Janusz Kołodziej. Fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Fogo Unia Leszno przegrała ostatnie spotkanie na własnym torze z Tauron Włókniarzem Częstochowa. Duży komplet osiemnastu punktów zanotował Janusz Kołodziej, który jest jednym z najskuteczniejszym zawodników PGE Ekstraligi. Bezsprzecznie jest także numerem jeden w leszczyńskiej formacji. Kapitan Byków zdradził nam, że nie był pewny siebie przed piątkowym starciem oraz skomentował przyznanie mu miejsca w eliminacjach do Grand Prix.

 

Zdobyłeś duży komplet osiemnastu punktów, jednakże Fogo Unia uległa Tauron Włókniarzowi 41:49. Radość z kompletu mąci porażka?

Najważniejsze jest to, że nie wygraliśmy meczu. Cieszę się, że tych punktów trochę nazbierałem, ale generalnie chodziło o zwycięstwo drużyny. Gdybym mógł oddać swoje punkty, aby koledzy z drużyny dołożyli dwa razy więcej, to z chęcią bym to zrobił.

W drużynie brakuje drugiego lidera. Wychodzi na to, że sam Janusz Kołodziej to nie wszystko…

Mam szybki, sprawdzony sprzęt. Jednak przygotowując się do tych zawodów, czułem się tak jak chłopaki dzisiaj. Też nie byłem pewny wielu rzeczy. Testowałem wraz z chłopaki kilka jednostek i niektórzy pukali się w głowę, że po co to robię, skoro tamten był nienajgorszy. Ale zawsze chce się lepiej. Na żużlu tak jest, że bardzo często trzeba ryzykować, a jak nie zaryzykujesz, to później plujesz sobie w brodę. Naprawdę chłopaki się starają i robią co mogą. Dużo trenują i testują dużo sprzętu. Robią wszystko, żeby było lepiej. To że mi idzie dobrze, to nie możemy też mówić o nich, że im idzie źle, bo chłopaki się starają.

Dziś też startowałeś na jednostkach Ashleya Hollowaya?

Tak, oczywiście. Ten silnik był akurat starszy. Można powiedzieć, że dziadek, bo ma z dwa, trzy lata, jak nie więcej. Widać, że Ashley robi świetną robotę nawet z takim starszym silnikiem, więc warto było zaryzykować i dzisiaj pójść w tę stronę. Nowszy silnik jedzie lepiej na innych torach i dziś był jako drugi. Pojechałem na nim trzynasty bieg, bo u mnie jest coś takiego, że jak jadę bieg po biegu, to silnik się przegrzewa i nie ma już tej odpowiedniej mocy. Od razu jak trener powiedział, że jadę z taktycznej, to ustaliliśmy taką strategię. Też dziękuję trenerowi, bo była taka sytuacja, że moje punkty były już wcześniej potrzebne, ale miałbym wówczas trzy biegi z rzędu. Poprosiłem go, czy mogę po prostu później pojechać i dziękuję mu za tę decyzję.

Tor wizualnie różnił się od tego w poprzednich spotkaniach. Można powiedzieć, że to właśnie Was zaskoczyło?

Ciężko jest zrobić w stu procentach identyczny tor. Był on minimalnie inny, ale i tak zbliżony do tego, na którym odbywaliśmy trening. W danych momentach trzeba po prostu zrobić korektę w sprzęcie albo popatrzeć, gdzie ta nawierzchnia się odsypuje. Spoglądając również jak inni jadą po tym torze, musieliśmy wyczuć te ścieżki i to była różnica.

Widać było, że w wielu wyścigach ten krawężnik niósł. Bartek Smektała dwa razy prowadził i dwa razy wynosząc się szerzej tracił te punkty…

Na pewno się tego nie spodziewał, bo prowadził i chciał się rozpędzić na tym odsypanym. Z drugiej strony na wyjściach z łuku przy krawężniku były takie przyczepniejsze miejsca i one rzeczywiście nie raz potrafiły „skleić” i zanim Bartek zareagował, to było już za późno.

