Damian Klos.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Koronawirus zszedł na dalszy plan. Powoli wracamy do normalności. Rok 2020 obfituje jednak w wydarzenia i każdy miesiąc przynosi nam coś nowego, medialnego, z czym nie mieliśmy wcześniej do czynienia.

Przeglądam instagram, zastanawiając się, czy mam słaby zasięg, czy aby coś nie stało się z aplikacją. Scrolluję, przesuwając dziesiątki czarnych kwadratów poprzeplatanych fotkami dokumentującymi wczesne lato. Po chwili wszystko staje się jasne. Black lives matter. Blackout tuesday. Aha. To teraz jeszcze czarne nakładki na fejsa. Byliśmy już siedmiokolorowi, gdy runęła tęcza. Byliśmy trójkolorowi, gdy zaatakowano redakcję Charlie Hebdo. Polki pozowały niedawno z symbolem błyskawicy, a rokrocznie – nie pamiętam w który dzień – solidaryzujemy się z chorymi na autyzm za pomocą narysowanej w poprzek dłoni kreski. Dziś wszyscy jesteśmy jednokolorowi. Wszyscy jesteśmy czarni. Ostrzegam, że nie każdemu tekst się spodoba, przygotowany wręcz jestem na falę hejtu. Jeśli jeszcze się nie zniechęciłeś, zapraszam dalej.

George Perry Floyd, 46-letni ciemnoskóry mieszkaniec dzielnicy Powderhorn w Minneapolis zapłacił w sklepie fałszywą dwudziestodolarówką. Z premedytacją? Nie dowiemy się nigdy. Zatrzymany w brutalny sposób przez oddział policji, skonał na oczach filmujących całe zajście widzów. Video szybko odnalazło drogę do sieci. Ubezwłasnowolniony Afroamerykanin wył, błagał o litość, wzywał swoją mamę. Policjant Derek Chauvin, oprawca, przez ponad 8 minut dociskał kolanem do ziemi szyję domniemanego przestępcy, nie reagując ani na rozpaczliwe okrzyki, ani na zanik funkcji życiowych ofiary. Nic nie zrobił również żaden z pozostałych mundurowych, a stojący z telefonami gapie nie okazali wystarczająco dużo odwagi cywilnej, by powstrzymać dramat, którego byli świadkami. George Floyd, po kilku minutach walki o życie wykrzyczał swoje epitafium: I can’t breathe. Niedługo później stracił przytomność i zmarł, a silne, kościste kolano Dereka Chauvina nawet nie drgnęło. Gdy przybyła karetka, stwierdzono zgon. Upadła pierwsza kostka czarno-białego domina.

Podobna sytuacja miała miejsce w 2015 roku, w North Charleston, Południowa Karolina. Niejaki Walter Scott  – pięćdziesięcioletni, ciemnoskóry fizjoterapeuta został w trakcie pieszego pościgu pięciokrotnie postrzelony w plecy. Nie zaatakował policjanta, nie dał żadnego powodu do użycia ostatecznej siły. Michael Slager – zabójca – otrzymał wyrok dwudziestu lat pozbawienia wolności za morderstwo drugiego stopnia.

Rok wcześniej, 9 sierpnia 2014 roku, inny incydent spowodował zamieszki w Ferguson, nieopodal St. Louis. Osiemnastoletni złodziej, Michael Brown Jr zginął po sześciu celnych strzałach policjanta. Nieuzbrojony, zmarł na ulicy niecały kwadrans od dokonania kradzieży. W trakcie interwencji doszło do szarpaniny, officer Darren Wilson wykorzystał swe prerogatywy i na ciosy pięściami odpowiedział ogniem. Opróżnił cały magazynek, strzelał ewidentnie, by zabić. Trafił między innymi dwukrotnie w twarz, kompletnie ją masakrując. Nie postawiono mu żadnych zarzutów karnych.

To tylko dwie z dziesiątek dowiedzionych i prawdziwych historii o brutalnych glinach z USA. Doprowadziły między innymi do tego, że dziś każdy amerykański cop posiada bodycam, który nagrywa przebieg służby, nie pozostawiając miejsca na półprawdy i fałszywe zeznania. Czy coś się zmieniło? Tylko w 2017 roku amerykańscy mundurowi zastrzelili w trakcie interwencji prawie 1000 osób. Dla przeciętnego Polaka to mnóstwo, lecz biorąc pod uwagę liczącą niemalże 330 milionów istnień populację USA, a także powszechny dostęp do broni, liczbę gangów i karteli oraz ogólną ilość przestępstw, liczba ta zaciera się w kolumnadzie cyfr. Wróćmy do obecnej sytuacji.

