Kibice w Gorzowie mieli przez lata Krzysztofa Hołyńskiego. Wrocławscy Andrzejowi Malickiemu na okrzyk „fair-play?” odkrzykiwali przez lata „ok!”. Swojego spikera miał również słynny obiekt żużlowy w Costa Mesa. Był nim w latach 70. ubiegłego wieku doskonale znany po dziś dzień w Stanach Zjednoczonych Larry Huffmann.
Larry Hufmann przez wiele lat był spikerem na obiekcie Costa Mesa. To właśnie jego głos przez wiele lat elektryzował tamtejszą publiczność. Warto wspomnieć, że w latach 70. ubiegłego wieku na obiekcie w Ameryce co piątek zasiadało nawet dziewięć tysięcy kibiców, aby śledzić rozgrywane tam zawody żużlowe.
– Bez wątpienia wtedy żużel w Kalifornii i zawody na torze Costa Mesa były jedną z ulubionych rozrywek Amerykanów. Dziś ciężko w to uwierzyć, jak żużel był popularny – mówi nam Larry Huffmann.
Jak wspomina Huffmann, jego przygoda z żużlem rozpoczęła się w 1969 roku.
– Zacząłem zapowiadać zawody żużlowe na Costa Mesa w 1969 roku. To był bodajże sierpień. Przedtem pracowałem w lokalnym radio, gdzie grałem ówczesne hity. Stwierdziłem, że warto spróbować czegoś nowego. Pamiętam, że na pierwsze moje zawody, które komentowałem, przyszło około tysiąca pięciuset widzów, a ja sam za wiele nie wiedziałem na temat tego sportu. Dopiero zaczynałem się go uczyć. Za swoją pracę, na tych pierwszych zawodach, otrzymałem wtedy całe dwadzieścia pięć dolarów – kontynuuje Huffmann.
Jeden z pierwszych swoich wywiadów na żywo amerykański spiker przeprowadził ze słynnym Genem Woodsem, który wtedy miał niecałe… dziewięć lat.
– Od czegoś trzeba było zacząć. Młody Woods wygrał wtedy zawody, a mnie interesowało co to za „jeden”. Więc sobie pogadaliśmy. Po tych zawodach jego kariera nabrała rozpędu i został legendarnym amerykańskim zawodnikiem – wspomina ze śmiechem Huffmann.
Huffmann przez wiele lat „spikerował” na zawodach żużlowych. Do dziś to on jest jedną z tych postaci, która kojarzy się mieszkańcom Kalifornii z żużlowym obiektem w Costa Mesa. Jego barwa głosu czy charakterystyczny sposób mówienia wręcz „hipnotyzował” kibiców.
– Larry w tym, co robił, był po prostu niesamowity. To była i jest legenda amerykańskiego żużla. Miał swój sposób mówienia, potrafił rozgrzać publiczność. Charakterystyczne były jego przydomki, które nadawał zawodnikom. Ja go poznałem osobiście w 1975 roku, kiedy wszedł do szatni i zaczął robić ze mną wywiad, pytając na zasadzie co robię na Costa Mesa i po co. Ze zwykłej rozmowy potrafił zrobić wydarzenie – mówi nam były amerykański zawodnik, który startował w Costa Mesa, Brian Bee.
To właśnie charyzmatyczny spiker nazwał Bruce Penhalla „Fox” oraz „Juicy Brucey”. Huffmann z kolei zyskał przydomek „Supermouth” między innymi ze względu na szybkość wypowiadania przez siebie słów. Jak policzono, potrafił w ciągu minuty „wyrzucić” ich z siebie trzysta.
– Szybkość nie była najważniejsza w tym wszystkim. Wszystkie zawody, które komentowałem jako spiker, miały dla mnie jeden cel. Ja miałem pokazać i pobudzić emocje jakie drzemią w widowisku sportowym. Obojętnie czy to był żużel, motocross czy supercross. Ja byłem gościem od robienia show i chyba wychodziło mi to nieźle – mówi Amerykanin.
Jednym z charakterystycznych elementów robienia show był słynny skok, szpagat Huffmanna.
– Polegało to mniej więcej na tym, że jak wypowiadał znane nazwisko, to wtedy w charakterystyczny sposób podskakiwał z rozciągniętymi nogami i mikrofonem w ręce. Kibice co piątek w Costa Mesa czekali nie tylko na zawodników, ale i na słynne skoki Hoffmanna. On miał różne szalone pomysły. Był prawdziwym showmanem. W dosłownym tego słowa znaczeniu – mówi Brian Bee
Przygoda z komentowaniem speedwaya nie trwała wiecznie. W pewnym momencie doszło do konfliktu pomiędzy promotorem Harrym Oxleyem, a spikerem.
