Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sześć lat czekaliśmy na powrót Drużynowego Pucharu Świata. Rafał Dobrucki przed tymi zawodami ma niemały ból głowy, kogo powołać na ten żużlowy mundial. Większość środowiska żużlowego oczekuje złotego medalu Polaków. Krzysztof Cegielski tonuje nastroje i zauważa argumenty wśród naszych rywali.

 

25 lipca rozpocznie się powracający do łask Drużynowy Puchar Świata. Po raz pierwszy w historii cały przebieg zmagań odbędzie się na jednym stadionie. Gospodarzem jesteśmy my, czyli Polska, a najlepsze nacje na świecie ugości Stadion Olimpijski we Wrocławiu. Krzysztof Cegielski wskazał, które reprezentacje jego zdaniem awansują do sobotniego finału. – Brytyjczycy, Duńczycy i Australijczycy. Myślę, że te drużyny zameldują się w finale obok nas. Każdy z tej trójki może nam poważnie zagrozić – powiedział.

Ostatnia edycja odbyła się w 2017 roku na torze w Lesznie. Wówczas to właśnie biało-czerwoni stanęli na najwyższym stopniu podium. Następnie przez pięć lat oglądaliśmy parowe zmagania, które nazwano Speedway of Nations. Tym razem zdobyliśmy cztery medale, jednakże żaden koloru złotego. Ta zmiana została prawdopodobnie podyktowana tym, że Polacy jako jedyni byli w stanie złożyć bardzo silną czwórkę, bądź piątkę, dzięki czemu w większości wygrywali DPŚ.

– Teraz już są takie zespoły. W Wielkiej Brytanii mamy chociażby doskonałą trójkę w postaci Dana Bewleya, Taia Woffindena i Roberta Lamberta. W Danii najpewniej pojawią się Leon Madsen, Mikkel Michelsen, Anders Thomsen i Rasmus Jensen. Jest to poważny zestaw. Australijczyków też nie można skreślać, bo mają w obwodzie Jasona Doyle’a, Maxa Fricke’a, czy Jacka Holdera – mówi.

Reprezentanci Polski jako gospodarze tego turnieju automatycznie wystartują w wielkim finale. Były zawodnik zaznacza, że mimo wszystko nie powinniśmy nazywać się głównymi faworytami. Nasi rywale również mogą się wykazać znajomością toru we Wrocławiu.

– Nie jesteśmy murowanym faworytem tylko dlatego, że turniej jest u nas we Wrocławiu. Chcielibyśmy, ale ja nie widzę podstaw do tego, żeby mówić o nas główni faworyci. Tor wrocławski nie jest jakimś polskim torem, z którym reszta nie ma kontaktu. Zauważmy, że to nie my tam jeździmy na co dzień, bo będzie to tylko Maciej Janowski. To Brytyjczycy będą mieli największą ilość zawodników z doświadczeniem na tym torze – tłumaczy.

Na złoto oczekujemy od sześciu lat. Głównie przez to, że nie potrafiliśmy odnaleźć się w SoN. W związku z powrotem DPŚ, spora liczba kibiców liczy na triumf Polaków. Czy brak złota byłby wówczas kompromitacją? – Jeśli będzie kompromitacja to myślę, że ją zauważamy. Sam fakt przegranej z kimkolwiek nie powoduje, żeby mówić o kompromitacji. Wszystko też zależy od okoliczności w jakich się to będzie działo – zakończył.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE