Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeeeest! Zrobiliśmy to! Mamy awans! Wydrapany, wygryziony, wydarty, siłą zabrany, okupiony może nie krwią, ale potem, łzami, nerwami i rysą na piłkarskim honorze Polski, która dopiero co była w pierwszej „szesnastce” najlepszych drużyn świata na Mundialu w Katarze, a teraz po rzutach karnych nie tyle nawet wjechała, co wczołgała się do EURO 2024.

 

Identyczną drogą, jak… Gruzja (sic!), która sensacyjnie wyeliminowała byłych mistrzów Europy – Grecję (co prawda tytuł z ME w Portugalii 20 lat temu, ale zawsze). Zresztą w identyczny sposób Biało-Czerwoni i Gruzini zakwalifikowali się do ME w Niemczech – bo po rzutach karnych. Tyle że oni u siebie, a my na wyjeździe, na Cardiff City Stadium.

Normalnie nasi rywale grają na Millenium Stadium. Tam raz w roku odbywa się też żużlowe Grand Prix Wielkiej Brytanii, a kiedy budowano w Londynie nowe Wembley, to właśnie tu były rozgrywane finały Pucharu Anglii! To tam zazwyczaj gra reprezentacja narodu, który nie ma własnego państwa i na Igrzyskach Olimpijskich występuje z brytyjską flagą, ale rozgrywa oficjalne mecze międzypaństwowe w futbolu i chociażby także w rugby. Nic jednak nie usprawiedliwia ich kibiców – buraków, którzy po chamsku wygwizdali Mazurka Dąbrowskiego. Zdziczenie trzeba nazwać po imieniu.

Michał Probierz zrobił swoje, Wojciech Szczęsny wybronił swoje, a ja przypomnę, że szereg razy w swoich artykułach dawałem wyraz wiary, że jednak, mimo wszystko, mimo fatalnego stylu gry w grupie i zdobyciu raptem jednego punkciku w dwumeczu z Mołdawią, też jednego z Czechami – że jednak awansujemy do EURO 2024! Jak widać: wiara góry przenosi…

Ponieważ awansowała Polska i awansowała Gruzja, to przypomnę toast sprzed szesnastu lat, gdy Rosja zaatakowała Gruzję właśnie: „Pij gruzińskie wina – nie bój się Putina!”. Zatem „Gaumardzios” czyli „Na zdrowie”!