Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jack Holder w przerwie zimowej zamienił toruńskiego Apatora na Motor Lublin. Zmiana najwyraźniej wyszła mu na dobre, ponieważ Australijczyk notuje u progu sezonu bardzo solidne wyniki. Najlepiej wiedzie mu się w cyklu Grand Prix, gdzie zajmuje czwartą pozycję.

 

Młodszy brat Chrisa był o włos od wygranej na PGE Narodowym w Warszawie, gdzie rozgrywana była druga runda zmagań o miano najlepszego żużlowca globu. Dzieliło go od triumfu jedno okrążenie, lecz w wyniku upadku Jasona Doyle’a wyścig został powtórzony i ostatecznie Holder zakończył turniej na drugim miejscu.

– Byłem w siódmym niebie. Sen prawie się spełnił. Prawdę mówiąc spełnił się i tak, bo stanąłem na podium Grand Prix. W finale prowadziłem, ale taki jest po prostu żużel. Jestem trochę zawiedziony, ale gdybym przyjechał trzeci, to byłbym jeszcze bardziej zły – mówi 27-latek w rozmowie z FIM Speedway.

Dla Holdera był to pierwszy finał w głównym cyklu. – Odkąd zacząłem rywalizować w Grand Prix, zawsze chciałem wjechać do wielkiego finału. Teraz, gdy już to osiągnąłem, ciąży na mnie mniejsze ciśnienie. Kiedy czegoś dokonujesz, to myślisz sobie, że już to potrafisz – tłumaczy.

U Australijczyka znów widać chęć wygrywania. Poprzedni rok był dla niego bardzo nieudany, lecz wszystko jest na dobrej drodze, by spisywał się jeszcze lepiej. – Zrobiłem kilka dużych kroków na przód. Początek sezonu jest dla mnie o wiele lepszy niż w zeszłym roku. Gdyby ta sytuacja z finału przydarzyła mi się w poprzednim sezonie, zapewne wcale nie był bym zadowolony. Kopałbym i rzucał różnymi przedmiotami, bo zwycięstwo miałem w garści. Ten rok to jest jednak dla mnie nowe rozdanie. Dobrze czuję się w Grand Prix. Czuję, że tutaj jest moje miejsce – zakończył.