Tadeusz Zdunek. fot. wybrzezegdansk.pl
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed sezonem wiele osób ze środowiska żużlowego zakładało, że Zdunek Wybrzeże Gdańsk zajmie miejsce gdzieś w dole tabeli 1. Ligi. I mimo, że tak się stało, to gdańszczanie w trakcie sezonu sprawili parę niespodzianek i awansowali nawet do fazy play-off, gdzie z kretesem polegli jednak w walce z dominatorem ligi, Enea Falubazem Zielona Góra. O kończącym się sezonie, pozostaniu Nicolaia Klindta w drużynie, sytuacji finansowej oraz kilku innych kwestiach porozmawialiśmy z prezesem Wybrzeża, Tadeuszem Zdunkiem.

 

Zdunek Wybrzeże Gdańsk zakończyło rundę zasadniczą na szóstej pozycji i ostatecznie w ćwierćfinale poległo z “walcem” o nazwie Enea Falubaz Zielona Góra. Plan minimum został chyba jednak wykonany?

Powiem szczerze, że aspiracje mieliśmy troszkę wyższe. Dziwiło mnie, że przed sezonem wszyscy stawiali nas na straconej pozycji, określając nas jako drużynę do spadku. Jak widać nie zawsze to, co mówią “eksperci”, się sprawdza.

Liczył Pan, że Wybrzeże zajmie wyższe miejsce po rundzie zasadniczej, tak, aby nie trafić na Falubaz?

Tak, choć nie mówię od razu, że walczylibyśmy wtedy o finał, bo wówczas i tak nie mieliśmy pełnego składu, więc nie było nawet takiej możliwości. Dodatkowo kontuzjowany był Nicolai Klindt, a Michael Jepsen Jensen po urazie na początku sezonu, dochodził do siebie przez całe rozgrywki i nawet na ich finiszu był daleki od optymalnej formy.

Sezon rozpoczęliście bardzo dobrze. Na inaugurację wygraliście z Arged Malesą Ostrowem Wielkopolskim, a następnie zwyciężyliście w Łodzi. Wówczas podnosiły się głosy, jakoby Wybrzeże miało być czarnym koniem rozgrywek…

To prawda, początek w naszym wykonaniu był dobry, natomiast później niektórzy nasi zawodnicy obniżyli loty. Szczególnie Jepsen Jensen, który miał być liderem, ale jak wspomniałem, po kontuzji nie wrócił do dyspozycji z początku sezonu.

Przed sezonem skład Wybrzeża uległ niemal całkowitemu przemeblowaniu. Można się domyślić kto pańskim zdaniem zawiódł, więc w takim razie ja zapytam kto zaskoczył in plus?

Tutaj z pewnością należy wymienić Nicolaia Klindta, który jest w czołówce ligi jeśli chodzi o średnią biegopunktową. Dobre mecze miewał również Daniel Kaczmarek, bo choć z początku wyglądało to słabo, to z biegiem sezonu się rozjeździł i dobrze punktował. Jeśli chodzi natomiast o juniorów, to bardzo pozytywnie zaskoczył Miłosz Wysocki. Potrafił przecież wygrywać nam biegi, które w końcowym rozrachunku decydowały o wyniku meczu na naszą korzyść.

Tak dobre występy juniora mogą chyba cieszyć? W ostatnich latach w Gdańsku był z tym spory problem.

Zgadza się. W przyszłym roku o sile naszej formacji juniorskiej będzie stanowił Miłosz plus jeden z wychowanków. Nie planujemy szukać do tej formacji zawodnika z zewnątrz.

Jak Pan już wspomniał, Nicolai Klindt był liderem gdańskiej drużyny. Wiemy już, że Duńczyk zostanie w Wybrzeżu.

Nicolai jest naprawdę dobrym duchem drużyny i prawdziwym kapitanem. Jest żywo zaangażowany w proces budowy zespołu, bardzo się tym interesuje i dzieli się swoimi spostrzeżeniami.

Nicolai Klindt, fot: Tomasz Rosochacki

Równie udany sezon miał Mads Hansen, który był w czołówce 1. Ligi jeśli chodzi o zawodników U24. Jego odejście jest chyba jednak przesądzone?

Liczyliśmy na Madsa i przywoził on punkty, które miał robić. Spełnił nasze oczekiwania. Co do jego odejścia – przeczytałem ostatnio artykuł, w którym napisano, że ci zawodnicy, którzy podpisali kontrakty jako pierwsi, byli srogo przepłaceni. My byliśmy w tym okresie wstrzemięźliwi i teraz mamy naprawdę mnóstwo ciekawych ofert za rozsądne pieniądze. To jest istotne, bo nie sztuką jest wydać masę pieniędzy, a wydać je tak, aby efekt był w pełni wart tego wydatku. Co do przyszłości Madsa, nic nie jest przesądzone.

Przesyt na rynku transferowym jest bardzo widoczny. Zawodników do wzięcia wciąż jest sporo, a liczba miejsc w zespołach bardzo ograniczona.

Są tak naprawdę dwa lub trzy miejsca, w tym jedno u nas, w całej 1. Lidze. A tych zawodników, łącznie z Nickim Pedersenem, gwarantujących wysoki poziom nie brakuje.

Wspomniał Pan Nickiego Pedersena. Mówi się, że Duńczyk rozesłał swoją ofertę do wszystkich pierwszoligowych ośrodków. Wybrzeże również otrzymało taką ofertę?

Nawet jeśli, to musiałbym się zasłonić tajemnicą handlową.

A czy rozważałby Pan w ogóle sprowadzenie go do swojego klubu?

