Żużel. Marcelina Rutkowska-Konikiewicz: W szkole marzyły mi się występy na scenie. W Grudziądzu przygniotła mnie ścianka (WYWIAD)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Transmisje telewizyjne meczów żużlowych stały się weekendową tradycją w wielu polskich domach. Nie byłyby one tak ciekawe i atrakcyjne gdyby nie utalentowani, znający się na rzeczy prezenterzy oraz dziennikarze. Praca z kamerą bywa trudna, o czym przekonał się każdy, kto miał z nią styczność. O swoich początkach w telewizji, czasie wolnym, połączeniu życia prywatnego z zawodowym oraz wielu innych tematach porozmawialiśmy z jedną z najbardziej znanych prezenterek telewizyjnych w Polsce, Marceliną Rutkowską-Konikiewicz.

 

Zacznijmy od pytania o to, jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda i kariera związana z czarnym sportem? Kiedy po raz pierwszy byłaś na meczu żużlowym i przez kogo złapałaś „bakcyla” właśnie do tej właśnie dyscypliny?

Pochodzę z żużlowego miasta, Bydgoszczy, ale paradoksalnie żużel poznałam dość późno i to nie w moim rodzinnym mieście, a u sąsiadów w Toruniu. Moja pierwsza styczność z tym sportem to rok 2010 i pierwsze SGP na Motoarenie. Pracowałam wówczas jako podprowadzająca i właściwie tak to się wszystko zaczęło, wtedy złapałam przysłowiowego bakcyla. Następnie, już w wielkim skrócie, otrzymałam propozycję pracy jako reporterka na zawodach SEC. Po kilku latach zaczęłam pracę w Eleven Sports, a w ostatnich sezonach miałam okazję pracować przy Speedway Grand Prix.

Obecnie z uwagi na obowiązki związane z pracą mieszkasz w Warszawie czy może w swoim rodzinnym mieście?

Nie mieszkam w Warszawie. Pracuję podczas zawodów żużlowych na miejscu wydarzeń, więc nie ma znaczenia skąd dojeżdżam. Obecnie jesteśmy mieszkańcami Gdyni i z tym miastem wiążemy naszą przyszłość.

Jaki szczególny moment lub wspomnienie zapadło Ci w pamięci z okresu dzieciństwa?

Z okresu dzieciństwa mam wiele pięknych wspomnień. Mogę śmiało powiedzieć, że miałam bardzo szczęśliwe, spokojne i pełne miłości dzieciństwo. Na pewno zawsze ciepło się robi na sercu gdy wspominam święta Bożego Narodzenia lub wakacje u dziadków.

Skoro dzieciństwo mamy za sobą, to może poruszmy temat edukacji. Chętnie chodziłaś do szkoły? Który przedmiot szkolny był Twoim ulubionym, a który wręcz odwrotnie?

Szczerze mówiąc, dopiero w liceum poczułam, że lubię chodzić do szkoły. Miałam wtedy świetną paczkę przyjaciół, z niektórymi przyjaźnimy się do dzisiaj i to był naprawdę dobry czas. Wcześniej w szkole podstawowej oraz gimnazjum chyba nie myślało się o tym w kategoriach lubię, czy nie. Po prostu trzeba było chodzić i koniec dyskusji. W sumie uczyłam się dobrze, nie było ze mną większych problemów wychowawczych. Z przedmiotów najbardziej lubiłam język angielski.

Czym pasjonowałaś się jako nastolatka? To czas, kiedy snujemy swoje pierwsze plany na przyszłość. Jakie wobec tego były Twoje?

Chyba jak wiele nastoletnich dziewczyn w tamtym czasie fascynowała mnie muzyka, show-biznes, byłam wielką fanką Christiny Aguilery. Jak już nadeszła era internetu oglądałam wszystko co było z nią związane – koncerty, wywiady i tym podobne. Chodziłam na lekcje śpiewu, tańce. Marzyły mi się występy na scenie.