W czternastym biegu trzymając się przy krawężniku, Bartek zbudował pół prostej przewagi. Czyli prędkość była, ale zabrakło niejednokrotnie wybrania odpowiedniej ścieżki?

Z pewnością wprowadził zmiany i chciał też sobie udowodnić co potrafi. Bardzo mu dziś zależało i robił co mógł. Jak już po prostu czasami się skapniemy o co chodzi, to już jest za późno na jakąś reakcję na torze, lecz później wyciągnął z tego wnioski i w ostatnim biegu się poprawił.

Janusz Kołodziej, Krzysztof Cegielski i Rafał Dobrucki. fot. Jarosław Pabijan

Ostatnio przegraliście wysoko w Lublinie. Teraz kolejna porażka tym razem u siebie z Włókniarzem. Czy w drużynie pojawia się jakaś nerwowość?

Też musimy zauważyć, gdzie byliśmy i z kim się mierzyliśmy. Wiadomo, było to przykre, że tyle przegraliśmy w Lublinie, ale mam wrażenie, że Motor naprawdę dobrze się przygotował na to spotkanie. Świetnie obierali ścieżki i byli świetnie dopasowani. Tamten tor też jest troszkę inny. Gdy startowałem tam w młodszych latach, to mi się tam dobrze jeździło i był to fajny tor. Teraz jest węższy i ma inaczej pochylone te łuki. Mam wrażenie, że głównie ten drugi łuk jest taki kwadratowy, bo są szybkie wejścia, lecz nagle musisz zawrócić. Dlatego jest on taki specyficzny i trzeba być najlepszym na świecie, żeby dobrze tam punktować.

Dziś za to też mieliśmy ciężkiego rywala. Co bieg uznane nazwisko. Michelsen, Madsen, Woryna, Miśkowiak, Drabik – to są wszyscy bardzo dobrzy zawodnicy. Nawet młodzieżowcy, którzy od wielu lat trzymają poziom w Częstochowie. Maks dziś pojechał trochę słabiej, ale sami spójrzcie na jego występ we Wrocławiu. To jest naprawdę wysoki poziom. Dziś mówimy, że słabiej, ale ostatnio zrobił robotę i w takiej drużynie jak wszyscy bardzo dobrze punktują, to jak ktoś słabiej pojedzie, to się wszystko rozchodzi po kościach. A my mamy taką sytuację, że nie jest nam łatwo i wtedy łatwiej jest o nerwy i łatwiej popełniać błędy. Ja od wczoraj chodzę zaniepokojony, bo wiedziałem kto do nas przyjeżdża. Miałem takie nerwy, że od rana żałowałem, że zawody są tak późno, bo nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Szczęście od Boga, że siadło.

Chyba te nerwy Cię dodatkowo motywują?

Może mnie motywują, ale w danym momencie paraliżują. Pamiętam, że miałem takie momenty, gdy odcina ci ręce i nogi, bo nam naprawdę zależy na tym, żeby dobrze punktować i jechać w play-off. Nie jest to wszystko łatwe, bo każdy punkt się liczy w takich sytuacjach. Pamiętacie jaki był ten pierwszy mecz z Krosnem, gdzie nikt nie przypuszczał, że tak to się ułoży. Nagle ostatni bieg i musimy wygrać 5:1 i to wszystko działa tak, że człowiek chodzi dwa, trzy dni wcześniej struty, bo na treningu też nie czułem ekstra pewności.

Spadł Ci kamień serca, gdy zostałeś powołany w miejsce Dominika Kubery i powalczysz o awans do cyklu Grand Prix?

Bardzo się cieszę, lecz przykro mi z powodu Dominika, bo jest to wysokiej klasy zawodnik i oby kontuzje go już omijały. Natomiast tutaj tak się stało, że mogę w jego miejsce jechać. Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że popracuję w tym tygodniu nad sobą. Sprzęt jest naprawdę mega dobry, ale widzę momentami, że taki występ w Lublinie nie jest przypadkiem i to mi daje dużo do myślenia. Z całym szacunkiem do Motoru, ale ja akurat nie powinienem tak pojechać. Po prostu się nie popisałem.

Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał SZYMON MAKOWSKI