Marketingowo byłby to zapewne strzał w dziesiątkę. Czy sportowo również? Tutaj otwiera się pole do dyskusji.

Z Wybrzeżem łączy się przede wszystkim Krzysztofa Kasprzaka. Pan potwierdzi, że coś jest na rzeczy?

Ja póki co spokojnie podchodzę do tych tematów. Na ten moment mogę jedynie potwierdzić, że w klubie zostaną z nami Nicolai Klindt, Miłosz Wysocki i Bartosz Tyburski. Na resztę przyjdzie pora.

Kibice mogą się jednak spodziewać, że będzie to skład gwarantujący coś więcej niż walkę o wejście do play-offów?

Ten rok pokazał nam, że nazwiska nie jadą. Przed sezonem można snuć wizje, ale gdy rozgrywki się zaczynają, wszystko może się posypać jak domek z kart. Kto by bowiem przypuszczał na początku sezonu, że ROW będzie w finale? Mieli być spadkowiczem, a tymczasem powalczą z Falubazem o awans. Przy siedmiu zawodnikach w składzie, niedyspozycja jednego czy dwóch skutkuje tym, że odbija się to na wynikach całego zespołu. Lub odwrotnie, któryś z żużlowców może nagle złapać formę i przez to drużyna łapie wiatr w żagle i wygrywa.

W środowisku sporo mówi się o problemach finansowych niektórych ośrodków pierwszoligowych. Jak to wygląda w pańskim klubie?

Są tacy, którzy uważają, że wiedzą najlepiej co się u nas w klubie dzieje, nawet lepiej ode mnie. Najlepiej było to widać w zeszłym roku, gdy z przyciągającymi uwagę tytułami pisano o zaległościach w stosunku do jednego z zawodników, podczas gdy ten nie wystawiał faktur. I potem ludzie próbują mi, człowiekowi, który od 45 lat prowadzi firmę udowadniać, że mogłem mu zapłacić z własnej kieszeni. Oczywiście, że mogłem, bo bez faktury wszystko można załatwić. Zgodnie z prawem musi być jednak faktura, muszą zostać przelane pieniądze i musi się wszystko zgadzać. To jest też firma użyteczności publicznej, której sponsorem jest miasto, więc wszystko musi być jasne i klarowne. Pieniądze nie mogą być przekazywane ot tak, na “widzimisię”.

Jak Pan w takim razie odniesie się do sytuacji z Norbertem Kościuchem? O ile się nie mylę zawodnik rozwiązał kontrakt z klubem właśnie przez niedotrzymanie terminu zapłaty przez klub.

Zawsze uważam, że najlepiej porozumieć się między sobą, a nie ciągać się potem po wszystkich sądach czy trybunałach. Oprócz stawiania wymagań, trzeba dać coś od siebie. To dotyczy obu stron.

Czyli mam rozumieć, że nie wynikało to z problemów finansowych Wybrzeża, a z wewnętrznego konfliktu?

Nie jest tak, że klubu nie było stać na uregulowanie płatności, ale nie chciałbym już tego drążyć. Natomiast czas pokazał, że angaż Norberta nie był nam potrzebny.

Topór wojenny został zakopany?

(śmiech) Nie, po prostu pojawiły się jakieś tam wzajemne nieporozumienia. Ja jestem pragmatykiem i zawsze potrafię się porozumieć.

Jakie ma Pan odczucia negocjując z zawodnikami? Stawki ponownie wzrosły czy jednak żużlowcy zeszli trochę na ziemię?

Tak jak mówiłem, ci którzy osiągnęli porozumienia jako pierwsi, bardzo podbili te stawki. My poczekaliśmy, dzięki czemu nasz budżet zamknie się w podobnej kwocie co w tym roku. W chwili obecnej krążą różne stawki – każdy jednak sam siebie wycenia. Chcieć, a dostać, to są dwie różne sprawy.

Gdańscy kibice z utęsknieniem wspominają czasy, gdy Wybrzeże rywalizowało w Ekstralidze. Czy widzi Pan jakieś perspektywy w najbliższych latach na to, by klub z powrotem tam zawitał?

Nie jest tajemnicą, że mamy problem ze stadionem. Nawet, gdyby udało nam się awansować, to czy Ekstraliga by nas dopuściła do rozgrywek? Jesteśmy w tej sprawie w stałym kontakcie z miastem i mają być podjęte prace modernizacyjne. Są już one nawet zaplanowane, więc zobaczymy jak to będzie. Jest to jeden z czynników, który na chwilę obecną nas ogranicza. Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku będziemy już mieli zamontowane odwodnienie liniowe, plandekę, zostanie wymienione też oświetlenie. Wszystko zdaje się iść w dobrym kierunku.

Czy nie moglibyście pójść drogą PSŻ-u Poznań? Działacze tego klubu się zbuntowali i przycisnęli miasto do muru, grożąc, że wycofają się z dalszego funkcjonowania w klubie. Jak słychać podziałało to bardzo mocno, bo w tę sprawę zaangażowało się sporo osób i najpewniej na “Golaju” zostaną przeprowadzone prace, które umożliwią im jazdę w 1. Lidze.

Tu nie chodzi o to, by się wzajemnie szantażować, tylko współpracować. Ja nie jestem tylko przedsiębiorcą, ale i osobą publiczną. Kilka dni temu odebrałem najwyższe wyróżnienie w Gdańsku, czyli Medal Księcia Mściwoja II i była to wspaniała uroczystość. Na pewno nie zależy mi więc na konflikcie z miastem, a raczej na współpracy. Myślę, że to przyniesie nam lepsze efekty. A stawianie kogoś pod ścianą ma krótkie nogi.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał JAKUB MRÓZ