Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Na przystawkę przed inauguracyjną rundą play off mieliśmy jeszcze starcie narodów w Łodzi i nie pokazany przez Eurosport, mimo zapowiedzi, pierwszy finał IMŚJ ze Stralsundu. Co ciekawe, w ściganiu o warzywo na łódzkiej Motoarenie wystąpił m.in. Patryk Dudek, który wcześniej… nie wystąpił w finale MPPK. Ot, pokrętna ta żużlowa „logika”.

 

 

Wśród małolatów nasi w czubie. To zrozumiałe i oczekiwane. Na twardym nieco słabiej Świdnicki, zaś Misiek i Lampart wedle przewidywań. Będą następne tytuły, jakoś tak coraz mniej radosne, nie licząc zwycięzcy, ale dla publiki już raczej, bo spowszedniały. W towarzyskim ściganiu w Łodzi wystąpił Duzers, który wcześniej nie zameldował się w finale MPPK. Znak czasów? Możliwe. Możliwe. Przy okazji juniorów wpadkę zaliczył nowy operator SGP – Discovery. Zapowiadali w Eurosporcie transmisję, ale ta przegrała z tenisem. Dlaczego przegrała, to już nie mnie oceniać. Jakby tego nie tłumaczono – wpadka ewidentna i to każe zastanowić się nad życzeniowym myśleniem i niczym nie zmąconą wiarą w ożywczy powiew dla SGP ze strony nowego operatora. A jeśli gęby pozostaną te same i tylko kanał transmisji się zmieni z obsadą komentatorską w pakiecie? Oby nie.

W pierwszej dywizji zaskakująca porażka Rybnika aspirującego słowami prezesa i trenera do Elipy. Czyżby sprawdzał się scenariusz z Brzytwy? Wszyscy „chcą” tylko szatni nie pytają, a tej dobrze gdzie jest. Nadal uważam ROW za faworyta rozgrywek pod nazwą „Kto miał pecha ten wygrał”. Cieślak i Mrozek już nabyli zapewne zapas gumy Orbit, a ta jak wiadomo ów współczynnik pH (czytaj – pecha) obniża. Jak się to jednak potoczy – zobaczymy. Wataha wraca znad morza z bezcennym remisem. Patrząc na determinację – chcą do finału. Czy do Elipy również – pokaże czas. Smaczna ta przystaweczka.

No i nareszcie się zaczęło. Przyjdzie stwierdzić komu absencja w Szwecji i MPPK wyszła na zdrowie, a komu zaszkodziła. Na początek gorzowskie Nemocnice na kraji mesta potykało się z Koziołkami. Tor nie zaskoczył. Twardo. Piekielnie twardo na początek, żeby Vaculikowy bark wytrzymał. Prawie się udało. Michelsen okazał się myślącym facetem i pyknął Słowaka z krawężnika. Woźniak po swoje. Młodzież na skale zdecydowanie dla Lublina, acz teraz schody. Co pokażą zagubiony ostatnio Griszka i Buczek, a po drugiej stronie jak spisze się walczak, bo nie startowiec Thomsen i czy U24 potwierdzi swą… słabość. O Domina jakoś byłem spokojny, bo nie o niego tu szło. W trzecim Zmarzły w innej lidze, nadal bez wyrazu Łaguta, a mimo to wystarczyło na potwierdzającego wszelkie „walory” Karczmarza. Nie macie wrażenia, że gość odpuszcza pierwszy łuk, a potem tylko udaje, że atakuje, byle broń Boże nie wyprzedzić? Bo ja tak mam. Czyżby wracały upiory przeszłości i zwykły, ludzki, zrozumiały strach? To akurat w przypadku Siwego bardzo prawdopodobne. Teraz czwarty wyścig i tu spryt Chomskiego. Anders dostał taki numer, żeby jechać dopiero, gdy tor zacznie się odsypywać. I całe szczęście, choć nie do końca. Ten który zrobił najwięcej zamieszania, pozytywnego zamieszania dla swych barw, tylko z jedynką. Wygrywa Buczek, którego Thomsen zapewne na kolejnym, najdalej drugim łuku od wyprzedzenia Wiktora już by wciągnął. Ale nie wciągnął, stąd Motor górą po otwarciu. Obie ekipy potwierdzają zarówno atuty, jak też słabości. Na szczęście nawierzchnia się odsypuje, choć nie wiem czy to akurat dobra wiadomość dla Vacula.