I w pewnym sensie te marzenia udało się zrealizować. Przejdźmy do meritum. W jaki sposób Marcelina dostała się do telewizji, a dziś pełni rolę głównej prezenterki nie tylko podczas meczów ligowych, ale także zawodów międzynarodowych?

Miałam już kiedyś okazję odpowiedzieć na podobne pytanie, przy okazji innej rozmowy. I w sumie pozwolę sobie powtórzyć to, co wtedy. To był splot szczęśliwych zdarzeń i osób, które spotkałam na swojej drodze. Dostałam propozycję występu w roli reporterki podczas zawodów SEC, co było dość odważnym posunięciem jeśli chodzi o organizatorów i telewizję Eurosport, bo nie miałam dużego doświadczenia w pracy przed kamerą. Dla mnie osobiście to była bardzo głęboka woda, ale tylko wtedy człowiek naprawdę uczy się „pływać”. Debiut na żywo miałam w Częstochowie podczas finału SEC i pewnie daleko było mi do perfekcji, ale poczułam wtedy, że to jest coś, co chciałabym robić. W sezonie 2019 dołączyłam do zespołu Eleven Sports by pracować przy meczach ligowych, a pod koniec sezonu 2020 przeprowadzałam wywiady dla SGP, co kontynuowałam w kolejnych latach.

Pamiętasz z kim przeprowadziłaś swój pierwszy wywiad na wizji?

Doskonale pamiętam, bo tak, jak wspomniałam wcześniej, mój pierwszy występ na żywo miał miejsce w Częstochowie, podczas finału SEC i moimi rozmówcami byli kolejno: Rune Holta, Peter Kildemand, Emil Sajfutdinow i Martin Vaculik. Zawsze im będę wdzięczna za to, że byli bardzo wyrozumiali, otwarci i po prostu zwyczajnie życzliwi.

Każdy z nas ma swoich idoli/ulubieńców/osoby, z którymi najlepiej nam się współpracuje. Gdybyś miała wymienić jedną (żużlowiec bądź dziennikarz) to kto by to był?

To jest pytanie z serii czy bardziej kochasz mamę czy tatę (śmiech). Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Na przestrzeni tych kilku lat w studio meczowym, czy na ściance do wywiadów pojawiało się wielu fantastycznych gości, ekspertów, zawodników, trenerów. Ciężko wskazać jedną osobę. Zawsze staram się dobierać gości tak, by oczywiście podzielili się swoim doświadczeniem i wiedzą, ale także mieli taką pozytywną energię w sobie i żeby było tzw. „dobre flow”. Tak samo jeśli chodzi o dziennikarzy – myślę, że zgodzą się ze mną koleżanki i koledzy z redakcji Eleven, że mamy w zespole bardzo dobrą atmosferę.

Czy dziś, po latach pracy przed kamerą, odczuwasz jeszcze stres przed wejściem na antenę? Czy dla Ciebie to już chleb powszedni?

W sumie to dziwne dla mnie samej, ale tak, odczuwam jeszcze stres przed wejściem na antenę. Być może to trema, albo adrenalina. Dzieje się tak jednak tylko przed samym startem zawodów, później to wszystko schodzi jak powietrze z balonika. Na pewno przed transmisją muszę się zamknąć w swoim „pudełku nicości” i zebrać myśli. Zauważyłam jednak, że kiedy jestem stremowana to także lepiej skupiona.

Najtrudniejszy moment w karierze Marceliny to…?

Wydaje mi się, że każdy pierwszy raz w tej pracy. Pierwszy wywiad,  pierwsze wejście na żywo, pierwsze studio meczowe.  Pamiętam taki cytat z czasów liceum, który był wymalowany na ścianie jednej sali. „Wszystko jest trudne nim stanie się proste” Thomas’a Fuller’a. Takie proste i takie genialne. Czasami powtarzam to sobie w myślach i jest w tym coś pokrzepiającego.

