Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

13 lutego obchodzimy Światowy Dzień Radia. Jak powszechnie wiadomo praca radiowca związanego ze sportem, to często okazja do wielu wzruszeń i radości, ale także odpowiedzialne i niełatwe zajęcie. Wie o tym najlepiej Henryk Grzonka, wieloletni sprawozdawca Polskiego Radia Katowice oraz autor Speedway Małej Encyklopedii. Dziennikarz postanowił podzielić się z nami pamiętnymi chwilami związanymi z zawodami żużlowymi, a także opowiedział, jak praca w radiu zmieniała się na przestrzeni lat.

 

Henryk Grzonka przez lata był związany z Polskim Radiem Katowice, którego był także prezesem. Przez cały ten czas miał okazję przekazywać słuchaczom relacje z najważniejszych sportowych imprez, łącznie z zawodami żużlowymi.

– Przez 36 lat pracowałem jako sprawozdawca sportowy.  Najpierw w latach 80. robiłem transmisje dla Jedynki. Kiedy po roku 1990 usamodzielniły się rozgłośnie radiowe, wtedy przede wszystkim pracowałem już dla Polskiego Radia Katowice. Żużla robiliśmy wtedy bardzo dużo. Gdyby tak policzyć od lat 80., to zdawałem relacje z wszystkich finałów jednodniowych, a później też z Grand Prix. Wtedy jednak nie mieliśmy zbyt wielu sukcesów Polaków. Cieszyliśmy się jeśli Polak w ogóle awansował do finału. Na przykład pamiętamy Romana Jankowskiego w jedynym dwudniowym finale w Amsterdamie. W pierwszym dniu 0 punktów, drugi dzień już zdecydowanie lepszy. W tym wszystkim miałem okazję brać udział, relacjonując zawody słuchaczom – wspomina Henryk Grzonka.

Dziennikarz nie ukrywa, że praca w mediach przy sporcie to było jego wielkie marzenie. Swoją pracą i pasją doszedł  do punktu, w którym udało mu się je spełnić.

– Wszystko zaczęło się u mnie od lat młodzieńczych. Pierwsze żużlowe zawody, jakie widziałem to był finał Drużynowych Mistrzostw Świata w 1969 roku. Polacy zostali wtedy mistrzami świata. Potem był w 1970 finał we Wrocławiu, kiedy wygrał Ivan Mauger, drugi był Paweł Waloszek, trzeci z kolei Antoni Woryna. Kolejne zawody to finał par w Rybniku, w którym polska para również wygrała, pokonując między innymi Nowozelandczyków Briggsa i Maugera. Jeżeli ktoś w młodości zobaczył takie trzy wydarzenia, to musiał pokochać żużel. Tak to się u mnie zaczęło. Potem studia i marzenia, żeby zajmować się sportem. Miałem na tyle szczęścia, że było mi to dane – opowiada nam Henryk Grzonka.

Praca w radiu dla wielu osób nie wydaje się zbyt skomplikowana. Jednak realia są zupełnie inne. Nasz rozmówca wskazuje, że kluczowa dla radiowca jest sytuacja, w której się znajduje. Dużo łatwiej bowiem przedstawia się dobre chwile w sporcie.

– Jeżeli jest sukces, jest o czym opowiadać, to kibice wybaczą radiowcowi jakieś błędy. Jeśli jednak nie ma tego sukcesu, to mamy dużo gorszą sytuację. Całe lata 80., właściwie aż do Tomasza Golloba, to nie było tego sukcesu. Wtedy jednak pojawił się właśnie wspomniany Gollob i było, o czym opowiadać. Dobrze pamiętam pierwszy półfinał mistrzostw świata w Pradze w 1994 roku. Wygrana Tomasza Golloba, który awansował do finału. Mieliśmy w końcu po tylu latach okazje wysłuchać hymnu Polski na żużlowym stadionie. Pamiętam, że się wtedy wzruszyłem na antenie – podkreśla Henryk Grzonka.

– Sam wielki mistrz, mag mikrofonu Jan Ciszewski miał niezwykłe szczęście, bo w czasie jego lat pracy polskiej piłce przypadły największe sukcesy. Miał okazję relacjonować zdobycie złotego medalu na igrzyskach w Monachium, trzecie miejsce na mistrzostwach świata dwa lata później. Potem wysokie miejsce w Argentynie i ostatni Mundial, i znowu trzecie miejsce na świecie w Hiszpanii już w czasach Antoniego Piechniczka. W jego drugiej dyscyplinie, czyli żużlu, który też bardzo kochał, także miał do relacjonowania wiele sukcesów. Miał pierwszy medal Antoniego Woryny, pamiętny finał we Wrocławiu, Edwarda Jancarza i brązowy medal w Goteborgu pod koniec lat 60., a także Zenona Plecha i tytuł wicemistrza świata w 1979 roku. Tych sukcesów miał więc sporo, a one zawsze nakręcają sprawozdawcę – dodaje dziennikarz.

Henryk Grzonka nie ukrywa także, iż w sztuce radiowej ważne są wzorce czerpane od mistrzów. Jak przekonuje, on miał okazję uczyć się od najlepszych.

– Miałem ogromne szczęście, że wyszedłem z katowickiej szkoły sprawozdawców. To może brzmi tak bardzo ambitnie, ale coś w tym było. To była szkoła stworzona przez redaktora Witolda Dobrowolskiego, który wymyślił w 1953 roku audycję „Z mikrofonem po boiskach”. Dzisiaj to może nic niezwykłego, ale wtedy to był przełom, jeżeli chodzi o sportowe radio. Polegało to na tym, że jeden dziennikarz prowadził audycję w studiu, a kilku innych łączyło się z nim i relacjonowało wydarzenia sportowe na żywo z miejsc, w których się one odbywały. Przy ówczesnych możliwościach technicznych to było naprawdę coś wielkiego – zaczął.

– Nasi mistrzowie wpajali nam do głowy dwie sprawy. Po pierwsze: nie opowiadaj głupot. Po drugie: nie krzycz. Roman Paszkowski mówił nam, że kibic, który zamknie oczy powinien sobie umieć wyobrazić to, o czym opowiadasz. Uważam, że jeśli sportowe radio ma przetrwać, powinno czerpać właśnie z tych wzorców. Ponadto w zawodzie dziennikarza bardzo ważna jest pokora. Jeśli komuś się wydaje, że wie już wszystko i nic go w radiu nie zaskoczy, to jest to początek końca, bo pycha zawsze kroczy przed upadkiem – zakończył Henryk Grzonka, udzielając pewnej wskazówki dla adeptów dziennikarstwa.

CZYTAJ WIĘCEJ

Żużel. Memoriał Edwarda Jancarza jednak bez Michelsena! Znaleziono zastępcę Duńczyka!

Żużel. Odpalił motocykl legendy. GM Janowskiego ponownie zaryczał

Żużel. Czy Wilki zdołają powalczyć o coś więcej w nowym sezonie? „Celem minimum jest awans do fazy play-off”