fot: Foto Forysiak / zuzel.falubaz.com
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Niesamowicie wyrównane spotkanie miało miejsce w ubiegłą niedzielę na torze w Landshut. Miejscowi prowadzili przez większą część meczu, jednakże goście z Zielonej Góry znaleźli w końcu odpowiednie ustawienia i ostatecznie pokonali gospodarzy 46:44. Zawodnicy Enea Falubazu tuż po zawodach mówili otwarcie, zdając sobie sprawę, że mierzyli się na bardzo trudnym terenie.

 

Enea Falubaz Zielona Góra był typowany przed sezonem jako główny faworyt do awansu. Zielonogórzanie już w zeszłym roku mieli tego dokonać, jednakże musieli uznać wyższość Cellfast Wilków Krosno. Tym razem ich formacja seniorska jest na ten moment piekielnie mocna. Znakomicie prezentują się Przemysław Pawlicki, Rasmus Jensen i Krzysztof Buczkowski, a nie odstaje od nich Rohan Tungate.

Początek tegorocznego sezonu szedł im jak po maśle, zwyciężając pewnie u siebie z Bydgoszczą oraz na wyjazdach w Gdańsku i Rybniku. Tym razem jednak czekało ich trudne zadanie z Trans MF Landshut Devils. Zawodnicy po meczu nie ukrywali, że wiedzieli o tym, że przyjechali na trudny teren. – Podtrzymaliśmy dobrą passę, którą mamy od samego początku. Wiedzieliśmy, że będą ciężkie warunki, bo drużyna z Landshut jest bardzo silna u siebie. My cały czas borykamy się z tą dziurą zawodnika U24, ale myślę, że lada dzień i będzie okej. Dzisiaj nastąpił u nas przełom po dziesiątym biegu, a jeśli dobrze pamiętam, to rok temu było bardzo podobnie. Fajnie, że się udało wygrać – mówił w rozmowie z klubowymi mediami Krzysztof Buczkowski.

Myszy przez większą część spotkania przegrywali, a przełom nastąpił, tak jak Buczkowski wspomniał po trzeciej serii. Podobnie było w zeszłym sezonie, kiedy to również pod koniec meczu udało im się wyjść na prostą. Mimo wszystko nie było to takie łatwe zadanie, co przekazał Przemysław Pawlicki.

– Jest to niecodzienny tor dla nas, bo nie mamy wielu okazji się tutaj ścigać. Ja tu wróciłem po kilku dobrych latach, więc trzeba było się zastanowić nad ustawieniami motocykli. Udało nam się tego dokonać po próbie toru, ale po pierwszym wyścigu coś się zaczęło dziać w silniku i po drugim biegu trzeba było go odstawić na bok. Potem wzięliśmy drugi motocykl i szukaliśmy przede wszystkim optymalnych ustawień na start, bo to decydowało o tym, którym się przyjeżdżało do mety – tłumaczył starszy z braci Pawlickich.

W najbliższy piątek czeka ich zaległe spotkanie na własnym torze z ebebe PSŻ-em Poznań. Obie drużyny przedstawiły już swoje awizowane składy.