyna (kask biały w parze z Sebastianem Ułamkiem. Fot. Jarosław Pabijan.

Można powiedzieć, że tym sposobem zakończyły się sukcesy gdańskiego żużla, który do dzisiaj nie doczekał się żadnego medalu, a najlepszym osiągnięciem są awanse do Ekstraklasy, które kończą się szybkim spadkiem.  Sen o sukcesach został szybko przerwany, a prezes Henryk Majewski niekoniecznie pozostał osobą kojarzoną z sukcesami. Miejmy nadzieję, że jeszcze zobaczymy gdański stadion pękający w szwach, a na mecz znowu będzie trzeba wychodzić blisko trzy godziny przed meczem…

Cały ten cykl chciałbym zadedykować mojemu Tacie – w podziękowaniu za wszystkie dotychczasowe przygody, nie tylko sportowe i z nadzieją na wiele kolejnych. Dziękuję za wszystko.

Zapraszamy na ostatnią część – niespodziankę dla kibiców gdańskiego żużla.

PAWEŁ ZAŁUCKI

Zobacz również: Miał być tytuł mistrzowski, wyszedł spadek – Lotos Wybrzeże Gdańsk 2000 (cz. II)

Miał być tytuł mistrzowski, wyszedł spadek – Lotos Wybrzeże Gdańsk 2000 (cz. I)