Przemysław Pawlicki. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przemysław Pawlicki jest wychowankiem leszczyńskiej Unii, w której zadebiutował 14 lat temu. Doświadczony zawodnik miał miano jednego z najbardziej utalentowanych polskich żużlowców. Od jakiegoś czasu jego forma drastycznie zaczęła spadać, a sam zainteresowany był zmuszony zejść szczebel niżej.

 

Przemysław Pawlicki jest synem znanego żużlowca Piotra Pawlickiego seniora, który w wyniku doznanego urazu w wypadku był zmuszony zakończyć przedwcześnie swoją karierę. Przemek ma również młodszego brata Piotra Pawlickiego juniora, z którym stawiał pierwsze kroki na żużlu w rodzimym klubie z Leszna. Swoje debiutanckie spotkanie w Ekstralidze zanotował 20 lipca 2008 roku przeciwko Sparcie Wrocław.

– Na debiutanckie spotkanie kupiłem silnik od Leigh Adamsa. Mecz miał miejsce w Lesznie przeciwko Wrocławiowi, a ja zdobyłem wtedy 11 punktów. Leigh po wszystkim spytał swojego mechanika Mariusza Szmandę czy sprzedał mi właściwy silnik. Mówił, że byłem dla niego za szybki i nie mógł mnie złapać – wspomina Przemysław Pawlicki na łamach Speedway Star.

31-letni zawodnik zdradził również, że wówczas kupował silniki od doświadczonych zawodników, aby przyoszczędzić trochę pieniędzy. Między innymi kupował je od Jarka Hampela, czyli swojego byłego kolegi z drużyny. – Byłem wtedy dość lekki, moja waga wynosiła około 50 kilogramów, więc byłem mały i szybki. Później miałem dwa silniki od Jarka Hampela i używałem je w dalszej części sezonu 2008, więc nadal zdobywałem dobre punkty. W moim debiutanckim sezonie 2008 miałem trzy fantastyczne silniki, wszystkie były bardzo szybkie. Kupowałem używane silniki od starszych zawodników, to był jedyny sposób na zaoszczędzenie pieniędzy – zdradza.

Zawodnik Stelmet Falubazu Zielona Góra odkrył również kulisy i różnice pomiędzy dopasowaniem sprzętu u młodego, niedoświadczonego żużlowca, a u starszego, który ma o wiele więcej wiedzy. – Ogólnie znalezienie szybkiego silnika to trochę loteria. Kiedy jesteś młody, próbujesz znaleźć drogę do serca silnika – jego charakterystyki. Będąc młodym, próbujesz dostroić się do charakterystyki silnika. Kiedy jesteś starszy, bardziej doświadczony i dojrzały, wtedy szukasz silnika, który pasuje do ciebie i twojego stylu jazdy. Na początku mojej kariery, czasami nawet nie wiedziałem co mam w swoich ramach, było tyle silników. Wszystko wtedy działało dobrze. – mówi.

Wychowanek Unii Leszno jest dwukrotnym indywidualnym wicemistrzem Polski. Pierwszy medal zdobył w Lesznie w 2011 roku, kiedy to musiał uznać wyższość Jarosława Hampela. Kolejne srebro zdobył w Gorzowie w 2017 roku. Wówczas mistrzem został dość nieoczekiwanie Szymon Woźniak. – Pierwszy finał pamiętam bardzo dobrze. W tamtych czasach byłem jeszcze juniorem. Dzień wcześniej mieliśmy MIMP w Gorzowie, gdzie mój brat Piotr zdobył złoty medal. Następnego dnia pojechaliśmy do Leszna, aby wziąć udział w IMP. O srebro walczyłem z Piotrem Protasiewiczem i Grzegorzem Walaskiem, po tym jak po rundzie zasadniczej mieliśmy po 11 punktów – powiedział.

– Wygrałem bieg dodatkowy i odebrałem swój pierwszy medal w IMP. Towarzyszyła mi wtedy ogromna euforia i radość w mim teamie! Potem chwila dekoncentracji kosztowała mnie wstrząśnienie mózgu. Szczerze mówiąc, niewiele pamiętam, co się potem działo. Następnego dnia, siedząc w busie, mój mechanik zapytał mnie czy wiem, co się stało ostatniej nocy w Lesznie. Zaczęli się śmiać, bo po wstrząsie mózgu nawet nie pamiętałem, że zająłem drugie miejsce w IMP – śmieje się.

Pawlicki doznał wstrząsu mózgu przez wypadek, który zaliczył podczas celebracji zwycięstwa w biegu dodatkowym. – Byłem podekscytowany po zdobyciu drugiego miejsce, więc zrobiłem wheelie na zakręcie, trzymając tylko jedną rękę na kierownicy. Straciłem kontrolę, przeleciałem przez kierownicę i wylądowałem głową na torze – tłumaczy.

Dwukrotny drużynowy mistrz Polski zaliczył też krótki epizod w cyklu Grand Prix. Awansował tam poprzez zwycięstwo w Grand Prix Challenge w Togliatti. Jak wspomina te wydarzenie i czy odczuwał podobne emocje, co przy pierwszym medalu IMP w 2011 roku? – Tak, to było porównywalne uczucie. GP Challenge w Togliatti było dla mnie znakomitymi zawodami. Zostanie w mojej pamięci jako jeden z najlepszych turniejów. Miałem wyścig dodatkowy o pierwsze miejsce z Artiomem Łagutą, który wygrałem, ale najważniejszym celem był po prostu awans do cyklu – mówi.

Wszyscy pamiętamy jak sporym wyzwaniem logistycznym było dotarcie na zawody w Rosji podczas trwania sezonu. Z podobną zagwozdką mierzyli się również uczestnicy cyklu GP w 2021 roku. – Do Togliatti przyleciałem samolotem, a moje motocykle przybyły busem. Nie bałem się podróży do Rosji, wręcz byłem podekscytowany, iż zobaczę jak to jest się ścigać na żużlu w Rosji – dodał.

Swój jedyny sezon w cyklu Grand Prix w 2018 roku z pewnością nie może zaliczyć do udanych. Zajął odległą 14. pozycję, mając przebłysk tylko i wyłącznie w Cardiff, gdzie awansował do półfinału. Czy z perspektywy czasu żałuje tych startów? – Nie żałuję. W moim debiutanckim sezonie w GP popełniłem wiele błędów, ale wiele się też nauczyłem. To była krótka przygoda, ale takie jest życie. Zrobię wszystko, aby wrócić do cyklu GP – zakończył.

CZYTAJ TAKŻE:
Żużel. Młody Brytyjczyk z motywacją na przyszły sezon. „Wiem, że muszę wskoczyć na wyższy poziom. Glasgow zasługuje na sukces”

Żużel. Kolejne zmiany w Gorzowie. Stal z nową nazwą na sezon 2023!

POLECAMY:

Żużel. Szef Kolejarza nie gryzie się w język. „Prezesi, którzy podbijali stawkę, mogą obudzić się z ręką w nocniku” (WYWIAD)