26 maja, tydzień temu, po śmierci George’a Floyda rozpoczęły się pokojowe demonstracje. Afroamerykańska społeczność Minneapolis wyszła na ulice, aby rozpocząć kolejny we współczesnej historii USA protest przeciwko policyjnej brutalności. Tego samego dnia wyrzucono z roboty całą czwórkę policjantów, lecz społeczeństwu było mało. Mieszkańcy Minneapolis pragnęli wendetty, pragnęli, by Derek Chauvin poniósł zasłużoną karę. Protest przekształcił się w zamieszki, te rozszerzyły się na inne miasta, a z każdą kolejną dobą chaos po drugiej stronie Atlantyku wciąż narasta.

What more can I say? We top billin’ it

Valiant without villainy

Viciously foul victory

Burn torns and villages

Burning, looting and pillaging.

To fragment kawałka Dj’a Shadow w kolaboracji z Run The Jewels. Burning, looting and pillaging. Palenie, grabienie, plądrowanie. Na terenie kilkudziesięciu amerykańskich metropolii mamy obecnie do czynienia z realizacją wszystkich trzech powyższych rzeczowników odczasownikowych. Śmierć George’a Floyda była zapalnikiem do wybuchu drzemiącego pośród Amerykanów ładunku niezadowolenia. Pandemiczny lockdown, a także spowodowane nim gigantyczne bezrobocie podgrzewało nastroje od kilku tygodni. Co znaczy gigantyczne? W USA po zasiłki zgłosiło się więcej osób, niż zamieszkuje w Polsce. Ameryka, to morze ogarnięte przez sztorm. Ameryka zamienia się w pandemonium.

Czarnoskóry tłum, atakujący wszystkich dookoła za pomocą nietykalnej medialnie tarczą antyrasizmu. Lewicowe bojówki Antify, realizujące swoje anarchistyczne interesy. Agenci specjalni obojga zamorskich mocarstw, bo czyż taki chaos nie jest na rękę i administracji Trumpa i Chińczykom? Jedni mogą skupić się na mocniejszej inwigilacji, dla drugich, czerwonych, znaczenie ma każda słabość rywala. Rozczarowana nierównościami społecznymi, znudzona młodzież pragnąca demolki. Buntownicy z wyboru. Wielobarwne, wulgarne graffiti. Reporterzy w kajdankach. Zdewastowane pomniki i elewacje. Rozbite szyby, splądrowane sklepy. Towary wyrywane sobie z rąk. Złodzieje kradnący złodziejom. Fanatyczne hasła głoszone w blasku płonących samochodów. Barbarzyństwo transmitowane online. Dziesiątki pojazdów zalegające do góry kołami na środkach ulic, niczym żółwie położone na skorupach. Bezładna tłuszcza, żądna destrukcji głoszonej w imię społecznej sprawiedliwości i obrony przed brutalnością władz. Tysiące potencjalnie uzbrojonych szaleńców, w walce z establishmentem gotowych na wszystko. Butelki z benzyną i kamienie. Ukradziony policyjny koń z ukamienowaną cegłami głową. Ciemnoskórzy funkcjonariusze lżeni, bici, ich rodziny zastraszane. Gwardia Narodowa w gotowości. Gubernatorzy zagubieni, skonfundowani i rozdarci. Derek Chauvin oskarżony o morderstwo trzeciego stopnia, piętnowany przez cały niemalże świat. Donald Trump w schronie, pogłoski o wysłaniu spadochroniarzy na ulice niepotrafiących poradzić sobie z falą przemocy miast. Kartele i gangi, dla których stan anarchii, to stan idealny. Postrzelony policjant w Las Vegas. Uzbrojeni po zęby zwykli biali ludzie, usiłujący bronić własnych sklepów i podmiejskich osiedli. Dziki Zachód. The Purge – Noc Oczyszczenia w praktyce. Wojna ras i klas zainicjowana po raz kolejny. Zalążek nowej rewolucji? Sprawiedliwość społeczna?

Nie. Stawiam, że Gwardia Narodowa wyjdzie wreszcie na ulice i 3/4 „protestujących” pójdzie do domów, a co bardziej agresywni skończą w karcerze. Ci, którzy mieli się nakraść, już się nakradli. Ci, którzy chcieli pobawić się w wielkich rewolucjonistów i wandali, spełnili już swe ambicje. Czas wrócić do domów.

