Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Panel Dyscyplinarny przy Polskiej Agencji Dopingowej ukarał Maksyma Drabika rocznym zawieszeniem. Zapewne to jeszcze nie koniec całej sprawy, ale możemy nieco odetchnąć. Tylko na moment, bo przecież nie mamy zbyt wiele czasu, gdyż oglądamy seriale.

Drabik skazany na rok. „Skandal!” „Dobra decyzja!”, „Mam to gdzieś” – komentarzy jest mnóstwo. Przez najbliższe kilka dni wypowie się jeszcze jakiś tuzin ekspertów. Żużlowy świat oczekiwał na tę wiadomość od tygodni, ba, nawet miesięcy. Kazik ostatnio śpiewał, że „nie ma na nic czasu, bo ogląda seriale”. Właśnie poza sezonem wyklarowało nam się kilka takich „głównych” wątków, które zdają się nie mieć końca. Na szczęście w przypadku afery dopingowej jesteśmy bliżej niż dalej.

A co ja sądzę o Drabiku? Pisałem już w jednym z poprzednich odcinków cyklu, że zawodnik wycierpiał już niesamowicie dużo. Największą karę odbywał w drugiej części sezonu 2020 i w oczekiwaniu na finał, który nie chciał nadejść. Stało się to, czego się obawiałem. Stał się wrakiem człowieka, skasował konta w mediach społecznościowych i nie dawał zbyt wiele znaków życia. Teraz po decyzji Panelu Dyscyplinarnego, od października trwa jego banicja. Cytując Jerzego Kilera, rugającego Lipskiego za uderzenie kijem golfowym Stefana „Siary” Siarzewskiego – już swoje dostał. Dajmy chłopakowi spokój i wierzmy, że 30 sierpnia rozpocznie treningi. Jeśli wróci do formy, to jego efektowna jazda może przyciągnąć ludzi na stadiony.

Co tam jeszcze w żużlowych serialach słychać? Były żużlowiec Edward Mazur chce „wyjaśnić hejterów” podczas gali Marcina Najmana. Powodzenia i obyśmy jak najszybciej o tym wydarzeniu zapomnieli. Naturalnie przez cały czas trwa dyskusja pod tytułem „Dokąd zmierzamy?” „Co zrobić, aby ratować żużel?: Są tacy prezesi, jak np. Przemysław Termiński, którzy chcieliby nieco poczekać na start sezonu 2021 i co za tym idzie – wpuścić kibiców na trybuny.

Żeby było jasne – doskonale zdaję sobie sprawę, że były senator w pierwszej kolejności nie troszczy się o fanów, tylko przede wszystkim chciałby wpływów z dnia meczowego, które podreperują klubowy budżet. Patrząc jednak ze strony samego widowiska – byłbym za, gdybyśmy mieli przekonanie graniczące z pewnością, że kibice rzeczywiście za te kilkanaście tygodni na trybuny wejdą.

Widowiska żużlowe, piłkarskie, koszykarskie i tak dalej bez dopingu czy nawet sympatyków, zajadających z uśmiechem popcorn mają atmosferę sparingu. Czują to sami zawodnicy, czują sędziowie i udziela się to komentatorom. Nie ulega wątpliwości, że derby Ziemi Lubuskiej z wzajemnymi pozdrowieniami zyskują co najmniej kilkadziesiąt procent. Tęsknię za tym jak Quebonafide za szóstą odsłoną Pro Evo. Czy jednak w czasach, gdy rząd nie ma pojęcia jaką strategię obrać na kolejne kilkanaście dni, jesteśmy w stanie przekonać kogokolwiek, że oczekiwanie gwarantuje jakieś wymierne korzyści? Mam duże wątpliwości.

Dlaczego jeszcze nie mam na nic czasu, bo oglądam seriale? No tak! Sławomir Kryjom i Robert Dowhan przypomnieli sobie o finale Zielona Góra – Toruń z 2013 roku. Pierwszy opowiedział o kulisach w programie „Trzeci Wiraż”, drugi zaczął go tłamsić na łamach żużlowego działu Interii. Pamiętam ten dzień jak dziś. Spotkaliśmy się ze znajomymi „zajaranymi” żużlem w moim domu, kupiliśmy sporo wódki, troszkę niezdrowych przekąsek i czekaliśmy na show. Skończyło się blamażem. Okrutnym, złym, niedorzecznym. Antyreklama dyscypliny, wkurzona jak zwolenniczki Strajku Kobiet telewizja i pytania o sens istnienia. No ale na Boga – naprawdę pan Dowhan powinien pouczać Sławomira Kryjoma? Przypomnijmy sobie rok 2009. Pytam, czy wówczas wszystko było w porządku? To właśnie wtedy finał był przekładany czterokrotnie. Niektórzy żartowali, że pewnie pojedziemy w Wigilię.

– Szczerze, to dziwie się, że jesteś jeszcze zapraszany jako ekspert. W innej dyscyplinie, po czymś takim, raczej nikt nie chciałby takiej osoby gościć w studio, czy na trybunach – napisał Robert Dowhan na łamach Interii.

Szczerze? W niektórych dyscyplinach telewizyjnymi ekspertami są ludzie umoczeni w korupcyjne bagno. Nie będę pokazywał palcem. Abstrahując od tego, czy ktoś się z panem Dowhanem zgadza czy nie – warto się rozeznać w świecie mediów.

Na koniec jeszcze słowo o zakończonym serialu. To dobrze, że obie strony potwierdziły przelew Apatora za Żupińskiego. Wydaje się, iż burza nie była warta świeczki, ale o czymś trzeba przecież pisać. Pozostaje mieć nadzieję. W końcu niebawem zamiast oglądania seriali około żużlowych, mogę nie mieć czasu na nic, bo będę śledzić mecze i pisać o sporcie, zachwycać się Zmarzlikami, Woffindenami, Janowskimi oraz innymi herosami, którzy być może dopiero się objawią.

PS. A wiedzieliście, że Tony Rickardsson uważa się za beztalencie? Przyznaję, uśmiechnąłem się szeroko.

KONRAD MARZEC