Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Betard Sparta Wrocław po heroicznym boju znalazła się w finale PGE Ekstraligi. Wrocławianie wywalczyli udział w starciu o złoto w niesamowitych okolicznościach, bo co chwilę w pojedynku z For Nature Solutions KS Apatorem Toruń wypadali im kolejni zawodnicy. Piotr Pawlicki, który miał spore problemy w niedzielnym meczu, opowiada o wyborze pól na bieg czternasty, dobrej zmianie na swój ostatni start i sile juniorów pięciokrotnych mistrzów Polski.

 

Spartanie, jadąc bez Taia Woffindena, szybko zbudowali sobie ogromną przewagę na początku spotkania. Wydawało się, że losy półfinału rozstrzygnęły się błyskawicznie, ale wtedy zaczęły się kłopoty wrocławian. Najpierw urazu doznał Maciej Janowski, a następnie Charles Wright. Do czternastego biegu kibice zgromadzeni na Stadionie Olimpijskim musieli drżeć o wejście do finału swoich ulubieńców.

– To było dla nas bardzo pechowe spotkanie. Kontuzja Maćka, kontuzja Charlesa. Groźne wypadki, Bartek mocno uderzył, a do tego nie mamy ze sobą Taia. Stanęliśmy na wysokości zadania, ale nie do końca czuć tę radość. Trzymamy kciuki, żeby jak najlepiej to się u nich potoczyło – komentował Piotr Pawlicki.

Krajowy senior Sparty długo poszukiwał prędkości podczas ostatniego spotkania. Mecz zakończył z rezultatem 7+1, ale był wyraźnie niezadowolony ze swojej postawy. Jak się okazuje, przyczyną był wybór złego motocykla.

– Cały czas borykałem się z problemami z dopasowaniem motocykla. Podjąłem na samym początku złą decyzję. Wybrałem motocykl, który na treningu okazywał się lepszy. Tor podczas meczu, przez pogodę, bardzo mocno się różnił. Na ostatni bieg wróciłem do motocykla, na którym najczęściej jadę w Polsce i na szczęście wypaliło – tłumaczył podopieczny Dariusza Śledzia.

Pawlicki był jednym z tych, którzy we wspomnianej przedostatniej gonitwie przypieczętowali awans zespołu ze stolicy Dolnego Śląska. Wraz z Bartłomiejem Kowalskim zanotował on pewną wygraną 5:1. Przy wyborze pół na tę gonitwę doszło do ciekawej sytuacji.

– Bardzo się cieszę, że Bartek stwierdził, że trzecie pole jest lepsze niż pierwsze. To dla mnie było dziwne. Mówię: „Bartek, jedź z pierwszego, a ja z trzeciego, bo ja mam totalną klapę i mi nie idzie, więc ważna będzie Twoja wygrana”. On z kolei powiedział, że on chce z trzeciego, bo stamtąd dobrze ruszył w poprzednim biegu. Ucieszyłem się, bo pierwsze pole było dla mnie dobre. Na koniec zawodów ono często jest korzystne. Udało mi się wygrać start, a potem miałem prędkość i wszystko działało. Mogłem pobawić się jeszcze jazdą – opowiadał ubiegłoroczny nabytek wrocławskiego klubu.

Juniorów wrocławskiego zespołu śmiało można nazwać młodzieżowcami na medal. W rewanżowym półfinale zdobyli oni razem aż 18 punktów, przy zaledwie dwóch oczkach najmłodszych zawodników rywali. To wsparcie mocno docenił wychowanek leszczyńskich Byków.

– To jest drużyna i na tym to wszystko polega, że się uzupełniamy. Wiadomo, że Bartek to jeden z najlepszych młodzieżowców na świecie. Takie wsparcie z pozycji młodzieżowej jest bardzo ważne. Żebym ja jeszcze dokładał swoje zdobycze punktowe, na które liczę, to moglibyśmy pomyśleć o walce z Lublinem… Bez Maćka, Taia i Charlesa będzie ciężko – podsumował Piotr Pawlicki.

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Duńczycy pobiją ubiegłoroczny rekord? Wiele na to wskazuje! – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)