fot. Facebook/Club speedway AR
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Alex Acuña w ubiegłym roku brał udział w projekcie Speedway Ekstraliga Camp. Był to dla niego pierwszy pobyt w Polsce. Wtedy też odbył pierwszy lot samolotem. Już podczas tamtego wydarzenia pozostawił po sobie pozytywne wrażenie. Argentyńczyk jest uważany za żużlowy talent w oczach wielu ekspertów, lecz droga do tego, aby uprawiać ten sport na poważnie jest jednak wyboista i kręta. O żużlu w swoim kraju, wizycie w Polsce, a także sportowych marzeniach opowiedział w poniższej rozmowie.

 

Rok temu odbyła się pierwsza edycja Speedway Ekstraliga Camp, w której miałeś okazję uczestniczyć. Czego się nauczyłeś podczas tego wydarzenia?

To było bardzo dobrze zorganizowane wydarzenie od początku do końca, więc nie trzeba dodawać, że jestem wdzięczny za zaproszenie. Uważam, że było bardzo profesjonalnie i świetnie się przy tym bawiłem. W stawianiu kolejnych kroków pomogła mi nie tylko ta impreza, ale też, to co wiedziałem już wcześniej i wyniosłem z moich pierwszych treningów. Nauczyłem się, że praktyka czyni mistrza, czyli im więcej ćwiczysz, tym zyskujesz coraz większą prędkość z okrążenia na okrążenie. Zdałem sobie z tego sprawę, gdy wsiadałem na motocykl przez trzy dni z rzędu. Było naprawdę dobrze.

Jakie są największe różnice między żużlem w Argentynie i w Polsce? 

Różnice? Jest ich sporo. W Argentynie mamy od 5 do 12 torów, na których ścigają się żużlowcy. Zazwyczaj ścigamy się tylko na 5 z nich.
W okresie zimowym odbywa się zazwyczaj od 6 do 12 zawodów plus 12 zawodów latem. W sumie w całym roku odbywają się 24 zawody, co jest bardzo małą liczbą, jeśli mamy to porównać do Polski.

Różnica między naszą walutą, a euro w przypadku zapotrzebowania na części do motocykli jest bardzo duża, co dodatkowo utrudnia sprawę.
Jeśli chodzi o zawodników, zazwyczaj nie utrzymujemy się z żużla. W Polsce jeździ się na żużlu żeby zarabiać, w Argentynie idzie się do pracy, żeby jeździć na żużlu. I właściwie ci zawodnicy, co ścigają się na zawodach w Argentynie nie robią tego dla pieniędzy, a raczej z pasji do tego sportu.

Skoro ściganie w Argentynie nie jest opłacalne, to jak zacząłeś swoją przygodę z tym sportem? Skąd wziął się pomysł na żużel?

Pamiętam to dokładnie. Kiedy byłem dzieckiem, chodziłem na zawody z tatą w roli kibica, a kiedy ukończyłem 14 lat zacząłem treningi i rywalizację w swojej kategorii. Skąd wziął się ten pomysł? Chyba tak, jak u każdego profesjonalnego żużlowca. Będąc na trybunach w roli kibica chciałem spróbować swoich sił w tym sporcie.

Jak już chodziłeś na te zmagania w roli kibica, to co najczęściej odczuwałeś? Jakie zawody zapadły ci najbardziej w pamięć?

Pamiętam bardzo dużo zawodów, czy to w roli kibica, czy zawodnika, jednak ciężko jest mi jednoznacznie określić, które najbardziej. Pamiętam wiele turniejów, na które jeździłem z tatą. Już jako kibic z trybun czułem przypływ adrenaliny (śmiech – dop.red.). Po plecach przechodziły mnie ciarki, kiedy słyszałem dźwięk motocykla żużlowego. Natomiast w roli zawodnika… przypływ adrenaliny przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. To jest coś niesamowitego.

Dziękuję za rozmowę

Dziękuję również.

Rozmawiał KACPER PISKORSKI