Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po niemal siedmiu latach współpracy Fogo Unia Leszno rozstała się ze swoim toromistrzem, Janem Chorosiem. Człowiek odpowiedzialny za przygotowywanie toru zarzuca jednemu z prezesów klubu, że ten chciał się go pozbyć z klubu i jedynie szukał pretekstu. Ów prezes miał posłużyć się jednym z zawodników Unii, a konkretnie Januszem Kołodziejem. 

 

Jako główny powód zwolnienia działacze klubu podali rzekome przygotowywanie toru przez Chorosia we Wrocławiu oraz niedogadywanie się toromistrza z zawodnikami Unii. Ten jednak stanowczo temu zaprzecza. – To jakieś kompletne bzdury wyssane z palca. Przecież oni tam mają swojego toromistrza i dobrze im się układa. To jest zarzut wymyślony po to, by mi dołożyć i znaleźć usprawiedliwienie. Nie przygotowywałem toru we Wrocławiu i nie pomagałem innemu klubowi. Owszem, przygotowywałem, ale 8 czy 9 lat temu, gdy nie było mnie jeszcze w Unii. Przecież nie jestem aż takim głupcem, żeby współpracować w tym samym czasie z dwoma klubami i robić to jeszcze po kryjomu. Komuś zależało, by znaleźć pretekst – mówi były toromistrz Unii w rozmowie z Tomaszem Zalewą na łamach Tygodnika Żużlowego.

Choroś twierdzi, że jeden z prezesów miał się wysłużyć liderem drużyny. – Kołodziej zaczął się wtykać w sprawy przygotowania toru. A ja z kolei mam swoje zdanie na temat czegoś, czym zajmuję się od lat. Nagle Kołodziej bierze się za przygotowanie toru, oczywiście za przyzwoleniem trenera. A później na treningu okazało się, że coś jest źle. To on powiedział, że to wszystko przeze mnie i że ja to źle zrobiłem. A jak było? Kołodziej wsiadł na quada, założył do tego siatkę i ten panel, który waży 10 kilogramów i tym chce przygotowywać tor żużlowy? Przecież to jest jakaś komedia. Ja maszynę ważącą ze 350 kilogramów miałem i wydawało mi się, że i to już jest za lekka, bo już się to wytarło, to proszę mi wybaczyć. To jest śmiech na sali – tłumaczy.

Toromistrz, który w Lesznie spędził prawie 7 lat, ma duży żal do działaczy. – Nie pozwolili mi nawet dokończyć sezonu. Po tym wygranym meczu z Grudziądzem, już taka euforia jest, że nic się nie liczy. Decyzję przekazali mi z dnia na dzień. Po wygranym meczu, po tej radości, powiedzieli mi, że jutro nie przychodzę do pracy. Trochę takie nie fair podejście, bo nie chcę inaczej tego komentować – przyznał rozgoryczony.

Całą rozmowę z Janem Chorosiem można przeczytać w najnowszym numerze Tygodnika Żużlowego. Nabyć go można od wtorku w kioskach, a także na stronie internetowej w wydaniu elektronicznym, pod tym linkiem.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Po wypadku jego kariera wisiała na włosku. Dziś brytyjski żużel ma godnego następcę Woffindena

Żużel. Nieszczęsny defekt pozbawił go finału. „Pękła mi rama, dalsza jazda była zbyt ryzykowna”