Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Możliwe, że w przyszłym roku po raz pierwszy obejrzymy cykl Grand Prix w Gdańsku. Wszystko dlatego, że brakuje porozumienia w sprawie turnieju w Gorzowie Wielkopolskim. Były trener reprezentacji Polski ma jednak inny pomysł. Te dwa obiekty widziałby zamiast kolejnego układanego toru.

 

Wiele na to wskazuje, że polscy kibice będą mogli oglądać cztery turnieje w Polsce. Na mapę cyklu wróci Wrocław, a ponadto zawodnicy wybiorą się do Warszawy i Torunia. Coraz bardziej staje się pewne, iż w przyszłym roku nie zobaczymy rundy Grand Prix w Gorzowie Wielkopolskim. Zamiast Gorzowa walka o tytuł mistrza świata miałaby zawędrować nad Morze Bałtyckie, czyli do Gdańska.

Zawody odbywałyby się na na Polsat Plus Arenie, gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywa piłkarska Lechia Gdańsk. Stadion jednak ma tylko zadaszenie trybun, więc byłoby to duże ryzyko w związku z opadami deszczu. Podobne zjawisko mieliśmy kilka razy w Goeteborgu na Stadionie Ullevi, gdzie występował tor czasowy pod otwartym dachem, a na nawierzchnię spadły ogromne ilości wody. Marek Cieślak nie do końca jest przychylny temu pomysłowi, proponując organizację rundy w Łodzi lub Częstochowie.

– Czemu u nas się szuka olbrzymich kosztów? Zrobiłbym to w Łodzi! Mówię poważnie. Jest tam świetny tor i dwanaście tysięcy kibiców wejdzie na stadion. Mielibyśmy tam super zawody. W Częstochowie również mamy fajny stadion i dobry tor do ścigania. To nie jest taka dyscyplina jak piłka, że te pieniądze płyną nie wiadomo skąd i dokąd. Może lepiej robić to bardziej z głową bez takich inwestycji. I nie marnować pieniędzy na układanie jednodniowego toru, bo to są miliony złotych. Tradycją już jest układanie toru w Warszawie i w porządku, ale na siłę robić kolejną podobną imprezę, to mija się z celem. Poza tym mamy lepsze ściganie na prawdziwych torach żużlowych. A Łódź naprawdę ma dobry obiekt do tego – powiedział nam wieloletni trener.

Sporo spekuluje się o tym, że przyszłoroczny cykl miałby być opakowany w aż dwanaście turniejów. Priorytetem musi być jednak powrót do Australii, z którą wciąż trwają rozmowy. – Byłem na Grand Prix w Australii. Zainteresowanie publiczności było bardzo kiepskie, pomimo że Doyle wtedy zdobywał mistrzostwo świata. Nie był stadion zapełniony nawet w połowie. To są też olbrzymie koszty związane z transportem. To jest duże przedsięwzięcie – przekazał.

Lokalizacją zastępczą dla Australii mogłaby być Nowa Zelandia, gdzie w przeszłości organizowano rundy Grand Prix. Obecny promotor nie skusi się chyba na tę opcję, bo wolałby oglądać zawodników na dużym obiekcie. Mimo wszystko ściganie mieliśmy tam zawsze przednie. – Mi się podobało to Grand Prix w Nowej Zelandii. Oglądaliśmy piękne ściganie, ogólnie był to fajny tor. Jeżeli chcieliby podtrzymać tradycję, bo tylu mistrzów świata mają w historii, to czemu nie – zakończył.

SZYMON MAKOWSKI, POBANDZIE

CZYTAJ TAKŻE:

Żużel. Morris tłumaczy wybór dzikich kart. „Czasem trzeba dać szansę”

Żużel. Jeden z Duńczyków zaprzepaścił szansę na „dziką kartę”? Tak twierdzi Pedersen