– Pokłóciliśmy się wtedy i to nie była nasza ostatnia w życiu sprzeczka. Harry miał słuszne pretensje, że nie poinformowałem go o planowanym wylocie do Europy. Tam miałem zdjęcia do filmu dokumentalnego „On an Sunday II” o sportach motorowych. Harry miał wtedy w zupełności rację – mówi nam Huffmann.
W czasie swojej aktywnej działalności w żużlu był zaprzyjaźniony z wieloma zawodnikami. Osobiście najbardziej dopingował mistrza świata Bruce Penhalla, z którym kontakt utrzymuje po dziś dzień.
Huffmann przez lata pokochał żużel na tyle, że w momencie konfliktu amerykańskich zawodników w latach 70. ubiegłego wieku z Amerykańskim Związkiem Żużlowym, zdecydowanie poparł tych pierwszych. To wtedy zrobił sobie charakterystyczne zdjęcie z planszą, na której było napisane „announce for food” (ogłoszenie po jedzenie).
Oprócz żużla Huffmann najbardziej zasłynął sportowo z komentowania zawodów supercross. Do tego zaangażował go słynny „wynalazca” tej rywalizacji – Mike Goodwin.
– Goodwin to był człowiek pomysłów. Kiedyś dorwał w Ameryce Południowej gazetę z artykułem o wyścigach motocrossowych. Stwierdził, że z tego trzeba zrobić show na najwyższym poziomie. Zamiast brudnych toalet mają być piękne kobiety, celebryci i najlepsze sztuki mięsa dla wygłodniałych. Najlepiej zawody rozgrywane miały być na stadionach albo w halach. Tak też zrobił. Mi zaproponował konferansjerkę i zabawianie tłumów. To na jego imprezy przybywał sam Steve McQueen, który uwielbiał motocykle. Goodwin zaczął tak naprawdę od Madison Square Garden, a późnej to już się potoczyło. Supercross szybko przyciągał tłumy – wspomina Huffmann.
– Pierwsze zawody motocrossowe Huffmann komentował w słynnej Madison Square Garden w 1971. Był spikerem również podczas słynnych zawodów Superbowl Motocross na obiekcie Coloseum w Los Angeles w 1972 roku. W supercrossie rolę spikera pełnił nieprzerwanie przez szesnaście lat, objeżdżając praktycznie cały świat. Za swoje zasługi dla sportów motorowych został w 2008 roku przyjęty do Hall of Fame amerykańskiego związku motorowego.
– Na pewno supercross to duża część mojego życia i to on dał mi tak naprawdę największą popularność. Doskonale wiem, że nie byłoby tego wszystkiego, co jest dzisiaj, bez żużla, od którego zaczynałem swoją przygodę ze sportową konferansjerką. Najbardziej chyba utkwiły mi w pamięci zawody w japońskim Kioto. Tam w latach 80. mało kto mówił i rozumiał po angielsku. Ja japońskiego też nie umiałem. Pamiętam na tamte zawody w Kioto przyszły tłumy. Ludzie od rana ustawiali się po bilety. Były wyprzedane. Kazano mi zaczynać konferansjerkę, no to mówię dajcie tłumacza i wychodzę. Zapytali mnie – jakiego tłumacza. Odpowiedziałem: „wy chyba żartujecie, że do Japończyków będę mówił ja”. Skończyło się tak, że mówiłem przez całe zawody do Japończyków po angielsku, a komentarz skończyłem wykrzykując po japońsku jedno słowo – Boooooonzaaiiiiiiiiii!!!! – wspominał w jednym z wywiadów Huffmann.
W czasie swojej kariery Larry Huffmann podkładał głos do ponad dziesięciu tysięcy filmów reklamowych. Wystąpił również w takich filmach i serialach jak Aniołki Charliego, CHIPS, Knight Rider czy doskonale znany w Polsce Miami Vice. Był również współscenarzystą filmu o sportach motorowych On One Sunday. Wystąpił w nim wraz z Brucem Penhallem. Jego niepowtarzalny głos został również wykorzystany w wielu grach video. Tu największą popularność przyniosły mu produkcje jak Spiderman 2 oraz słynna gra Rock Roll Racing. Dziś Larry Huffmann mieszka w miejscowości Big Bear i jak sam przyznaje, żużla już nie ogląda. Swojego głosu nadal jednak użycza wszystkim, którzy tego potrzebują. Na brak zleceń – pomimo wieku – nie narzeka.
Zużel. Patryk Dudek w dobrym nastroju przed rewanżem! „Jest duża szansa, żeby wjechać do finału”
Żużel. Tarcia w Rybniku! Grzegorz Walasek zły na trenera!
Żużel. PSŻ Poznań żegna kolejnego zawodnika!
Żużel. Sztab kryzysowy we Wrocławiu. Fatalne prognozy na żużlowy weekend!
Żużel. Koniec sagi! Jasna przyszłość Macieja Janowskiego!
Żużel. Łaguta włączył tryb play-off. Co za liczby!