Co natomiast z tymi wszystkimi osobami, które poprzez demolkę wal-martów, sklepów, warsztatów i galerii handlowych stracą na jakiś czas pracę? Co z niewinnym pomnikiem Kościuszki, który troszczył się o los Afroamerykanów? Co z przeciętnymi Amerykanami próbującymi walczyć z niszczeniem i kradzieżą mienia? Co z bogu ducha winnymi właścicielami spalonych pojazdów? Jeśli nie jesteś z nami, jesteś naszym wrogiem, ot co. Co z wolnością Amerykanów, ograniczoną obecnie na terenie kilkunastu stanów przez godzinę policyjną? Co z Konstytucją, zabraniającą mieszania wojska do uspokajania wewnętrznych konfliktów? Panie Trump, czy odważy się pan nasłać swoich na swoich? To już nie są protesty w imię idei, a zwykła grabież, przemoc, samowola i łamanie wszelkich praw. Jakiekolwiek reperkusje przyniesie śmierć George’a Floyda, w multietnicznym, pełnym długolufowej broni kotle nie wyjdzie z tego nic, a nic dobrego.

Siedząc tysiące kilometrów stamtąd, obserwując z przerażeniem i fascynacją inaugurację czerwca, trudno skupić się na wracającym do życia sporcie. Pozostaje więc drążyć i zabrać głos. Gdy ktoś zatem otworzy głowę i podrąży, łatwo spostrzeże, że George Perry Floyd Trzynastym Apostołem nie był. Do świętego Jerzego też mu sporo brakowało. Kij, jak zwykle, ma dwa końce, a media dostrzegają tylko ten tępo zakończony, niegroźny.

Na tymże końcu jawi się męczennik, niewinnie zamordowany na środku ulicy przez policjanta obywatel. Osierocona rodzina, dzieci. Absolutnie nie podważam tego dramatu. Druga strona kija, to ostry szpikulec prawdy. Prawdy niekoniecznie zgodnej z panującymi trendami i linią przekazu mediów.  George Floyd, to postać niejednolita. Nie zginął dlatego, że ratował małe dziecko przed pędzącym pociągiem, prawda? Z jakiegoś powodu zatrzymany został, a powodem tym nie było przejście przez ulicę w niedozwolonym miejscu.

Były amatorski aktor porno, recydywista wymachujący klamką na teledyskach. W 2007 roku skazany na pięć lat odsiadki za posiadanie narkotyków oraz napad z bronią w ręku, w trakcie którego mierzył z pistoletu do ciężarnej kobiety. Po wyjściu z pierdla był, wedle relacji sąsiadów, innym człowiekiem. Każdy zasługuje na drugą szansę, wszyscy możemy się zmienić, jednak, wiem to po sobie, jeśli drzemie w nas ziarno zła, nie da się go na dobre wykorzenić. Choćby pozostało uśpione, to zalega gdzieś tam, między sercem a mózgiem, gotowe by wykiełkować i przejąć nad nimi kontrolę.

Zjednoczone Państwa Ameryki Północnej, to twór pozornie jednorodny, taki, jaki widzimy w filmach Hollywoodu. Wonderland pełen szczęścia i bogactwa, gdzie każdy może przeżyć swój wymarzony American dream. Rzeczywistość jest jednak dużo bardziej niejednorodna. Pogranicze Ameksyki ogarnięte narkotykową wojną. Zagrzebany gdzieś głęboko, jak magma w wulkanie, potężny, ciągnący się od ponad dwustu lat rasowy konflikt. Pogłębiająca się polaryzacja społeczna, skomplikowany system opieki zdrowotnej. Nielegalni Meksykanie, bez których Państwa nie poradziłyby sobie z codziennym życiem. Rzesze Afroamerykanów pozbawionych dostępu do godnej edukacji, zamkniętych w swych enklawach, pogrążonych w marnej egzystencji opanowanej przez dragi, hip-hop i ogólnodostępną broń. Upadające przemysłowe molochy, takie jak Detroit, Pittsburgh czy St. Louis. Inner cities, do których strach białasowi wejść. Rosnące zubożenie mniejszości etnicznych, latynizacja południowych Państw, walka o światową hegemonię z Azjatyckim Smokiem. Miliony Chińczyków rozdartych pomiędzy ojczyzną przodków, a obecną. Przemykający między tym wszystkim islamski ekstremizm, cichy i niebezpieczny niczym pustynna żmija. Odwieczna walka Słoni i Osłów o permanentną obecność w najcenniejszym domu w Washington, District Columbia. Nieprzewidywalny, ekscentryczny prezydent Trump będący tegoż domu rezydentem.

