Życie nie rozpieszcza ostatnio Grzegorza Zengoty, ale w Lublinie, paradoksalnie, stał się też poniekąd smakoszem życia...
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W Lublinie od długiego czasu uwidacznia się żużlowy potencjał, a lokalne środowisko tworzy doskonały klimat do rozwoju czarnego sportu. W mieście wciąż trwa euforia po powrocie miejscowej drużyny do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce, a kibice odliczają dni do kolejnych spotkań. Przy Alejach Zygmuntowskich zagoszczą jednak nie tylko emocje ligowe, bo już jutro odbędzie się tu także pierwszy z trzech finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów.

Na co dzień zwykło się mawiać, że pierwsze wrażenie jest najważniejsze. To ono najbardziej zapada w pamięci i decyduje o postrzeganiu konkretnych spraw w przyszłości. Niedawno po raz pierwszy z lubelską rzeczywistością zetknął się Grzegorz Zengota, który w przerwie międzysezonowej zamienił rodzimy Falubaz Zielona Góra na beniaminka PGE Ekstraligi, Speed Car Motor Lublin. Co prawda, w tym roku zawodnik nie wyjechał jeszcze na tor z powodu kontuzji, ale zdążył już zapoznać się z lubelskim klimatem.

– Mam bardzo pozytywne wrażenia. Uważam, że miasto żyje żużlem, a kibice strasznie emocjonują się tymi sprawami. To jest naprawdę fajne, bo z ich punktu widzenia, powrót drużyny do PGE Ekstraligi po 23 latach przerwy to wielki wyczyn. Wygląda na to, że oni już nie mogli się doczekać pierwszego meczu ligowego i wyjazdu zawodników na tor. Warto zwrócić też uwagę na jeszcze jedną rzecz. Kiedy tylko coś się dzieje i pojawi się na przykład potrzeba zebrania krwi, to lublinianie od razu się integrują i wzajemnie motywują. Tutaj praktycznie nie ma celu, którego nie udałoby się osiągnąć – mówi „Zengi”.

Lublin to przede wszystkim żużel, ale nie tylko. Miasto nie pozwala się nudzić i stwarza wiele możliwości odwiedzającym je gościom. Jakiś czas temu skorzystał z tego również Grzegorz Zengota. Żużlowiec wybrał się z wizytą w miejsce, z którego pochodzi jego nowa drużyna. W tym czasie poznawał różne zakątki Lublina, a przy okazji budował swoją wiedzę o mieście i jego tradycjach.

– Miałem okazję upiec cebularz, a następnie go zjeść. To jest taki lokalny przysmak z makiem i cebulą, doskonale znany wszystkim mieszkańcom Lublina. Dotychczas nie miałem okazji spróbować czegoś takiego, a teraz mogłem samodzielnie to przygotować i bardzo mi smakowało. Poza tym wypiłem lubelskie piwo Perła. Co prawda, nie jestem jakimś piwoszem, ale musiałem posmakować tutejszego wyrobu. Oczywiście polecam wszystkim, którzy przyjadą do Lublina. Byłem też na przepięknym zamku i poznałem lubelski rynek. Uzbierało się trochę tych miejsc, bo miałem również przyjemność gościć w żydowskiej restauracji i popróbować dań typowych dla tej kuchni. Być może nie wszyscy wiedzą, że Lublin swego czasu skupiał ludność żydowską, więc ten klimat został w mieście zachowany – opowiada zielonogórzanin.

W klimat lubelskiego żużla wpisują się również wyjątkowe osobistości, wywodzące się z tego miasta. Razem z innymi sympatykami czarnego sportu współtworzą one kibicowską brać, uczestniczą w sportowych spektaklach i utożsamiają się z lokalnymi barwami. Na co dzień interesują się żużlowymi sprawami, a losy miejscowej drużyny nie są im obce.

– Lublin to także kultura, tworzona przez artystów i kabareciarzy. Mamy przecież Pana Krzysztofa Cugowskiego i jego synów. Jest też powszechnie znany Kabaret Ani Mru-Mru. Ci ludzie pochodzą z Lublina, przychodzą na mecze, wspierają i kibicują. Żużel naprawdę żyje w tym mieście. Inne ośrodki mogą traktować mistrzowskie imprezy i ekstraligowy byt jako coś normalnego, a w Lublinie to jest w tej chwili coś wyjątkowego. Okolice Lublina również są piękne, dlatego zachęcam wszystkich do odwiedzin i spędzenia tutaj nieco więcej czasu, niż tylko kilku godzin na stadionie – twierdzi Zengota.

Cały wywiad znajdzie się w programie zawodów, który można nabyć za 10 zł w kasach stadionu w Lublinie.