Skoro najtrudniejszy moment mamy za sobą, to może teraz jakieś najzabawniejsze wspomnienie związane z pracą. Sporo podróżujecie więc domyślam się, że zabawnych historii nie brakuje.

To prawda, przez te kilka lat sporo się najeździłam po żużlowej mapie Polski i Europy, miałam/mam okazję pracować z bardzo pozytywnymi ludźmi i takich sytuacji zabawnych trochę się nazbierało. Sporo jest takich angażujących inne osoby, więc zostawię je dla siebie. Powiedzmy, że jedną z takich zabawniejszych sytuacji, którą będę wspominać był mecz w Grudziądzu – to był chyba sezon 2019. W czasie trwania studio przechyliła się na mnie ścianka do wywiadów i tak mnie trochę „rozpłaszczyła” na stole. Nie wiem czy to podchodzi pod coś zabawnego, ale mnie to rozśmieszyło (śmiech). Szczególnie jak obejrzałam powtórki.

Widziałem, pamiętam, spektakularne (śmiech). Co Twoim zdaniem stanowi najtrudniejszą barierę do przekroczenia, jeśli chodzi o pracę w telewizji?

Chyba zostać zauważonym i potwierdzić swoją wartość. Jeśli nie masz przestrzeni by się zaprezentować to marne szanse, że ktoś zaproponuje ci pracę w tej branży. A kiedy już dostaniesz taką możliwość by się zaprezentować, to właściwie masz jeden strzał by zrobić dobre wrażenie i wykazać potencjał.

Często spotykam się z opinią, że prezenterzy telewizyjni nie lubią oglądać samych siebie. Czy Ty również należysz do tego grona?

Kiedyś nie znosiłam wręcz słuchać swojego głosu. Dziś zupełnie mi to nie przeszkadza. Czasem nawet oglądam powtórki, żeby spojrzeć z innej perspektywy jak to wszystko wyszło. To jest bardzo ciekawe jak zupełnie inaczej postrzega się daną sytuację stojąc przed kamerą, a jak wygląda ona z pozycji fotela. Zdarza się, że potrzebuję dłuższej chwili żeby zebrać myśli i wtedy ta chwila ciszy na antenie, mam wrażenie, trwa wieki. Później oglądając powtórkę, myślę sobie: „Nie no, normalnie.” Nie oglądam jednak samej siebie dla przyjemności, bardziej po to, by wyłapać jakieś błędy i móc je w przyszłości poprawić.

No to której drużynie kibicujesz? Rodzinna Polonia, a może zupełnie inny ośrodek?

Szczerze mówiąc, nie ma jednej drużyny, której kibicuję. I nie chodzi o dyplomację. Bliski mojemu sercu jest Toruń, bo żużlowo mnie wychował, ale dobrze życzę wszystkim drużynom na wszystkich szczeblach rozgrywkowych. Środowisko żużlowe jest dość małe, wszyscy się znają jak w jednej wielkiej rodzinie. Wielu zawodników darzę sympatią, a reprezentują różne drużyny. Pojawiamy się na różnych stadionach, gdzie zawsze jesteśmy serdecznie przyjmowani, więc mogę powiedzieć wiele ciepłych słów o poszczególnych klubach.

Czy w jakiś sposób wzorujesz się na brytyjskich prezenterkach? Oglądasz je w akcji i wyciągasz jakieś wnioski?

Może nie wzoruję się konkretnie na brytyjskich prezenterkach, ale z pewnością oglądam, słucham różnych materiałów z których mogłabym wyciągnąć coś dla siebie, nauczyć się czegoś, coś w swojej pracy poprawić dzięki temu. Wywiady, studia meczowe, dokumenty, podcasty. Zarówno te zagraniczne, jak i z naszego polskiego podwórka. Z różnych dyscyplin sportu, nie tylko speedwaya. Jak już oglądam transmisję z jakiegoś wydarzenia sportowego, dajmy na to, tenis, skoki narciarskie, ostatni Mundial, koszykówka to zawsze zwracam uwagę na pracę dziennikarzy w studio i reporterów.

