Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Witam moi kochani. W Polsce emocjonujecie się fazą play-off, a ja cieszę, że Wittstock wygrało drugi mecz w polskiej lidze. Dziś mocno cofniemy się w mojej opowieści w czasie – do początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, ale zapewniam Was – warto. 

Właśnie wtedy działacze klubu Brokstedt, który nazywał się Team 70 Brokstedt z Michaelem Kujatem, Egonem Cordsem oraz Heini Wrage na czele, zaczęli organizować wyścigi halowe. Wiecie jaką popularnością to się cieszyło? Wszędzie były pełne hale. Startowaliśmy w Neumunster, Hannoverze czy nawet Berlinie. Trudne do uwierzenia dzisiaj, ale tak wtedy było. 

Na początku lat osiemdziesiątych na jednych halowych zawodach w Neumunster, pojawił się jakiś młody Duńczyk aby zbierać doświadczenie na torze. Ja, jak to ja, oglądałem sobie wszystkich zawodników i spytałem się Kujata, co to za dziecko ma z nami jeździć. On mi na to, że to młody talent z Danii. Myślę sobie: ok, zobaczymy, jak sobie poradzi ze starymi wygami. Jedno co się wtedy rzuciło w oczy, to młodzieniec miał niesamowity balans na motocyklu, porównywalny tylko z braćmi Moranami. Oni się nauczyli tak balansować na torze w Costa Mesa. Ten młody Duńczyk, słuchajcie, tak pojechał wtedy na torze w hali, że zajął bodajże czwarte miejsce. Już wtedy po zawodach powiedziałem komuś, że na niego trzeba mieć „oko”, bo za parę lat może być niezły. 

Niezły – to mało powiedziane. Za parę lat on miał „worek” medali. Fani żużla wiedzą o kim mówię. To nie kto inny jak Erik „Smiley” Gundersen. Skąd Smiley? Przydomek wziął się stąd, że Erik zawsze był sympatyczny i uśmiechnięty. To był talent niesamowity. Bardzo szybko wszedł do światowej czołówki. Talent nie był u niego najważniejszy. U niego było najważniejsze to, jak on traktował innych. Trudno znaleźć żużlowców tak przyjaźnie nastawionych do innych zawodników. Ludzie go pokochali. Erik nie wiedział, co znaczy być arogantem i wysoko nosić głowę. Miałem okazję startować w finale w Bradford – to był 1985 rok kiedy to wywalczył swój pierwszy złoty medal w indywidualnych mistrzostwach świata. Ja miałem aspiracje medalowe, John Davis pożyczył mi doskonały silnik od Otto Lantenhammera, ale w swoim pierwszym biegu miałem kolizję z Karlem Maierem i marzenia o medalu  się skończyły. Jechałem dalej, ale z ogromnym bólem nogi. 

Erik tego dnia był znakomity. Pamiętam, że w jednym z biegów z trzeciego miejsca przeszedł na pierwszą pozycję. Było wielu takich którzy „szacowali” go na zawodnika najlepszego w historii tego sportu. Erik przez kolejne lata zdobywał medale, zyskiwał fanów ale nigdy, przenigdy nie pozbył się skromności. Do dzisiaj mamy kontakt ze sobą. Rok temu złożyłem mu życzenia urodzinowe, zaśpiewałem sto lat i obiecałem prezent… Ale tylko wtedy, kiedy Erik przestanie palić. Ja mam u siebie motocykl, na którym Erik wywalczył tytuł mistrza świata na długim torze w 1984 roku. To było w Herxheim. Gundersen to jeden z ostatnich, którzy mają na swoim koncie tytuł mistrzowski na krótkim i na długim torze. Ja byłem wtedy drugi. Pamiętam do dziś, jak podczas finału chciałem „psychicznie” rozbroić Erika. Powiedziałem mu przed naszym biegiem, aby się dobrze ubrał bo będzie gorąco na torze. Erik popatrzył, uśmiechnął się i powiedział mi tylko „tillykke”, co znaczy po duńsku powodzenia. Oczywiście Erik wygrał. Ja natomiast tamten jego motocykl od Otto Lantenhammera kupiłem, stoi u mnie odrestaurowany i czeka, aż Erik zapali ostatniego papierosa…

Czemu dziś o Eriku? Niedawno minęło 31 lat od jego wypadku, który zakończył jego karierę. Ten wypadek był na torze w Bradford. Erik wspominał mi po latach, że odchodził dwa razy. Raz na torze, drugi raz w karetce podczas drogi do szpitala. Tylko dzięki doskonałej opiece lekarzy wyszedł z tego potwornego wypadku. I wiecie co? Mimo nieszczęścia jakie go spotkało, dalej jest „Smiley”. Ilekroć go spotykam, czy widzę, jest uśmiechnięty i pozytywnie nastawiony do życia. Erik dla mnie to jeden z najwybitniejszych żużlowców i bardzo normalny w pozytywnym tego słowa znaczeniu człowiek.

EGON MULLER

4 komentarze on Z warsztatu Egona Müllera – Erik odchodził dwa razy. Historia mistrza Gundersena
    Boley
    24 Sep 2020
     6:49pm

    Świetny tekst o złotych czasach żużla . Erik miał super sylwetkę na motocyklu , szkoda , że makabryczny wypadek przerwał Jego wspaniałą karierę .

    Przemek
    24 Sep 2020
     8:46pm

    A może ktoś pamięta komu podarował swoją skórę. To była biała skóra i na plecach miała nr 1 i nazwisko. To od razu odpowiem, Sławek Drabik w niej jeździł i On i jego wychowankowie mają taką samą sylwetkę na motocyklu jak Erik.

Skomentuj

4 komentarze on Z warsztatu Egona Müllera – Erik odchodził dwa razy. Historia mistrza Gundersena
    Boley
    24 Sep 2020
     6:49pm

    Świetny tekst o złotych czasach żużla . Erik miał super sylwetkę na motocyklu , szkoda , że makabryczny wypadek przerwał Jego wspaniałą karierę .

    Przemek
    24 Sep 2020
     8:46pm

    A może ktoś pamięta komu podarował swoją skórę. To była biała skóra i na plecach miała nr 1 i nazwisko. To od razu odpowiem, Sławek Drabik w niej jeździł i On i jego wychowankowie mają taką samą sylwetkę na motocyklu jak Erik.

Skomentuj