Pośród tych wszystkich faktorów niekończąca się gra w Policjantów i Złodziei. Ci pierwsi przyzwyczajeni do mocnych interwencji, posiadający silne uprawienia, kultywujący mit Szeryfa strzegącego porządku na Dzikim Zachodzie. Drudzy zaś bardzo aktywni, regularnie dozbrajani przez gangi, a także meksykańskie kartele, których macki sięgają już każdego liczącego się w USA miasta.

Przestępczość w Ameryce do najniższych nie należy. Państwa nie są najbezpieczniejszymi na kuli ziemskiej. Statystyki mówią bardzo wiele. Niestety, dla obrońców domniemanej nieskazitelności Afroamerykanów, liczby są równie brutalne, co Derek Chauvin 25 maja.

Odsyłam do raportu Uniform Crime Reporting z 2018 roku, opublikowanego przez FBI. Z niego wyczytamy między innymi, że dwa lata temu w trakcie 12 miesięcy aresztowano za usiłowanie zabójstwa/morderstwo: 2481 białych, 1472 Latynosów, 226 przedstawicieli innych grup etnicznych, a także 4778 ciemnoskórych. W przeliczniku na 100 tysięcy osób populacji danej grupy stanowi to kolejno: 1.2 białego, 2.6 Latynosa, 0.7 reprezentanta pozostałych mniejszości oraz 11.2 Afroamerykanina. Wskaźniki te rozkładają się podobnie w wypadku napadów rabunkowych, napaści oraz przemocy ogółem. Za każdym razem, w przeliczeniu na sto tysięcy mieszkańców, ciemnoskórzy popełniają średnio kilkukrotnie więcej czynów karalnych, niż biali, a dwukrotnie więcej niż Latynosi. Nic nie bierze się z niczego. Bieda rodzi przemoc, przemoc rodzi nieuzasadnioną przemoc. Nieuzasadniona przemoc rodzi jeszcze większą, równie nieuzasadnioną przemoc, która ogniem, cegłą i kamieniem rozlewa się po kolejnych amerykańskich Państwach, zdobywając szturmem markowe sklepy, przyciągając atencję ogólnoświatowych mediów, a także portale społecznościowe.

Ludzie od dawien dawna mordowali ludzi za odmienność. Czystki etniczne i uprzedzenia, to dla Człowieka nihil novi. Emilian Scypion wycinający w pion Kartagińczyków, równający ich wspaniałą stolicę z ziemią. Zakuci w stal krzyżowcy i ich krucjaty. Haniebna historia konkwistadorów. Święta Inkwizycja, strzegąca moralnego i duchowego ładu w Europie sprzed reformacji. Wojna trzydziestoletnia. Krwawy podbój Afryki. Tutsi i Hutu. Leopold II Habsburg i jego wyczyny w Kongo. Rzeź Ormian w Turcji. Holokaust. Niewolnictwo. Ktoś powie, że łatwo posłużyć się historią, że wyciągam wyłącznie brudy z przeszłości, sprawy dawno minione, skończone.

Co zatem z Ujgurami w Chinach, zamykanymi w obozach pracy? Dlaczego wszyscy nie jesteśmy nigeryjskimi chrześcijanami, mordowanymi bezlitośnie przez bojówki Boko Haram? Co z Koptyjskim Kościołem w Egipcie, hm? Pytam się, gdzie ramki na fejsie jednoczące nas z uciskanymi przez arabskich Emirów zarobkowymi imigrantami z Azji Południowo-Wschodniej? Mundial w Katarze powstaje na fundamentach z piachu i niewinnej, wzgardzonej krwi śniadych, skośnookich robotników, dlaczego więc nie #bangladeshlivesmatters? Dlaczego milczymy w sprawie Burskich farmerów w RPA, postholenderskiej ludności skazanej na wymarcie w wyniku cichego przyzwolenia na zjawisko odwróconego rasizmu? Dlaczego nie bronimy nas, Białych Europejczyków przed demograficznym wyparciem z ojczystego kontynentu przez muzułmańskich imigrantów z ich agresywną, inwazyjną kulturą?

