Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tydzień temu mówiłem, że w sportach zimowych nasi snowboardziści chcą zdetronizować skoczków narciarskich. Spektakularną ilustracją tego był triumf Oskara Kwiatkowskiego i brąz Aleksandry Król na MŚ w Gruzji. Skoczkowie odpowiedzieli błyskawicznie: Piotr Żyła obronił tytuł mistrza globu, Kubacki był piąty, a Stoch szósty – choć był taki moment pod koniec drugiej serii skoków, że trójka Polaków była na trzech pierwszych miejscach…

 

Znaczy to, że jednak ci, co skaczą na nartach, odparli atak tych, co na jednej (ale szerokiej) narcie zjeżdżają. Choć, gdy piszę ten tekst, nie znam wyników piątkowego konkursu mistrzostw świata na dużej skoczni ani sobotniego w drużynie to jednak już teraz wiem, że to dobrze mieć dwie dyscypliny w sportach zimowych, które rywalizują o palmę pierwszeństwa na śniegu. A siła skoków narciarskich polega na tym, że mistrzem świata czy olimpijskim może zostać, nie jeden zawodnik, jak kiedyś samotny Adam Małysz, ale aż trzech skoczków: jednego dnia lepszy jest Piotr, drugiego Kamil, trzeciego Dawid. Polskie skoki narciarskie potęgą są i basta!

Weszliśmy w marzec, a to oznacza stopniowe, ale coraz szybsze żegnanie się z sezonem sportów zimowych i coraz bardziej gorące przywitania ze sportami „letnimi”. Połączeniem obu jest żużel: właśnie w ostatni weekend odbyły się czwarty rok z rzędu pod moim Patronatem Honorowym mistrzostwa Europy na żużlu na lodzie (Sanok), a pod sam koniec tego miesiąca kolejny turniej żużlowy pod moim Patronatem Honorowym – tradycyjne, rozgrywane już przeszło od siedmiu dekad (choć z przerwami) Kryterium Asów (Bydgoszcz). Zaczęło się!