Foto: Mateusz Wójcik, Falubaz Zielona Góra
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W tym roku minie 8 lat od feralnego upadku Darcy’ego Warda, po którym Australijczyk zmuszony był zakończyć żużlową karierę. Od jakiegoś czasu 30-latek znów jest bardzo bliski żużla, naturalnie jednak w innej roli. Były mistrz świata juniorów zajmuje się teraz organizacją żużlowych imprez w swoim kraju, a także stara się przekazywać cenne wskazówki młodszym kolegom, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z dorosłym speedwayem.

 

Australijczyk w chwili obecnej dopina wszystkie formalności dotyczące imprez, które w najbliższym czasie odbędą się na torze w Brisbane, a których jest promotorem. Najpierw 11 stycznia żużlowcy powalczą o złoto w ostatniej rundzie mistrzostw Australii, a następnie, dwa dni później, odbędzie się piąta już edycja Darcy Ward Invitational. W stawce nie zabraknie oczywiście czołowych australijskich zawodników. – To będą dwie wielkie noce. Fajnie, że powracają mistrzostwa Australii. Wobec tego, że rozegrane zostaną jedynie cztery rundy, to bardzo prawdopodobne, że rozstrzygnięcie walki o złoty medal poznamy dopiero w Brisbane. Stawka jest naprawdę wyśmienita – trzech zawodników z Grand Prix oraz dwóch mistrzów świata – czegoś takiego w naszym kraju nie było od dawna. Jeśli miałbym typować, to prawdopodobnie Jack (Holder) oraz Doyley są faworytami do końcowego triumfu – ocenia Ward w rozmowie z magazynem Speedway Star.

Co prawda stawka na Darcy Ward Invitational nie będzie już tak imponująca, natomiast wciąż jednak w zawodach wystartuje wiele uznanych nazwisk. – Niestety, Doyley oraz bracia Holderowie nie wezmą udziału w moim turnieju. Jesteśmy jednak bardzo podekscytowani tym, że wystartują w nim takie gwiazdy jak Tai Woffinden, Max Fricke, Brady Kurtz oraz Rohan Tungate. Mamy nadzieje, że fani, którzy zdecydują się na wzięcie udziału w obu imprezach, zobaczą najlepsze ściganie tego lata w Australii. Powinno być dobrze – przekonuje.

Mimo, że Darcy Ward w pełni poświęcił się działalności we własnym kraju, wciąż śledzi poczynania także w europejskim żużlu. Australijczyk jest bardzo zadowolony z triumfu swoich rodaków w Speedway of Nations. – Cała australijska społeczność żużlowa była bardzo dumna z chłopaków. Bardzo zasługiwali na ten złoty medal, Mark Lemon również. Sądzę, że nasz szkoleniowiec jest zbyt mało doceniany, bo wykonuje naprawdę świetną robotę i jazda pod jego okiem to czysta przyjemność – mówi.

Rodakom Warda niezbyt dobrze poszło jednak w indywidualnych zmaganiach o mistrzostwo świata, choć zaczęło się bardzo obiecująco, bo od wygranej Maxa Fricke’a w Warszawie. Z biegiem czasu było jednak coraz gorzej, a najwyżej sklasyfikowany był Jason Doyle, który zajął 10. lokatę. – Myślę, że każdy z nich liczył na więcej. Dla Jacka była to szkoła żużla, a Max miał swoje wzloty i upadki. Jason natomiast zaliczył przeciętny sezon i zakończył cykl w środku tabeli. Mamy jednak nowy sezon i każdy z nich będzie chciał pokazać się z lepszej strony. Problem jednak w tym, że o tym samym marzy każdy uczestnik cyklu Grand Prix. W końcu to najlepsi zawodnicy świata – twierdzi.

Dla byłego zawodnika klubów z Torunia czy Zielonej Góry faworyt do złota jest jeden. – Mówię to co roku, ale Zmarzlika ponownie bardzo trudno będzie pokonać. W mojej ocenie przez najbliższych sześć lat nie ulegnie to zmianie – przekonuje. – Przyglądałem mu się cały poprzedni sezon, praktycznie w każdych zawodach osiągał finał. Nawet w Cardiff, gdzie wiedział, że tor nie należy do najłatwiejszych. Po prostu robił swoje i nie potrzebował wyczyniać cudów na motocyklu, co zresztą powtarzał jeszcze kilkukrotnie w innych miejscach. Jest niesamowity, potrafi dojechać do finału bez zbytniego wysilania się, a kiedy potrzeba „docisnąć gazu”, robi to. Pod tym względem nie ma aktualnie takiego drugiego zawodnika, jak on – zapewnia.

Darcy Ward podkreśla jednak, że pozostali nie wyłożą przed nim czerwonego dywanu i walka nie rozegra się jedynie o dwa pozostałe medale. – Zobaczymy, co będzie w stanie pokazać Bewley. Jak dla mnie to drugi po Zmarzliku w stawce zawodnik z największym potencjałem, ale potrzebuje przede wszystkim regularności. Wspiął się na wyżyny w środku sezonu, by na koniec znów obniżyć loty. Rok jest długi i trzeba punktować na wysokim poziomie przez cały sezon – mówi. – Jestem również ciekaw, jak spisywać się będzie Tai Woffinden. Wiem, że do tego sezonu podejdzie całkiem inaczej, bardzo dużo czasu spędza na motocrossie i zobaczymy, jaki to będzie miało efekt. Na pewno jednak ciężko pracuje i z pewnością liczy na dobry sezon – podsumowuje.