Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

10 lutego 1987 roku w Ostrowie Wielkopolskim urodził się Mateusz Szczepaniak. Choć przybył na świat w iście żużlowym mieście, to karierę zaczynał w miejscu oddalonym o 240 kilometrów. Teraz kolejny raz w swojej karierze będzie atakować awans do elity.

 

Pierwsze kroki stawiał w drużynie, która kojarzy nam się z Hansem Nielsenem, czyli Polonii Piła. Następnie przez pięć sezonów juniorskich bronił barw Włókniarza Częstochowa w Ekstralidze. Co ciekawe, udało mu się zdobyć trzy medale Drużynowych Mistrzostw Polski: dwa brązowe, jeden srebrny. Szczególnie udany okazał się sezon 2007, gdy zakończył rywalizację z średnią bliską 1,4 punktu na bieg. W pamiętnym meczu w Tarnowie zdobył 9 „oczek” z 3 bonusami, a za plecami przywoził Janusza Kołodzieja czy Jacka Golloba.

Tamten rok okazał się także kluczowy pod względem osiągnięć reprezentacyjnych. To właśnie wtedy wraz z Karolem Ząbikiem, Krzysztofem Buczkowskim i Pawłem Hlibem sięgnęli po złoto DMŚJ. Szczepaniak także dołożył ważną cegiełkę do sukcesu, gdyż zdobył 9 punktów. Co ciekawe, był to specyficzny finał, bo nie było w nim takich nacji jak: Dania, Australia czy Szwecja.

Żużel. Tak źle na torze domowym nie jechał od 2011 roku. Czy jest potrzebna zmiana?

Żużel. Michał Kołodziejczak. Talizmanem nie będę. Są prowadzone kolejne rozmowy (WYWIAD)

Później udało mu się trzykrotnie wystąpić w klubach ekstraligowych z Bydgoszczy, Rybnika oraz Grudziądza. Nie były to zbytnio udane przygody, bo sezony w wykonaniu Mateusza wypadały przeciętnie. Z Rybnikiem udało mu się wejść do elity, a następnie spaść. Teraz żużlowiec będzie walczył, aby ponownie wejść do Ekstraligi. Czy mu się uda? Łatwo nie będzie. Spore zapędy ma klub z Ostrowa czy Rybnika, o czym wspomina sam Jakub Jamróg. Są to dwie drużyny, z którymi „Szczepan” ma powiązania.

Patrząc na liczby, to może się udać. Trzy siódemki podobno dają szczęście. Mateusz urodził się w 1987 roku, ma 37 lat, a jego numer licencji to 307. Kto wie, może i w tej analogii znajdzie się sporo szczęścia?