fot. materiały prasowe
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kilka dni temu na ekranach kin w Polsce pojawił się film pod tytułem „Żużel”. Celem producentów było zekranizowanie tego, czego zwykły kibic nie może zobaczyć gołym okiem z pozycji trybun na stadionie, a mianowicie jak wygląda życie żużlowca, praca jego zespołu, a także psychika. Film miał stać się promocją czarnego sportu, ale efekt finalny jest zgoła odmienny. Wiele osób ze środowiska jawnie skrytykowało sposób ekranizacji, publicznie mówiąc, że film reżyserii Doroty Kędzierzawskiej zamiast promocją, stał się antypromocją jednej z najbardziej popularnych w Polsce dyscyplin sportu. Produkcja została skrytykowana nawet przez samego mistrza świata, Bartosza Zmarzlika. 

 

Oficjalna premiera filmu miała miejsce w Warszawie 13 lipca 2021 roku. Praca nad gotowym projektem zajęła aż 7 lat i pochłonęła 9 milionów złotych. Wiele osób wyczekiwało momentu, gdy w końcu „Żużel” zagości na ekranach. Dziś, na kilka dni po premierze można śmiało powiedzieć, że Speedway ukazany został jako „przegrany”, a sami żużlowcy, ich mechanicy i osoby z otoczenia przedstawione zostały w negatywnym świetle.

W filmie głównym bohaterem jest utalentowany zawodnik, który przynosi do swojego mieszkania w bloku tytuły i medale. Trudno zgadywać skąd producenci czerpali inspirację przedstawiając mieszkanie bohatera w brudnym, starym blokowisku, a jego najbliższą rodzinę jako swego rodzaju patologię. Matka żużlowca nie przejmuje się tym, że syn uprawia bardzo niebezpieczną dyscyplinę sportu, zamiast tego nie stroni od alkoholu, a siostra bohatera to młoda dziewczyna w ciąży, niepotrafiąca określić kto jest ojcem jej dziecka.

Najbardziej niezadowoleni ze sposobu ekranizacji powinni być jednak wszyscy mechanicy żużlowców. W filmie pokazani zostali jako zgraja „dzikich” mężczyzn, których głównym celem jest popijanie wódki. To nie lada wstyd dla reżysera, że nie zdecydował się na odzwierciedlenie prawdziwych realiów pracy mechaników. Prawda jest taka, że nie jest to fach do pozazdroszczenia. Tysiące przejechanych kilometrów, gonitwa czasowa, docieranie na prom w ostatniej minucie aby zdążyć na kolejne zawody, optymalizacja motocykli, nieustanne ich ulepszanie…Tego wszystkiego zabrakło w filmie.

Kolejnym zarzutem, który można postawić producentom jest wrogość. W filmie elementów przyjaźni praktycznie nie ma, a w boksach zawodników przeważają wulgaryzmy i wręcz prostacki język. Tymczasem w rzeczywistości elementów przyjaźni jest co niemiara. Wystarczy spojrzeć na czterokrotnego indywidualnego mistrza świata Grega Hancocka, który od lat żyje w przyjacielskich stosunkach choćby z Maciejem Janowskim. Takie przykłady można mnożyć i mnożyć.

Aktualny indywidualny mistrz świata Bartosz Zmarzlik przyznał w rozmowie z Tomaszem Lorkiem, że był zszokowany, gdy opuścił salę kinową. Nie szczędził słów krytyki.

– To kardynalny błąd aby ukazywać żużlowców oraz ich mechaników w taki sposób. Doskonale wiem od środka jak wielkim profesjonalizmem cechują się zawodnicy, a także ich zespół, który ciężko pracuje na wspólny sukces. Film pod tytułem „Żużel” to zdecydowanie zła reklama tego, co kochamy – powiedział Bartosz Zmarzlik.

Narracja produkcji jest bardzo negatywna. Zawodników cechuje brak empatii, brak zdolności do nawiązywania kontaktów oraz bliskich relacji z kobietami. „Typowy” kibic czarnego sportu to natomiast mężczyzna w podeszłym wieku z piwem w ręku, cechujący się ubytkiem uzębienia. Nie tak to miało wyglądać. Oczywiście są i tacy, jednak w filmie zostali oni nazbyt uwydatnieni, a o pozytywach zapomniano. Na otwartą krytykę zdecydowała się również żona byłego żużlowca, a obecnie trenera, Adama Skórnickiego.

– To zupełnie nie tak, ponieważ my (żony oraz matki) jesteśmy przepełnione troską oraz miłością do naszych synów, mężów oraz przyjaciół uprawiających tę dyscyplinę. W filmie prawdziwa rzeczywistość została ukazana w błędny, negatywny, brzydki sposób – wyznała Anna Skórnicka.

SEBASTIAN SIREK