Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeszcze kilka lat temu kariera żużlowa Dana Bewley’a wisiała na włosku. Uznawany za jeden z największych talentów ostatnich lat Brytyjczyk zmagał się z kontuzjami, brakami sprzętowymi oraz z brakiem regularnej jazdy. Dziś zachwyca żużlowy świat a jego styl jazdy imponuje nawet Bartoszowi Zmarzlikowi.

 

Rudowłosy żużlowiec swoją przygodę zaczynał w klubie Edinburgh Monarchs. To tam stawiał swoje pierwsze ligowe kroki, by rok później przenieść się do uznanej na Wyspach drużyny Belle Vue Aces. Dan szybko zaskarbił sobie serca kibiców z Manchesteru swoją niesamowicie widowiskową i skuteczną jazdą. Zyskał również przydomek „Pocket Rocket”, oznaczający kieszonkowa rakieta. Nie dziwne było, iż taką jazdą zwrócił on uwagę wielu prezesów polskich klubów. Starania o Brytyjczyka wygrał sternik rybniczan, Krzysztof Mrozek, słynący z dawania szansy młodym, obiecującym żużlowcom.

Swój ligowy debiut Bewley zaliczył w sezonie 2018 przeciwko drużynie z Krakowa. Mimo zaledwie jednego treningu na rybnickim torze zanotował komplet punktów, zachwycając widowiskowym stylem jazdy. W pięciu meczach dla ekipy Rekinów, wykręcił średnią biegową 2,360. Dynamiczny rozwój kariery zatrzymał jednak straszny upadek odniesiony na torze w Workington. Złamał on bowiem nogę oraz ramię, co oznaczało koniec sezonu. Uraz był na tyle poważny, iż urodzony w 1999 roku żużlowiec przez długi czas poruszał się na wózku inwalidzkim, a jego powrót na motocykl żużlowy stał pod znakiem zapytania.

Do ścigania wrócił już w kolejnym sezonie, co jak na skalę kontuzji, którą odniósł można ocenić, jako bardzo szybki powrót. Zmagał się on cały czas jednak z dyskomfortem podczas jazdy, wynikającym z zeszłorocznego urazu. W dodatku zawodnik rodem z Maryport odstawał sprzętowo od kolegów, co powodowało, że nie zawsze mieścił się w ligowym składzie. Gdy już szansę dostawał, to i w Polsce, i w Anglii nie przypominał rewelacyjnego zawodnika sprzed kontuzji. Występ na miarę potencjału zaprezentował dopiero w finałowym meczu, gdzie znacznie przyczynił się do awansu 14-krotnych mistrzów Polski do PGE Ekstraligi, zdobywając 10 punktów.

Po wygaśnięciu kontraktu z rybnickim klubem Brytyjczyk deklarował, że na starty w najlepszej lidze świata nie jest jeszcze gotowy. Mimo to zdecydował się na przenosiny do Betard Sparty Wrocław. Ruch ten mógł być zadziwiający, patrząc na zeszłoroczne liczby w pierwszej lidze i średnią 1,365. Adaptacja w PGE Ekstralidze była trudna, bowiem pierwsze kilka meczów było dla Bewley’a zderzeniem ze ścianą. W trzech pierwszych spotkaniach zdobył zaledwie punkt. W obliczu słabej dyspozycji i możliwości skorzystania z przepisu o gościu, włodarze ekipy ze stolicy Dolnego Śląska zdecydowali się na zakontraktowanie Chrisa Holdera i Oliviera Berntzona. Taki ruch praktycznie przekreślił szansę Daniela na kolejne starty we wrocławskich barwach.

Powrócił dopiero, gdy na wycofanie z rozgrywek zdecydował się Maksym Drabik. Jednak występy Brytyjczyka nie wyglądały obiecująco do czasu meczu, który jego karierze naprawdę wiele zmienił. Mowa o straciu o brązowy medal w Zielonej Górze, gdzie Dan miał okazję wystartować na motocyklach Tai’a Woffindena. Dzięki pomocy sprzętowej oraz zaangażowaniu mechaników 3-krotnego mistrza świata, zaprezentował się świetnie, notując 12 punktów. Znakomicie spisał się również w rewanżu na Stadionie Olimpijskim, dokładając do dorobku wrocławskiej drużyny osiem „oczek”. Te występy niewątpliwie wzbudziły zaufanie u działaczy Betard Sparty, którzy pozycję zawodnika do lat 24 powierzyli właśnie jemu. Następnie w dwóch kolejnych sezonach zrobił bardzo duży postęp, będąc solidnym punktem zespołu. Dał się również poznać z wielu niesamowicie widowiskowych akcji, a jedna z nich, która została przeprowadzona podczas finałowego meczu w Lublinie została nagrodzona mianem wyścigu sezonu.

Dziś Daniela Bewley’a bezsprzecznie można nazwać jednym z najlepszych zawodników na świecie. Ma on na swoim koncie już dwa wygrane turnieje cyklu Grand Prix, złoto SON oraz indywidualne mistrzostwo Wielkiej Brytanii. Kariera zawodnika, który sylwetką na motocyklu przypomina Darcy’ego Warda rozwija się wzorowo. Niewątpliwie brytyjski żużel ma godnego następcę Tai’a Woffindena, co może napawać optymizmem także kibiców Betard Sparty Wrocław.

FILIP MAZUR, POBANDZIE