Bo to niemodne, nie na topie. Niepoprawne politycznie. Dziś na topie jest black lives matter, czy inny blackout tuesday. Ale blackout, to mamy w mózgach my, zwykli Kowalscy. Wyprani, karmieni cyfrową papką, płynący z prądem. Do akcji, jak zawsze, podłączają się celebryci, blogerzy, influenserzy, politycy, sportowcy. Wszyscy chcą uchodzić za moralny autorytet, bronić rzekomej sprawiedliwości. Prawda jest taka, że chcemy być modni, chcemy być trendy. Nie chcemy być gorsi niż pozostali. Dodajemy post z pustym, czarnym polem w głównej mierze dlatego, że wszyscy to robią. Nie szukamy kontekstu, nie grzebiemy za informacjami. Nie czujemy tego, w gruncie rzeczy, mamy kompletnie wyjebane. Nie próbujemy zrozumieć drugiej strony, wyciągnąć wniosków. Nie patrzymy na szerszy kontekst.

Dlatego, jeśli chodzi o black lives matters, przykro mi, ale jestem na nie. All lives matters, tak powinno brzmieć to hasło. Człowiek zawsze pozostanie bestią, zwierzęciem. Jednak staliśmy się stadem wymieszanych drapieżników. Hegemonem Ziemi, do momentu aż ona sama odzyska panowanie. Lecz jako ludzie roszczący sobie prawa do podboju kosmosu, ludzie mający w pogardzie niewolnictwo, areny gladiatorów i wszelkie przywary naszych przodków powinniśmy okazać się bardziej światli. Szanować każdego bez względu na płeć, rasę, czy religię. Jesteśmy tyglem kulturowym, uczmy się od siebie nawzajem. Nie traktujmy dyskryminacji wybiórczo, a przy tym nie zapominajmy o nas samych. Bo white lives also matter, a w tym pędzie modernistycznych idei nie potrafimy dostrzec, że tracimy tożsamość. Że sami niedługo możemy stać się uciśnioną mniejszością, a kto wtedy stanie po naszej stronie?

W mojej opinii należy albo stanąć w obronie każdej niesprawiedliwości i każdej grupy etnicznej lub religijnej – w tym nas samych, narażonych na terrorystyczne zamachy  – albo zwyczajnie zamknąć gębę i przestać się popisywać na portalach społecznościowych. Wrzucenie postu z czarnym kwadratem niczego, kompletnie niczego nie zmieni, a popieranie bezzasadnej grabieży i plądrowania jest zwyczajnie słabe. Wszyscy jesteśmy wspaniali, jedyni, każde istnienie ma znaczenie dla procesu dziejowego. Szanujmy się nawzajem, bo innej drogi przed nami nie ma.

DAMIAN KLOS

PS. Jak to się ma do żużla? Teoretycznie nijak. Speedway jak hokej, jest domeną ludzi o jasnych twarzach. Wyjątki policzymy na palcach jednej dłoni. Antonio Lindbaeck, Philip Hellstrom-Bangs, Johannes Saliba Stark, czy młodziutki Duńczyk Thomas Sorensen. Więcej nie znam, choć w Slangerup na minitorze widziałem jeszcze koreańskiego młodzieńca. W żużlu rasizm jako tako nie występuje, aczkolwiek jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, by fani którejkolwiek z polskich drużyn, w których występował Toninho nazwali go po nieudanym spotkaniu „ciemnoskórym Szwedem” bądź Afroamerykaninem. Wyobrażam sobie natomiast co najmniej cztery inwektywy odnoszące się do jego koloru skóry wydobywające się z rzeczonych fanów ust. Wyobrażam sobie również, że spora część tych samych fanów wrzuciła dziś na instagram czarny kwadrat, symbolizujący walkę tak z rasizmem, jak i niesprawiedliwością.

6 komentarzy on Klos: Każde życie ma znaczenie! Wrzucenie postu z czarnym kwadratem nic nie zmieni
    Raf
    4 Jun 2020
     1:10am

    Za ogrodzeniem aczkolwiek w środku – w każdym z nas lub poza nami żużlowymi prostakami

      smok
      4 Jun 2020
       6:27am

      Mnie już dawno przestało irytować wybiórcze traktowanie tragedii czy prześladowań. To co pan piszesz to prawda, ale… co z tego? Pozdrawiam.
      Black lives matter.

Skomentuj

6 komentarzy on Klos: Każde życie ma znaczenie! Wrzucenie postu z czarnym kwadratem nic nie zmieni
    Raf
    4 Jun 2020
     1:10am

    Za ogrodzeniem aczkolwiek w środku – w każdym z nas lub poza nami żużlowymi prostakami

      smok
      4 Jun 2020
       6:27am

      Mnie już dawno przestało irytować wybiórcze traktowanie tragedii czy prześladowań. To co pan piszesz to prawda, ale… co z tego? Pozdrawiam.
      Black lives matter.

Skomentuj