Wystarczy tej pracy… Niedawno na świecie pojawił się Wasz synek. Jak bardzo zmieniło się Twoje życie po jego narodzinach? Poza tym, że z pewnością masz mniej czasu na udzielanie wywiadów znajomym po fachu (śmiech)…

Bardzo się zmieniło. Naprawdę nie sądziłam, że życie może się tak zmienić. Z resztą chyba ciężko to sobie wyobrazić zanim dziecko się pojawi. Wszystko się weryfikuje dopiero po narodzinach i wtedy, przyznam, można się trochę zdziwić. Żeby to nie zabrzmiało źle, jestem najszczęśliwsza na świecie, że zostałam mamą, jednak przyznam, że to ogromne wyzwanie, szczególnie jeśli chce się zachować aktywność zawodową i w jakimś stopniu towarzyską. Do tej pory żyliśmy z mężem aktywnie, spontanicznie, często się przemieszczaliśmy, dużo wyjeżdżaliśmy prywatnie oraz służbowo. Kiedy pojawia się dziecko to nie ma już miejsca na spontan, wszystko musi być wcześniej zaplanowane, poukładane pod tego małego człowieka. I to jest do zrobienia, ale wymaga sporo pracy i nabycia nowych umiejętności. Nauczyłam się np. przewidywać rzeczy na kilka kroków w przód. Kiedyś miałam podejście na zasadzie „a jakoś to będzie, coś się wymyśli”. Teraz muszę wiedzieć jak będzie i to coś wymyślić, zanim taka potrzeba nadejdzie. Myślę, że każdy rodzic rozumie, co mam na myśli. Zmienia się również pojęcie czasu. To w jakim tempie minęło mi ostatnie 7 miesięcy jest niemożliwe. Nawet najintensywniejsze sezony żużlowe nie mijały mi tak szybko. I oczywiście last but not least – nie sądziłam, że człowiek może jakoś funkcjonować na takim deficycie snu. Ale wystarczy jeden uśmiech bąbelka i wszystko inne nie ma już znaczenia (śmiech).

Szczerze, z ręką na sercu podziwiam, że właściwie nie miałaś żadnej przerwy jeśli chodzi o pracę zawodową. Gdy już jednak uda się znaleźć ten wolny czas, to jaki jest Twój ulubiony sposób jego spędzania?

Nie będę oryginalna. Wolny czas najbardziej lubię spędzać w gronie przyjaciół, czy rodziny. Kocham podróżować, obejrzeć dobry film, przeczytać ciekawą książkę, uwielbiam aktywność fizyczną, jogę.

A ulubione miejsce na wyjazd wakacyjny?

Dla mnie „numero uno” to Chorwacja. Udało mi się w życiu odwiedzić wiele pięknych miejsc, ale chyba nic nigdy nie przebije Chorwacji. Piękne widoki, góry, morze, wyspy, przyroda, ludzie, klimat, jedzenie – wszystko tam kocham.

Jedzenie – temat, który każdy uwielbia. Przygotowywanie posiłków samodzielnie czy wspólne wyjście do restauracji?

Zdecydowanie wolę wyjść do knajpy. Nie ukrywam, zupełnie nie mam talentu do gotowania. A już sama organizacja tego mnie przerasta. Sam pomysł co ugotować, zrobienie zakupów, przygotowanie tak żeby wyszło i było zjadliwe – bardzo trudny proces.

Obecnie trwa przerwa zimowa. Czy dla Ciebie to czas „wyłączenia” się od żużla, a może już brakuje Ci podróży po stadionach i chętnie wróciłabyś przed kamerę?

