Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W ubiegłorocznym sezonie nowy promotor Discovery wprowadził pewne zmiany. Oczywiście główna impreza o miano indywidualnego mistrza świata pozostała ze swoją obecną nazwą Grand Prix, jednakże cykl IMŚJ i zmagania o indywidualne mistrzostwo świata na 250cc zostały nazwane kolejno SGP2 i SGP3. Tym samym pierwszym mistrzem świata w SGP2 został Mateusz Cierniak, a Jakub Miśkowiak zdobył brązowy krążek, który wyszarpał w ostatniej toruńskiej rundzie na Motoarenie.

 

Pierwszy rok nowego promotora był dla fanów słodko-gorzki. Z pewnością imponowała nowa oprawa oraz wszystkie rzeczy, które poza torem były na bardzo wysokim poziomie. Niestety samo przygotowanie nawierzchni i ściganie było fatalne, co odbiło się dość szerokim echem. Zawodnicy na większości torów musieli walczyć z utrzymaniem się na motocyklu. Miało to miejsce również w zmaganiach do lat 21, czyli w SGP2.

Pierwsza runda odbyła się w Pradze, dzień przed rundą Grand Prix. Młodzieżowcy mieli do dyspozycji swoich idoli w parku maszyn oraz wiele uznanych nazwisk. Ten aspekt podniósł rangę tego wydarzenia, lecz samo przygotowanie nawierzchni dawało wiele do życzenia. Nie inaczej było również w Cardiff, gdzie juniorzy rywalizowali tym razem dzień po rundzie Grand Prix. Wówczas zawody przerwano po fazie zasadniczej, czyli 20 biegach. W klasyfikacji generalnej królował Mateusz Cierniak, mając na swoim koncie dwa zwycięstwa. Kolejni Polacy sklasyfikowani byli na 6 i 8 pozycji z 19 i 18 punktami. Mowa o Wiktorze Lamparcie i Jakubie Miśkowiaku, którzy ostatecznie walczyli między sobą o brązowy medal.

W trzeciej rundzie, która odbywała się na Motoarenie w Toruniu, złoto przypieczętował Mateusz Cierniak. Wspomniany Miśkowiak był chyba największym wygranym tego wieczora, ponieważ zdołał odrobić tak sporą stratę i ostatecznie stanął na podium. – Teoretycznie nie miałem zbyt wielu szans na zdobycie medalu po rundach w Pradze i Cardiff. Jednak cały czas wierzyłem, że mogę zdobyć medal. Toruńską rundę będę chyba pamiętał do końca życia. Zdobywając brązowy medal w SGP2 czułem się wyjątkowo, ponieważ musiałem walczyć o każdy centymetr toru, aby znaleźć się na podium w klasyfikacji generalnej – mówi Jakub Miśkowiak w rozmowie z magazynem Speedway Star.

Zawodnik Włókniarza Częstochowa zawody rozpoczął od zera, jednakże w kolejnych dwóch wyścigach przywiózł do mety 4 punkty. W drugiej fazie zawodów był już niepokonany, co pozwoliło mu zdobyć wspomniany brązowy krążek. – Początek zawodów w Toruniu nie był łatwy i nie poszedł zgodnie z planem, ale udało nam się znaleźć odpowiednie ustawienia. Zacząłem od czwartego miejsca, potem dwa razy byłem drugi i wygrałem moje cztery ostatnie biegi. Mój zestaw pól był naprawdę dobry w drugiej części spotkania. Wiedziałem, że jestem gotowy, aby zrobić ten ostatni krok, czułem, że jestem szybki – tłumaczy.

A w finale spotkało się czterech Polaków. Pod taśmą od krawężnika stanął niepokonany dotąd Wiktor Lampart, Jakub Miśkowiak, Mateusz Świdnicki i Mateusz Cierniak. Ze startu najlepiej ruszył Lampart, który prowadził przez dwa okrążenia, jednakże wyścig został przerwany, bo na jednym z wirażów przeszarżował Świdnicki. Częstochowianin został wykluczony, a w powtórce Lamparta założył Miśkowiak, który pomknął pewnie po 3 punkty. Wygrana w zawodach dawała mu trzecie miejsce w klasyfikacji, w której przeskoczył Lamparta o 1 punkt.

– Runda w Toruniu pokazała, że warto walczyć do ostatniego wyścigu. Trzeba wierzyć w siebie, żeby osiągnąć sukces, cieszę się, że tak się stało. Mój wujek zasugerował bardzo szybką zmianę na tylnej zębatce. Robert uznał, że powinniśmy pojechać o jedną zębatkę niżej. Gdyby tego nie zrobił, moglibyśmy stracić medal, bo ja ostatecznie skończyłem z 38 punktami, podczas gdy Lampart i Basso mieli ich 37 – kończy.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. „Liglad” po pierwszych wyjazdach na tor. „To były udane trzy dni”

Żużel. Nicki Pedersen wrócił na tor i od razu rozstawia rywali po kątach (WIDEO)