Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Moje Bermudy Stal Gorzów niespodziewanie przegrała na własnym owalu z Eltrox Włókniarzem Częstochowa 44:46. Gościom w zwycięstwie nie przeszkodziła nawet słabsza postawa Leona Madsena. Z kolei wśród zawodników nadwarciańskiej ekipy brakowało stabilności – dobre występy przeplatali słabszymi. Równą formę prezentował jedynie Martin Vaculik. A bardzo dobry występ zaliczył Wiktor Jasiński, który jako jedyny pokonał najskuteczniejszego reprezentanta Włókniarza – Jakuba Miśkowiaka.

 

Dla „żółto-niebieskich” jest to druga porażka z rzędu – przed tygodniem podopieczni trenera Stanisława Chomskiego ulegli we Wrocławiu miejscowej Sparcie 38:52. Po serii zwycięstw gorzowianie złapali lekką zadyszkę i nieco obniżyli loty. – Tak, jak mówiłem wcześniej, nie ma co popadać w hurraoptymizm, bo zawsze zdarzają się gorsze momenty. Myślę, że trzeba zapomnieć o tym, jak najszybciej. Nie lubię mazania się czy narzekania. Po prostu słabo pojechaliśmy jako drużyna, ja również, ale na pewno nie załamujemy rąk. Może to pobudzi w nas dużą agresję i pojedziemy lepiej przyszłe spotkania – powiedział po meczu na antenie Radia Gorzów Bartosz Zmarzlik.

Dwukrotny mistrz świata, król gorzowskiego owalu, w niedzielnym meczu męczył się na swoim domowym torze i będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o tym meczu. Widok jadącego Bartosza Zmarzlika w Gorzowie na ostatniej pozycji to raczej bardzo rzadki widok. – Najbardziej irytujące są takie rzeczy, kiedy naprawdę starasz się, rozmyślasz, masz wszystko rozplanowane, a po prostu coś nie wychodzi poprzez rzeczy, na które nie masz wpływu. Trzeba pracować, taki jest żużel – dodał.

Kapitan gorzowskiej drużyny zdradził w rozmowie z dziennikarzem rozgłośni radiowej na ilu motocyklach startował w meczu z częstochowskimi Lwami. – Generalnie jechałem pięć biegów na trzech motorach. Cały czas mi czegoś brakowało. Na czternasty bieg zmieniłem motor ponownie i w końcu poczułem te obroty – zakończył popularny F16.