Żużel. Sędzia Krzysztof Meyze: Popełniłem błąd, dziś podjąłbym inną decyzję. Hejt jest przerażający

Krzysztof Meyze. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W niedzielnym meczu Fogo Unii Leszno z For Nature Solutions Apatorem Toruń doszło do kontrowersyjnej decyzji o wykluczeniu Patryka Dudka. O kulisach podjęcia tej decyzji – jak sam przyznaje, błędnej – oraz o ogromnym hejcie, jaki go spotkał opowiada arbiter tego spotkania, Krzysztof Meyze.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ


Jak ta sytuacja wyglądała z Pańskiej perspektywy?

Na początku powiem, że tak – popełniłem błąd. Nie ma takiego arbitra, który nie popełniłby błędu, w przypadku sędziów w rywalizacji sportowej to nie kwestia „czy popełni błąd”, a raczej „kiedy go popełni”. Błędy były, są i będą i coś takiego jak błąd sędziowski jest wliczony w każdą sportową rywalizację. Widok z wieżyczki nie jest taki fajny, jak się wydaje, odległość jest spora, na niektórych stadionach jest bliżej, na innych dalej. W Lesznie akurat jest dalej. Byłem przekonany, że jest dość ostro, że dwa razy Piotr Pawlicki uderzył Patryka Dudka i dlatego przerwałem bieg.

Do decyzji o przerwaniu wyścigu dużo pretensji nie było, tylko bardziej do kolejnej decyzji…

Przede wszystkim byłem zaskoczony, że miedzy zawodnikami nie doszło do nawet minimalnego kontaktu, że jechali w dość dużej jak na żużel odległości od siebie. Opowiem też tak, jak to wygląda z naszej perspektywy, czego kibice może nie wiedzą. Ja nie mogę wybrać sobie jednej konkretnej powtórki, cofnąć jej sobie i dokładnie zobaczyć. Ja mam taki blok powtórkowy, jaki jest w telewizji. Nie mogę powiedzieć „o tu, zatrzymajcie w tym miejscu”. Idzie powtórka, jedna, następna, na głowie mam spottera („łącznik” w komunikacji między wozem transmisyjnym a sędzią – dop. aut.), mam na głowie park maszyn, bo od razu dzwonią telefony i kierownicy chcą „przeciągać” na swoją stronę. Odbieram telefon, mówię, że jeszcze nie podjąłem decyzji, wracam do powtórek i tak dalej. Biegam między monitorem, a telefonem, na wieżyczce robi się chaos. Brakuje choćby chwili spokoju.

I to była przyczyna złej decyzji?

Jak pomyślę na chłodno, to myślę, że skupiłem się za bardzo na jednej z powtórek, może któraś mi przeleciała. Na nieszczęście to była ta, dzięki której mogłem podjąć inną decyzję. Nie będę udawał i szedł w zaparte, obejrzałem tę sytuację na większym ekranie i dzisiaj podjąłbym inną decyzję. Po meczu spotykałem się z głosami byłych zawodników i obecnych żużlowców, którzy mówili, że to nie jest łatwa decyzja i pewnie zrobiliby to samo, co ja. I raczej nie mówili tego, by podnieść mnie na duchu, nie mam też powodów myśleć, że mówili nieprawdę.

Po meczu spotkał Pana hejt.

Otrzymuję mnóstwo wiadomości. Ja, mój syn, moja żona, moi najbliżsi, w których ludzie życzą nam śmierci i wypisują okropne rzeczy. Tego, co się stało po meczu w Lesznie, to chyba żaden z moich kolegów tego nie przeżył. W poprzednim sezonie Paweł Słupski po meczu w Zielonej Górze dostawał telefony z opowieściami, że ma uważać, nie wychodzić z domu, a jak wyjdzie, to żeby się odwracał i dokładnie oglądał się za siebie. Zwyczajne groźby. Teraz jest jeszcze gorzej. Widzimy z kolegami, że jest coraz gorzej i to nawet nie jest tak, że dostajemy takie wiadomości, jak popełnimy błąd. Może być poprawna decyzja, ale na niekorzyść jednego z klubów. Miałem taką sytuację po meczu Gorzów – Lublin z początku sezonu, ale tam było wiadomości kilka. Teraz jest kilkaset, jeśli nie nawet ponad tysiąc. Okropnych wiadomości, obrażających mnie, moją rodzinę, życząc śmierci w najgorszy możliwy sposób. Nie jestem zaskoczony, jestem wręcz zszokowany.

Po takich sytuacjach odechciewa się sędziowania?

Ja mam rodzinę, muszę dbać o syna, o żonę, o rodziców. Czasami się człowiek zastanawia, czy warto to dalej robić. Nie mam pojęcia czy jedna z tysiąca gróźb, które dostałem nie jest prawdziwa.

Rozmawiał PAWEŁ PROCHOWSKI

Na dłuższą rozmowę z sędzią Krzysztofem Meyze zapraszamy wkrótce. Arbiter opowie o skutkach hejtu, który się na niego wylał, o tym, jak tymi wiadomościami krzywdzone są postronne osoby, a także o swojej przyszłej pracy jako arbiter.