fot. Falubaz Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeśli zapytamy kibiców żużla o pierwsze skojarzenie związane z województwem lubuskim, to bez wątpienia padną odpowiedzi „Stal Gorzów” i „Falubaz Zielona Góra” (w jakiej kolejności – zostawmy to na inną rozprawkę). Tymczasem dawniej speedway był także obecny w kolejnym ośrodku – w Żaganiu. Choć niestety, tylko przez jeden sezon.

 

Aby przypomnieć historię speedwaya w tym mieście, musimy cofnąć się na początek lat 50. ubiegłego wieku. Bo właśnie w roku 1950 Włókniarz Żagań zgłosił się i rywalizował w rozgrywkach o Drużynowe Mistrzostwo Polski maszyn przystosowanych. Co się kryje za tym terminem?

– Był to tzw. „mały żużel” – tłumaczy Marian Nowak, ówczesny działacz w rozmowie z Piotrem Piotrowskim z Gazety Regionalnej Żagań. – Motocykle miały pojemność do 125 cm, a żużlowcy jeździli na mniejszym torze, nieco inaczej przygotowanym niż dzisiejsze. Zawodnicy sami przygotowywali motocykle – dodaje. Zasady nie różniły się od klasycznego speedwaya, a lokalnymi matadorami byli m.in. Henryk Gelford, Leonard Zyzański, Tadeusz Bekier czy Władysław Chmiel.

Dodajmy jeszcze, że sporty motorowe mogły się rozwijać, bo istniały jako element propagandy – można było w ten sposób wstąpić w szeregi partii. Dość powiedzieć, że w rozgrywkach, w których Włókniarz rywalizował, był Związkowiec Wrocław, Związkowiec Legnica i Związkowiec Wałbrzych. W Żaganiu – najpewniej dzięki Zakładom Przemysłu Wełnianego – oparto się „związkowej” fali i nazwano klub Włókniarz. A na popularyzację czarnego sportu w tym mieście – na imprezy przychodziło po kilka tysięcy widzów – miał również wpływ fakt, że była to główna (i na tamte czasy jedyna) rozrywka sportowa. Wszak klub piłkarski Czarni Żagań powstał dopiero w roku 1957.

– Całe miasto tym sportem żyło – mówi Henryk Zyzański, syn Leonarda Zyzańskiego, dla Gazety Regionalnej Żagań. – Żużlowcy jeździli na przerabianych jawach. Sami je przerabiali, stąd nie mieli mechaników. Klub utrzymywał się ze składek oraz środków przekazywanych przez miejscowe zakłady – wyjaśnia.

Pierwsze skrzypce w żagańskim Włókniarzu grali Hans (Henryk) Gelford oraz Tadeusz Bekier. Pierwszy z nich był Niemcem, który mieszkał w pobliskim Kożuchowie i bohaterem wielu legend. Jedna z nich traktuje o tym, jak na amatorskim silniku pokonał czołówkę polskich motocyklistów. Czy to prawda – najpewniej jak w każdej legendzie. Faktem jest jednak, że przed zawodami ligowymi przerobił silnik… lotniczy, po czym go zainstalował w swojej maszynie. Takie działanie wzbudziło śmiech i politowanie u innych zawodników, jednak na torze tak wesoło nie było, bo jak wspomina Marian Nowak, ku zaskoczeniu wszystkich, Hans wystartował jak rakieta.

Geldord i Bekier kontynuowali jazdę na żużlu po „śmierci” żagańskiego speedwaya. Panowie mieli okazję startować w barwach LPŻ-u Zielona Góra w zmaganiach ligowych, w imprezach towarzyskich oraz w międzynarodowych zawodach, w trakcie których gościnne wystąpili w barwach Polonii Bydgoszcz.

A Żagań? Żużla nie było, ale też było ciekawie w kwestii sportów motorowych. Organizowano wiele ulicznych wyścigi motocyklowe, startowano również na gokartach, a część byłych żużlowców zaangażowała się w działalność klubu motorowego „Liga Przyjaciół Żołnierza”, czyli organizacji stojącej za imprezami motorowymi w mieście. Niestety, do speedwaya w Żaganiu już nie powrócono…

PAWEŁ PROCHOWSKI

Materiał częściowo opracowany na podstawie tekstu Piotra Piotrowskiego z Gazety Regionalnej Żagań