Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Bartosz Tyburski w 2017 roku został indywidualnym mistrzem Polski na minitorze. Wygrywał z Wiktorem Przyjemskim, Krzysztofem Lewandowskim, Pawłem Trześniewskim czy Kacprem Łobodzińskim, którzy dzisiaj z powodzeniem startują w drużynach ligowych. Po mistrzowskim nagle sezonie zniknął… 

 

W historii gdańskiego żużla tylko Zenon Plech zdobywał dla gdańskiego Wybrzeża tytuły indywidualnego mistrza Polski. Z pięciu zdobytych tytułów (1972, 1974, 1979, 1984, 1985) Super Zenon aż trzy zdobył w barwach Wybrzeża. Znacznie więcej sukcesów – mimo krótszej historii – przyniosły gdańszczanom rozgrywki na minitorze. Tu gdański ośrodek może się pochwalić aż czterema mistrzami. Najlepszymi w kraju byli Krystian Pieszczek (2009), Dominik Kossakowski (2010), Bartosz Tyburski (2017) i Antoni Kawczyński (2020). 

Pieszczek i Kossakowski zdobywali punkty dla Wybrzeża, Antek zdecydował się na jazdę w klubie z Torunia. O Bartoszu Tyburskim nic nie było słychać, a wiele sobie obiecywano. W 2017 roku wygrał cykl 11 imprez IMP. W tym samym sezonie zdobył brązowy medal indywidualnych mistrzostw Europy w klasie 125 cc w Toruniu. – W klubie nie było wówczas motocykli w klasie 50 cc. Syn trenera Olszewskiego jeździł wtedy na małym ścigaczu.  Nawet nie myślałem, że ja też mogę jeździć. Pierwszy mój trening miał miejsce na motocrossie, u Mirosława Kowalskiego. Gdy już potrafiłem jeździć samodzielnie rodzice kupili mi motocykl – Yamahę PW 50 i wtedy dopiero spróbowałem jazdy na torze miniżużlowym. Drugi trening miałem … podczas zawodów w klasie 50 cc w Gdańsku. Nie znałem wtedy jeszcze obowiązujących przepisów. Jechałem tak wolno, że rywale kończyli czwarte okrążenie, ja byłem dopiero na trzecim. Będąc przed nimi myślałem, że jestem pierwszy. Zjeżdżałem szczęśliwy do parku maszyn, gdy uświadomiono mnie co i jak. Mama wytłumaczyła mi natomiast, że jako nowy zawodnik, mam jechać jedno okrążenie więcej. To taki zwyczaj, aby kibice mogli mnie poznać – wspominał początki swojej przygody z żużlem Bartosz Tyburski.

Za zakończenie sezonu Tyburski odbył się wyścig pożegnalny Tyburskiego z klasą 125 cc. Młody zawodnik powoli szykował się do przejścia na duży tor i jazdę w klasie 250 cc. – Szykowałem się już do jazdy w klasie 250 cc. Miałem już przygotowany silnik. Podczas badań sportowych wyszła arytmia serca. Nie otrzymałem zgody na jazdę na żużlu. Na szczęście lekarze od początku mówili, że ten problem jest przejściowy, młodzieńczy. Musiałem po prostu czekać, by serce samo wyzdrowiało. Oczywiście czekało mnie wiele zmian w codziennym życiu. Musiałem zmienić tryb życia: zrezygnować z uprawiania jakiegokolwiek sportu, uporządkować pory spania oraz skorygować dietę, bo już wtedy zdrowo się odżywiałem – powiedział. 

Trudno było przekonać młodego chłopaka do braku aktywności. –  Zawsze byłem aktywny i – mimo zakazu – trudno było mnie powstrzymać. Czułem się dobrze, dlatego trenowałem. Nie na żużlu, ale jeździłem na motocyklu, nartach, grałem w koszykówkę czy siatkówkę. Jestem w dobrej kondycji, dlatego powrót do żużla poszedł dość sprawnie – stwierdził Tyburski.

