Daniel Bewley. fot. Taylor Lanning
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Weekendowe mecze PGE Ekstraligi nie obfitowały w zbyt wiele kontrowersji. Duża dyskusja powstała właściwie tylko po makabrycznie wyglądającej kraksie z udziałem Daniela Bewleya i Jonasa Jeppesena. Część fanów uważało, że arbiter Piotr Lis podjął błędną decyzję wykluczając Duńczyka.

 

Kraksa dwóch zagranicznych zawodników miała miejsce w bardzo ważnym momencie meczu. Był to przedostatni wyścig, a częstochowianie prowadzili 41:37. Na wyjściu z pierwszego łuku zrobiło się ciasno, Brytyjczyk trącił Duńczyka, ten uderzył w Jakuba Miśkowiaka i doszło do ogromnego karambolu. Dan Bewley przeleciał przez bandę na przeciwległej prostej.

Decyzją arbitra wykluczony został Jeppesen. Wrocławianie mogli więc wprowadzić Bartłomieja Kowalskiego za kontuzjowanego Bewleya. Inne spojrzenie na groźną sytuację ma szef sędziów.

– Widzimy zawodnika w kasku białym, który swoim przednim kołem zahacza o zawodnika w kasku żółtym, ale chciałbym zwrócić uwagę na coś innego, na jazdę zawodnika w kasku czerwonym. Ten zawodnik dojechał do zawodnika w kasku białym i go zablokował. Zawodnik w kasku białym jechał swoje, nie było zmiany toru jazdy. Na pewno zawodnik w kasku czerwonym nie był bez winy. Pytanie czy to uderzenie spowodowało, że zawodnik w kasku białym zaczął jechać szybciej, złapać lepszą przyczepność i uderzył w zawodnika w kasku żółtym – tłumaczył Leszek Demski.

Na kolejne dopytywania gości w studiu, usłyszeliśmy już konkretniejszą odpowiedź.- Powiem szczerze, że jeśli miałbym wykluczyć któregoś z zawodników, to bardziej bym skłonił się do czerwonego – odpowiedział szef arbitrów.