Andrzej Lebiediew. fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Spotkanie Cellfast Wilków Krosno z ebut.pl Stalą Gorzów zakończyło się przedwcześnie z powodu złego stanu toru po 9. biegu. Zespół z Podkarpacia ostatecznie uległ przyjezdnym 26:28. Po meczu porozmawialiśmy z kapitanem Wilków Andrzejem Lebiediewem, który podzielił się z nami swoimi odczuciami dotyczącymi krośnieńskiego owalu oraz nastawieniem do kolejnych żużlowych wyzwań.

 

Do stanu toru przy ulicy Legionów w Krośnie jeszcze przed meczem zastrzeżenia miał trener gości Stanisław Chomski. Gospodarze podjęli próbę ubicia nawierzchni wszelkimi możliwymi sposobami i spotkanie ostatecznie opóźniło się o 50 minut. W jego trakcie na torze nie można było zobaczyć zbyt wielu emocji wynikających z czysto sportowej rywalizacji. Sędzia Paweł Słupski po 9. wyścigu postanowił przerwać ten mecz i zaliczył wynik z dotychczas odjechanych biegów. Po zawodach zapytaliśmy kapitana Wilków Andrzeja Lebiediewa, co sądzi o tych niecodziennych wydarzeniach, które miały miejsce na jego domowym owalu.

– Ciężko było organizatorom przygotować idealny tor i taki nie był. Nadawał się tylko do „jakiejś tam” jazdy. Sędzia zarządził, że kończymy mecz po 9. biegu, a ja tu jestem tylko od tego, żeby jeździć, a nie podejmować decyzje. Wiadomo, że każdy z zawodników chciałby pojechać swoich 5 biegów, odjechać pełne spotkanie. Żużel to nie tylko jeżdżenie w kółko, to jest nasza praca. I skończyła się dziś na pół etatu – mówił nam Lebiediew.

Pochodzący z  łotewskiego Daugavpilsu zawodnik Wilków wraz z Jasonem Doylem byli najjaśniejszymi postaciami swojej drużyny w meczu ze Stalą. Lebiediew zakończył te zawody z dorobkiem 8 punktów w trzech wyścigach. W ostatniej gonitwie meczu udało mu się także pobić rekord toru. Jak sam przyznaje, dla niego te zawody układały się pomyślnie i nie czuł się źle w związku z problematyczną nawierzchnią.

– Jeśli mam mówić indywidualnie za siebie, to mnie się naprawdę dobrze jeździło. Nie miałem zastrzeżeń czy problemów. Wiadomo, że coś było z tym torem i był wymagający. Ja czułem się jednak dobrze i miałem pełną kontrolę nad swoim sprzętem na każdym centymetrze tego toru. Wiedziałem, że w pełni panuję nad tym, co robię – komentował Łotysz.

Kapitan Wilków przyznał także, że postara się nie rozpamiętywać tego spotkania i skupić się na tym, co czeka go w najbliższych dniach. A będą to we wtorek zawody w szwedzkiej Malilli w barwach miejscowej Dackarny przeciwko zespołowi z Vastervik oraz w piątek wyjazdowy mecz w PGE Ekstralidze z Betard Spartą Wrocław.

– Trzeba patrzeć dalej w przyszłość. Świat się nie załamie przez to, że skończyliśmy mecz po 9. biegu. Ludzie mają dużo większe problemy i cieszmy się, że my ich nie mamy. Jutro będzie kolejny dzień, a to wszystko pozostanie w historii. Większość za chwilę już o tym zapomni. Dziennikarze co prawda będą pisali jeszcze o tej wpadce przez kilka tygodni, ale my musimy się skupić na kolejnym dniu, kolejnych zawodach. Trzeba się cieszyć tym, co mamy. Wracamy zdrowi do domu, a jutro będzie nowy dzień i piękne ściganie – dodał na koniec Lebiediew.