W piątym bum. Akcja z cyklu: – Kogoś niestety muszę wykluczyć. Padło na Birkemose jadącego w miejsce Karczmarza. Potem w siódmym przerwany wyścig, bo arbitrowi wydawało się, że Woźniak ukradł, a niczego nie ukradł. Było podwójnie dla Gorzowa przed czerwonym światłem, skończyło się gorzej dla miejscowych w powtórce. Niewdzięczna rola rozjemcy, a ten przy okazji, nie kupił sobie przychylności gorzowskich kibiców. W meczu tymczasem (-6) i lubelacy coraz pewniejsi swego. Przewrotny ten żużlowy los. 4-3 to wynik, na korzyść gospodarzy, w trójkach po siedmiu wyścigach. Ale na spotkanie nie ma to przełożenia. Zawodzi druga linia i młodzież, bo od Vacula trudno było oczekiwać cudów po tak ekspresowym powrocie. Mecz niestety robi się rwany. Sporo upadków mimo bezpiecznej nawierzchni. Arbiter zaś konsekwentnie naraża się miejscowej publice, choć co do racji zdania są podzielone. W dziewiątym Lublin zdaje się pogrążył gospodarzy. Atutowy zestaw w tym spotkaniu Woźniak/Thomsen poległ 2-4 z Michelsenem i Kuberą. Stal ma problem. Rekonwalescenci niedomagają, a U24 i młodzież nie pomaga. Motor zaś konsekwentnie punktuje, zbliżając do celu.

W trzynastym, jeszcze przed nominowanymi, wisienka. Zmarzlik przegrał moment startowy z Griszką. W pierwszym kornerze Rosjanin zamknął mu bramę pod płotem, a potem pędził jak szalony po trójkę. W ostatnim łuku wyjechał za szeroko, zaś Bartek poszedł z krawężnika i sięgnął Łagutę na kresce. Piękne ściganie, acz wciąż marna pociecha dla gospodarzy. (-8) nie wróży sukcesu. Trzeba jednak podganiać ile można. W rewanżu nowy dzień, inny tor, inna dyspozycja dnia – może być różnie. Im mniej strat dziś, tym większe nadzieje na cud w Lublinie. A goście? Dzisiaj ewidentnie Buczek robi różnicę. Mecz sezonu? Kto wie.

Czternasty przypieczętowuje sukces gości. Łaguta lepszy od Woźniaka, Kubera ogrywa Vaculika. Został finałowy i bez względu na rezultat – bardzo duże rozczarowanie w Gorzowie. Jak mówił w pogaduchach Jurek Mordel – Teraz składy są budowane tak, że wystarczy zwichnięcie małego palca, by wszystko legło w gruzy. Coś jest na rzeczy. Tym razem, niestety, dla Stali. Na okrasę czysty „duży” komplet Zmarzlika, zaś w meczu (-8). Do odrobienia? Nie takie cuda świat widział, choć realnie Motor blisko batalii o złoto. Poczekajmy jednak cierpliwie na rewanż. Tym razem to Koziołkom krew będzie się gotowała w żyłach.

No to teraz czas na Leszno. Unia z niewielkimi szansami (teoretycznie) w starciu z faworyzowanym, wrocławskim dream teamem. To jednak teoria. Co przyniesie życie? Popatrzmy.

Na Smoczyku dla odmiany – skała. Taki suchar. Po remisie i śliwce Artioma, podwójnie wygrywa wrocławska młodzież. Nie częsty to obrazek. Potem turbulencje Doyle`a i Magica. Zatem powtórka. Po czterech odsłonach wszystkie triumfy dla przyjezdnych, co tym razem ma przełożenie na wynik zawodów (-6). No i ten Crump, znaczy Jason, Liszka ma się rozumieć. Ograł Koldiego w Lesznie. Ścigania jak na lekarstwo, tylko krawężnik niesie, ale zaczyna się delikatnie odsypywać.