Ta przerwa zimowa jest dla mnie wyjątkowa, bo mocno skupiłam się na byciu mamą i odnalezieniu w nowej roli. Ale nie mogę powiedzieć, że zupełnie wyłączyłam się z żużlowego świata. Śledzę wydarzenia na bieżąco. Jak tylko mam chwilę to czytam, oglądam, słucham, przeglądam media społecznościowe. Jesteśmy w połowie lutego, a to taki moment, w którym już mocno da się odczuć brak żużla i nie mogę doczekać się powrotu do pracy.

Czy zdarzyło się kiedyś, że któryś z zawodników odmówił Ci wywiadu/rozmowy?

Oczywiście, zdarzają się takie sytuacje. Najtrudniej wyciągnąć zawodnika do wywiadu kiedy nie jest zadowolony ze swoich wyników, a my chcielibyśmy, żeby odniósł się do jakiejś sytuacji. Albo akurat trwa burza mózgów w zespole. To jest bardzo delikatny temat. Z jednej strony wspólnie pracujemy na to by żużel był chętnie oglądany, a zawsze takie rozmowy z zawodnikami są pożądane, z drugiej strony oni też pracują na swoje dobre występy, chcą pokazać się z dobrej strony i może nie zawsze udzielenie wywiadu w danym momencie im pasuje.

Który stadion w Polsce Twoim zdaniem robi największe wrażenie i po prostu lubisz tam wracać? Wyłączamy z tego grona Stadion Narodowy, ponieważ jest to tor przygotowywany tylko na dane zawody.

Zupełnie obiektywnie – powiem, że Motoarena. To wciąż najpiękniejszy i najnowocześniejszy stadion żużlowy na świecie. Kiedy jest wypełniony po brzegi robi niesamowite wrażenie. Szczególnie podczas takiej imprezy jak finał SGP, kiedy cała atmosfera sprawia, że masz dreszcze i łzy w oczach.

Czy kiedykolwiek miałaś okazję przejechać się motocyklem żużlowym? Jeśli tak to w jakich okolicznościach?

Miałam okazję, ale nie sama. Sama chyba nawet bym się nie odważyła. Poza rowerem nigdy nie prowadziłam jednośladu i przy tym pozostanę. Natomiast moja jedyna przejażdżka na motocyklu żużlowym miała miejsce podczas prezentacji przed Drużynowym Pucharem Świata w Gorzowie w 2010, albo 2011 roku. Występowałam tam w roli podprowadzającej, a koncepcja była taka by dziewczyny wyjechały na motocyklach żużlowych razem z zawodnikami. Ja wyjeżdżałam z reprezentacją Szwecji, a na motocyklu przewiózł mnie Andreas Jonsson.

Pytanie finansowe… Czy z samych transmisji/pracy przed kamerą da się „wyżyć” w dzisiejszych, trudnych czasach związanych z kryzysem gospodarczym?

Da się.

To pytanie musi paść. Nie ukrywajmy, że jesteś atrakcyjną kobietą, osobą medialną, która dobrze się prezentuje. Czy z tego tytułu zdarzają się sytuacje „niewygodne”? Mam na myśli dziwne wiadomości, psychofanów etc.

Chyba nie jestem zbyt popularna, bo nigdy nie miałam psychofanów, ani nie otrzymałam „niewygodnych” czy nieprzyzwoitych wiadomości. Zdarza się, że odzywają się do mnie żużlowi kibice. I są to wiadomości bardzo pozytywne, miłe.

I na koniec… Największe marzenie Marceliny? Może być zawodowe, a może być związane z życiem prywatnym.

Z marzeniami jest tak, że lepiej nie wypowiadać ich na głos, bo mogą się nie spełnić, więc zachowam je dla siebie.

Rozumiem i szanuję. Dziękuję bardzo za rozmowę.

Ja również dziękuję.

Rozmawiał SEBASTIAN SIREK

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. „Zengi” nie powtórzy błędu, który niemal kosztował go utratę nogi. Wybierze rower – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Sześć sparingów Orła. Łodzianie zmierzą się z dwoma ekstraligowcami – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)