Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Zielonej Górze kapitan, wychowanek, legenda. Pan żużlowiec. Piotr Protasiewicz – jeden z najbardziej utytułowanych polskich zawodników w historii – obchodzi dziś 47. urodziny. Kariery kończyć jeszcze nie zamierza, bo jeszcze ma coś do zdobycia.

 

Multimedalista. Tak chyba najłatwiej można określić Piotra Protasiewicza. W 1996 roku, jako pierwszy Polak w historii, wywalczył złoto Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. W turnieju w Olching nie dał szans rywalom i przywiózł komplet punktów.

Spróbujmy sobie zatem te złote medale uporządkować. Wspomniany triumf w IMŚJ. „PePe” to także trzykrotny zdobywca Drużynowego Pucharu Świata (Wrocław 2005, Leszno 2009, Gorzów 2011), ośmiokrotny drużynowy mistrz Polski (ze Spartą Wrocław w 1995, Polonią Bydgoszcz – 1997, 1998, 2000 i 2002 oraz Falubazem – 2009, 2011 i 2013), pięciokrotny Mistrz Polski Par Klubowych (1997, 1999, 2000, 2002 i 2004), wreszcie Indywidualny Mistrz Polski z 1999 roku (Bydgoszcz – po biegu dodatkowym z Tomaszem Gollobem) i zdobywca Złotego Kasku z 2001 roku. A srebrnych i brązowych krążków jest co najmniej drugie tyle.

Uzupełnić gablotę z trofeami legendy zielonogórskiego klubu mogłyby tylko medale z indywidualnych mistrzostw świata. Szczytem osiągnięć Protasiewicza w cyklu Grand Prix wciąż jest 11. miejsce z sezonu 2003. Żużlowiec trzykrotnie wjeżdżał do wielkiego finału pojedynczej imprezy, lecz za każdym razem zajmował czwarte, najgorsze dla sportowca miejsce.

Bydgoski finał IMP 1999. Od lewej Gollob, Protasiewicz i Krzyżaniak. FOT. JAROSŁAW PABIJAN

W Polsce Protasiewicz reprezentował cztery kluby. Rozpoczynał karierę w zielonogórskim Falubazie (1991-1994), skąd trafił do Wrocławia (1995-1996), a następnie do Bydgoszczy (1997-2002) i Torunia (2003-2004). Później raz jeszcze był zawodnikiem Polonii Bydgoszcz (2005-2006), a od 2007 roku wrócił do domu, gdzie nieprzerwanie od piętnastu lat zdobywa punkty dla Falubazu. Dużo emocji budziły jego starty w Bydgoszczy, gdzie był jednym z liderów, bowiem nie zawsze dogadywał się z innym liderem, Tomaszem Gollobem. Chłodne stosunki zmieniły się po latach.

– Myślę, że każdy, po pewnym czasie, z innej perspektywy spogląda na swoje dotychczasowe poczynania. Ja też nie zawsze do końca jestem zadowolony z tego, co kiedyś powiedziałem, czy zrobiłem. Ale tak to w życiu bywa. Błędów nie popełnia ten, który nic nie robi. Ja nie mam na szczęście większych problemów, żeby przyznać się uchybienia. Jesteśmy teraz dojrzalsi. Dużo też zmienił wypadek Tomka. Byłem kilka razy u niego w szpitalu. Po prostu dlatego, że czułem taką wewnętrzną potrzebę. Przyjść, porozmawiać, tak zwyczajnie i wtedy już te relacje zaczęły się wyraźnie poprawiać. Z czasem zaczęliśmy poruszać swoje, prywatne sprawy i rozmawiało nam się coraz lepiej, swobodniej i szczerzej, nie tylko o sporcie żużlowym. Tomek mocno mnie wspierał w sezonie 2018, kiedy nie szło. On wie co to jest sport, co to jest porażka. Nie było w tym kurtuazji, ale po prostu szczerość. Ja nie mam z tym problemu i widzę, że Tomek podobnie – mówił w rozmowie z Przemysławem Sierakowskim we wrześniu 2020 roku.

Piotr Protasiewicz w pandemicznym sezonie 2020 pobił rekordy. W trakcie sezonu został rekordzistą pod względem liczby występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Z tej okazji kapitan Falubazu wystartował w jednym z meczów z numerem 512, a przed spotkaniem otrzymał pamiątkowy złoty plastron. Pod koniec sezonu kapitan Falubazu pobił także rekord biegów w najwyższej klasie rozgrywkowej. 

– Ja nie jeżdżę dla rekordów. Motorem napędowym jest dla mnie przyjemność ze ścigania. Póki daje mi to radość nie zamierzam odchodzić. Oczywiście nie jestem już w stanie przejechać 100 imprez w sezonie, ale 30-40 to tak na spokojnie. Wiem, że wciąż jestem w stanie wygrywać ze wszystkimi i wszędzie. Mam 45 lat i moim celem jest przejechanie takiego sezonu, po którym kluby będą zainteresowane moimi startami – mówił już po zakończeniu sezonu 2020. – Do pięćdziesiątki jeździć nie zamierzam, ale jeszcze te dwa sezony. Póki zdrowie pozwoli, bo zaczynają trochę doskwierać skutki wcześniejszych upadków i kontuzji – dodał.

Kapitan Falubazu chciałby jeszcze trochę namieszać w Grand Prix i spełnić jedno ze sportowych marzeń o podium Grand Prix. By o tym myśleć, najpierw trzeba dostać się do Grand Prix Challenge. Trzymamy zatem kciuki i życzymy tak kapitalnej formy na kolejne lata.

Sto lat, Profesorze!