No to się odsypało! I zrazu mamy widowisko jak się patrzy. Szczególnie ten siódmy wyścig. Narobił zamieszania Curzytek, choć punktów nie dowiózł. W meczu (-2). Byki wracają niemocą Łaguty. A i Bewley potwierdza, że Leszno jakoś mu nie leży. Rekompensuje bezbłędny dotąd Tajski pospołu z juniorami, zaś pośród miejscowych mecz sezonu Lidsey`a. To jednak dopiero początek. Wierzę, że sporo przed nami.

W ósmym Artiom reaktywacja, choć to może być złudzenie, bo za plecami Piter dziś punktujący, acz nadal bez oczekiwanego błysku. No i Sadurski wozi ogony. Nawet z pogubionym i wolnym Bewley`em poległ. W kolejnym bieg sezonu. Czugunow wrócił i wygrał, a Woffinden z trasy ograł Emila i Koldiego. Kawał zawodów, choć gospodarzom nie w smak, bo Wrocław ucieka. Ale w jakim stylu. Jedni i drudzy na szóstkę. Dlaczego ktoś chce zabrać z Leszna finał IMP? Bo Unia nie będzie złota? To możliwe, tylko ja nie o tym. Urodził się pomysł, żeby ogłaszać przetarg i w ten sposób wyłaniać organizatora finałowej batalii IMP. Nic bardziej bzdurnego. To była, jest i ma pozostać nagroda za tytuł DMP. A jeśli czymś sterować ręcznie, to dajmy SGP do Leszna – będzie kawał ścigania. Jak w dziesiątym, gdy Doyle o błysk pokonał Magic-a, a w trakcie działo się więcej niż w niejednym całym spotkaniu. Inna jakość niż w Gorzowie. Wybaczcie kibice Stali. Tutaj to jest meczycho co się zowie.

W jedenastym czwórkę na kresce można było nakryć czapką. Po równaniu podwójnie Leszno przed dotąd niepokonanym Tajskim. Nie ma faworytów, a sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie. Spotkanie dla koneserów. Mnóstwo maestrii. Bez znaczenia, że Sparta delikatnie prowadzi i w rewanżu będzie faworytem. Bez znaczenia, że Leszno wspina się na wyżyny. To przecież play off. Tego właśnie oczekujemy. A tu? Najpierw pech Ratajczaka, potem kosmiczna jazda Janowskiego i odrodzonego Łaguty przeciw Januszowi i Piotrowi. Przed nominowanymi Sparta prowadzi sześcioma. Być może zbyt wysoko jak na przebieg zawodów, ale może być jeszcze wyżej i z przytupem, bo widać, że goście są doklejeni, a fury niosą. O gospodarzach ciężko powiedzieć to samo. Brakuje Baronowi armat. Faworyt nie zawodzi. Faworyt wygrywa, ale Unia nie oddaje królewskich insygniów bez walki. Znakomite widowisko.

Zwieńczeniem dwa finałowe starcia. No i po co mam się powtarzać. Rewelacja. W przedostatnim harce Doyle`a, Lidseya i Czugunowa za plecami… Łaguty. Wrócił Artiom. Oj, wrócił. W Lesznie nominowane bez Pitera, Emila i Koldiego. Nie żeby oddawali biegi młodym. Podwójna taktyczna i dwa razy kangury ze strony gospodarzy. Ostatecznie 2:4 i Wrocław pewny wygranej. Przystawią pieczątkę w ostatnim? Ano, zobaczymy. Na tę chwilę (-8). W decydującym o wyniku taktyczny remis. Goście puścili szybkiego Jaimona po dobrym starcie, a skupili się na przytrzymaniu za plecami Doyle`a. Zrobili co zamierzali i pokonali Unię ośmioma. Rewanż formalnością? Wiele na to wskazuje, acz niezbadane są wyroki Boskie.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI