fot. Wilki Krosno
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Zazdrość to nie jest fajna sprawa. Zaliczamy ją do negatywnych uczuć, ale z drugiej strony może być bodźcem do rozwoju i inspiracją.

 

Zazdroszczę ekipie z Krosna. Nie tylko samego awansu do PGE Ekstraligi, ale wszystkiego tego, co wokół i co z tym jest związane. Weszli do tej najwyższej klasy rozgrywkowej z przytupem i narobili sporego zamieszania. Rozpychając się łokciami przebili oferty dotychczasowych klubów i ściągnęli do siebie Jasona Doyle’a i Krzysztofa Kasprzaka. Czy to wystarczy do utrzymania? Tego nie wie nikt. Ale widać, że chcą wśród najlepszych zagrzać miejsce na dłużej niż jeden sezon. Zazdroszczę im tego boom’u na żużel, klub, tej euforii, radości z czegoś nowego.

Zazdroszczę też mistrzom z Lublina. Przeżyciom ze zdobycia pierwszego tytułu nie może się nic równać. To niezapomniane chwile. Mają swoje pięć minut i wykorzystują je świetnie. Jest tam pomysł na klub, na to jak funkcjonować, by wyznaczać trendy. Urzeka mnie nieustanna dbałość o detale takie jak np. ubranie zawodników od stóp do głów w sygnowaną klubowym logo odzież. Łącznie z butami. Profesjonalnie i z klasą. Nie ma się zatem co dziwić, że karnety na mecze „Koziołków” rozeszły się w 30 sekund…

Ściana wschodnia mocno zaczyna akcentować swoją obecność na żużlowej mapie Polski. I bardzo dobrze. To zawsze wschód zazdrościł żużla na wysokim poziomie. Systematyczną pracą oba kluby dźwignęły się z ligowych czeluści. I stąd płynie inspiracja. Bo pokazuje, iż ważne, by nigdy nie rezygnować z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie…

JUSTYNA NIEĆKOWIAK