Krzysztof Kanclerz i Lech Kędziora. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ogromnych emocji dostarczyło spotkanie Abramczyk Polonii Bydgoszcz z Cellfast Wilkami Krosno. Najpierw kibiców rozgrzewały zacięte starcia zawodników, a następnie obrady dotyczące tego czy mecz powinien być kontynuowany. Ostatecznie sędzia Piotr Stefankiewicz zakończył pojedynek po trzynastu gonitwach. Lech Kędziora, szkoleniowiec gospodarzy, nie ukrywał, że chciał dokończyć niedzielne starcie.

 

– Powiem tak, decyzji sędziego nie można podważać. Niemniej można było przyspieszyć ten 14. wyścig i myślę, że w tej chwili już by było po meczu. Warunki oczywiście są ekstremalne, ale nie ukrywam, że na żużlu nie ścigają się ministranci, tylko ludzie z charakterem. Decyzja jest niepodważalna – mówił Kędziora w rozmowie z Piotrem Bugajnym z nSport+.

Opiekun siedmiokrotnych mistrzów Polski wrócił wspomnieniami do wydarzeń sprzed ponad 20 lat i meczu Polonii Bydgoszcz z Wybrzeżem Gdańsk. Według jego opinii, wtedy warunki torowe były jeszcze gorsze, a zawody kontynuowano.

– Miałem taki mecz w Bydgoszczy 11 kwietnia 1999 roku, gdy brylował na torach naszego kraju Tomasz Gollob. Stoczył wtedy w jeszcze gorszych warunkach niż dzisiaj porywające wyścigi z Tonym Rickardssonem. Jeśli się nie mylę, to wygrał dwa razy (w rzeczywistości to Rickardsson wygrał dwa pojedynki, a Gollob jeden – dop.red.). Pogoda spłatała nam figla. Nam też od początku nie szło. Pasowałoby nam odjechać te piętnaście wyścigów. Tak mało zabrakło, abyśmy zakończyli ten mecz w sportowej rywalizacji – komentował trener ekipy ze Sportowej.

Warto jednak zaznaczyć, że krośnianie wygrali to spotkanie zasłużenie. To zespół Ireneusza Kwiecińskiego nie stracił prowadzenia od szóstej gonitwy i prezentował się znacznie równiej niż drużyna Polonii. Bydgoszczanie byli wyraźnie pogubieni i brakowało im prędkości na domowym obiekcie.

– Chcieliśmy jechać tak, jak te ostatnie mecze. Wszystko zaczęło się od biegu młodzieżowego, gdy Wiktor Przyjemski wygrał, a Bartoch został wykluczony. Nie tak to miało być. Następne wyścigi źle się toczyły. Była nerwówka. David Bellego przegrał start i nie był w stanie nawiązać równorzędnej walki. Trudno, taki jest ten sport. Przerosła nas troszeczkę presja. Nie mogliśmy sobie dać rady. Wiedzieliśmy o co walczymy. Większy spokój zachowali zawodnicy z Krosna i tak jest – podsumował Kędziora.