Tai Woffinden. Fot: GB Speedway Team
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tai Woffinden jest trzykrotnym indywidualnym mistrzem świata oraz multimedalistą cyklu SGP. 32-letni zawodnik wyróżnia się swoim luźnym podejściem do życia i sportu oraz barwnymi tatuażami, które pokrywają większą jego ciała. Brytyjczyk opowiedział o akceptacji siebie, środowiska oraz o śmierci ojca, która wpłynęła na jego karierę.

 

Tai Woffinden urodził się w Anglii, lecz będąc małym chłopcem przeprowadził się wraz z rodzicami do miasteczka Perth w Australii. Tai do dziś uważa Australię za swoją ojczyznę, choć na arenie międzynarodowej zdecydował się reprezentować Wyspy Brytyjskie. Jego ojciec Rob również był żużlowcem, jednakże zmarł na skutek choroby w 2010 roku, co mocno wpłynęło na ówcześnie bardzo młodego Taia. – Mój tata odszedł w 2010 roku. Dla mnie była to zmiana z nastolatka w mężczyznę z dnia na dzień. Spuściłem głowę i skupiłem się na karierze. Nie pozostało mi wiele do zrobienia poza zdobyciem mistrzostwa świata – powiedział Tai Woffinden dla Speedway Star.

Już na początku jego kariery, gdy stawiał swoje pierwsze kroki na angielskich torach, przewijał się temat tatuaży, których jeszcze nie miał. – Ja za młodu chciałem mieć tylko tatuaże. Mama i tata nie byli zadowoleni; tata miał tylko jeden standardowy na przedramieniu. Kiedy miałem 15 lat i ścigałem się, mój tata dał mi wyzwanie w postaci pokonania kilku starszych chłopaków, nie spodziewając się, że mi się to uda. Pokonałem ich obu, więc umowa to umowa i zrobiłem sobie tatuaż! – zdradza trzykrotny indywidualny mistrz świata.

Filozofia identyfikacji jest przedmiotem nieustającej debaty od początku istnienia ludzkości. „Tajski” oznajmia, że przez długi czas rozmyślał sam ze sobą na temat posiadania wielu tatuaży. Głównie chodziło o akceptację siebie samego i środowiska, które nie wszędzie jest gotowe patrzeć z takim samym szacunkiem na wytatuowanego chłopaka. Tai ujawnia, że będąc młodym chłopakiem bardzo zagłębiał się w tematy naukowe odnośnie akceptacji i uważa, że ukształtowały go jako człowieka i dzięki temu jest w tym miejscu, w którym się znajduje.

Woffinden odniósł się również do cytatu autorstwa Madonny, który brzmi następująco: „Jestem swoim własnym eksperymentem. Jestem swoim własnym dziełem sztuki.”. – To nie tylko rezonuje ze mną, ale z każdym człowiekiem. Chociaż na całym świecie są miliony ludzi, każdy z nas jest wyjątkowy na swój sposób, widzę, skąd pochodzi Madonna i zgadzam się z nią – tłumaczy.

Zawodnik Betard Sparty Wrocław odniósł się też do najczęstszego argumentu padającego w momencie, gdy ktoś sobie zrobi tatuaż. Pochodzi on ze stereotypów i jest oklepaną formułką przez najczęściej starsze osoby. – Chciałem być po prostu inny. Widziałem kiedyś świetny cytat, który brzmiał mniej więcej tak: Co zrobisz z tymi wszystkimi tatuażami, kiedy będziesz starszy? I myślę, że odpowiedź była czymś w rodzaju: co zamierzasz zrobić, kiedy się zestarzejesz – wyglądać jak wszyscy inni? Pomyślałem, że to było dość wnikliwe, kiedy to przeczytałem – mówi.

Jego partnerka – Faye – również posiada tatuaże, lecz jak sam żużlowiec przyznaje, hamuje go ona przed podjęciem próby większej ilości tatuaży na jego twarzy. – Z sesji na sesję to tylko postępowało. Jak miałem wyczerpane miejsce na mojej klatce piersiowej, to wytatuowałem szyję i trochę mojej twarzy. Gdyby Faye dała mi zielone światło, miałbym więcej na twarzy, ale uszanuję jej decyzję, skoro musi na mnie patrzeć każdego dnia – żartuje.

Trzykrotny indywidualny mistrz świata opowiedział też, gdzie i czy spotkał się szykanowaniem innych osób oraz patrzeniem na niego z góry, ze względu na jego wygląd. – To zależy od tego, o jakim kraju mówimy. USA, Australia, Wielka Brytania i Europa Zachodnia – raczej nie ma problemu. Dalej na wschód, na przykład w Polsce, Rosji i na Ukrainie – starsi ludzie mają tendencję do gapienia się i patrzenia na mnie z góry – ujawnia.

Jeden z najbardziej utytułowanych żużlowców w historii opowiada również o tym, co nadaje sens jego życiu, dzięki czemu odczuwa sporą dawkę adrenaliny. – Niebezpieczeństwo jest naprawdę ważne w moim życiu, ale nie tylko z punktu widzenia mojej pracy. Niebezpieczeństwo daje ci adrenalinę, a ja jestem adrenalinowym ćpunem. Aktualnie nie odczuwam już takiego polotu do tej dyscypliny. To coś, co robiłem w kółko i w kółko przez tyle lat trochę zanika. Teraz szukam w innych miejscach – tłumaczy.

Osoby z poza środowiska żużlowego mogą z przerażeniem patrzeć na żużlowców, którzy ścigają się w kółko bez hamulców. Wielu uważa, że są oni po prostu szaleni i nie do końca normalni. – Dla wielu ludzi patrzących na to, co robię na moim kanale YouTube, mogą myśleć, że tak jest. Absolutnie nie. Jazda na motocyklu żużlowym jest dla mnie jak chodzenie po ulicy – stwierdził.

Na koniec „Woffy” opowiedział o więzi ze swoim zmarłym ojcem, którego sobie wytatuował na plecach. – Mój tata był bardziej moim najlepszym kolegą niż ojcem. Oczywiście, były czasy, kiedy musiał być ojcem i dyscyplinować mnie za bycie trochę poza kontrolą; ale przez większość czasu był moim najlepszym kumplem. We wczesnych latach podróżowaliśmy razem po Europie, odwiedzając różne kraje – Szwecję, Polskę, Danię, Chorwację, Słowenię, Niemcy – praktycznie wszędzie.

– Moje przesłanie dla każdego to żyj każdym dniem, nie marnuj żadnych okazji i poświęć chwilę w swoim gorączkowym dniu, aby usiąść i docenić to, co masz, a nie to, czego chcesz – zakończył Tai Woffinden.

POLECAMY:

Żużel. Złamał kręgosłup, a później ponownie wsiadł na motocykl! Dla jego rodziny był to cud!

Żużel. Mysz i Anioł oraz zmierzający ku zagładzie speedway. Nowy numer Tygodnika Żużlowego w kioskach