W tym roku otrzymał zgodę na treningi. W maju wsiadł na motocykl i pod koniec czerwca mógł się pochwalić zdobytą licencją podczas egzaminu w Rzeszowie. Klub wykorzystał absencję Norberta Kościucha i Bartosz Tyburski zaczął pojawiać się w składzie. Na pierwszy start musiał jednak trochę poczekać. Udało się to dopiero podczas eliminacji MIMP, gdzie Bartosz pełnił rolę rezerwowego. – Byłem dwukrotnie z drużyną w składzie na mecz ligowy, ale – co było do przewidzenia – nie pojechałem w żadnym wyścigu. Fajnie, że w końcu udało się pojechać. Jeden wyścig, ale to zawsze lepsze od jazdy na zwykłym treningu. Wyszło trochę słabo. Miałem albo źle przygotowane sprzęgło, albo zepsułem start. Wystartowałem ostatni, ale podgoniłem trochę na łuku i dystansie pierwszego okrążenia. Zdobyłem pierwszy punkt, ale najważniejszy jest fakt, że w końcu mogłem wystartować – stwierdził Tyburski.

Na mini-żużlu startował też jego starszy brat, Paweł. To dzięki niemu Bartosz został żużlowcem. – Rodzicie zabierali mnie na mini-żużel. Pamiętam, że bardzo się nudziłem. Najczęściej „wisiałem” na bandzie, próbując patrzeć na zawody. Dlatego zacząłem jeździć – stwierdził.

Paweł Tyburski przerwał ściganie na żużlu, ale jego odejście nie miało związku z problemami zdrowotnymi młodszego brata. – To nie miało żadnego związku ze mną. W 2016 roku został indywidualnym wicemistrzem Polski i po prostu powiedział, że już nie chce jeździć na żużlu. Przesiadł się na rowery i – patrząc na wyniki – dobrze zrobił. Ściga się w enduro i downhill’u ze sporymi sukcesami. W ubiegłym roku został mistrzem Polski w enduro. Mistrzowskie medale zdobywa także w downhill’u. Jeździł i w mistrzostwach Europy, i mistrzostwach świata. Ostatnio na mistrzostwach świata nie poszło mu najlepiej, ale muszę przyznać, że jest naprawdę niezły – dodał Bartosz Tyburski.  Dodajmy, że przed tygodniem Paweł Tyburski startował w Otwartych Mistrzostwach Polski 4x (four cross) w Szczawnie Zdroju, w których zdobył tytuł wicemistrza Polski.

Bartosz Tyburski nie lubi być widzem na zawodach. – Na zawodach rowerowych, w których rywalizuje mój brat byłem tylko raz. Szczerze mówiąc nie lubię biernie oglądać zawodów. Żadnych. Piłki nożnej, koszykówki, siatkówki… Żużla też. Gdy nie mogłem trenować żużla to ani razu nie byłem na stadionie Wybrzeża. Zresztą jeszcze jako dziecko byłem może na dwóch meczach ligowych…- dodał.

Bartosz Tyburski obecnie ma 18 lat. Nie mógł jeździć i trenować na żużlu, ale nie zaprząta sobie tym głowy. – Oprócz tego roku mam jeszcze trzy lata startów jako junior. W tym roku chciałbym się rozjeździć. Myślę, że za rok zacznę regularne ściganie. Mam pewnie sporo braków, ale wszystko jest do nadrobienia. Mam sporo czasu i na pewno mogę wiele zrobić. Wszystko jest przede mną.

Sezon powoli dobiega końca, ale wygląda, ze na tym jednym starcie się nie skończy. 10 sierpnia Tyburski wystartował w Bydgoszczy w turnieju Nice Cup (zdobył 5 punktów w czterech startach). W środę został wypożyczony do Polonii Bydgoszczy i pojechał do Krosna na zawody DMPj. W trzech startach zanotował … trzy upadki. Klub wystawił go również na ostatni mecz w Zielonej Górze. Wszystko wskazuje, że czeka go ligowy debiut, bo został zgłoszony pod numer juniorski.

Tomasz Rosochacki