Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W tym roku pech nie opuszczał Tobiasza Musielaka, który niedawno doznał kolejnej kontuzji. Z zawodnikiem Arged Malesy Ostrów porozmawialiśmy o minionym sezonie, a także o całokształcie jego kariery, bo niedługo odbędzie się piętnastolecie startów „Tofeeka”.

 

Zacznijmy od spraw bieżących, czyli od Twojej kontuzji, której doznałeś dwa tygodnie temu. Jak wygląda powrót do zdrowia?

Z moją nogą jest coraz lepiej, ale ta rekonwalescencja jeszcze trochę potrwa. Generalnie jestem już chyba na dobrej drodze, żeby już niedługo rozpocząć rehabilitację.

Jak ten upadek wyglądał z Twojej perspektywy? Można było uniknąć tej kolizji?

Można było tej sytuacji uniknąć, gdybym nie pojechał tak odważnie. Taki jest po prostu żużel. Myślałem, że zdążę minąć „Buczka”, ale niestety nie zdążyłem. Upadek nie był jakiś spektakularny, bo takie upadki są najczęściej kontrolowane. Jednak gdzieś źle postawiłem nogę i motocykl mi ją przygniótł.

Arged Malesa Ostrów zakończyła tegoroczne zmagania na etapie półfinału, przegrywając z niepokonaną drużyną z Zielonej Góry. Jak ocenisz sezon w wykonaniu całego zespołu?

Taki bardzo szarpany, bo mieliśmy sporo kontuzji i nie tylko chodziło o moją osobę. Z tego powodu pozostaje w nas spory niedosyt. Klub też postanowił poczynić jakieś zmiany w zespole, dlatego w przyszłym roku będzie to wyglądać trochę inaczej personalnie. Na pewno mamy spory niedosyt, bo myślę, że nasz potencjał był większy, niż finalnie pokazaliśmy.

Jak ktoś spojrzy w statystyki to może stwierdzić, że nie był to najlepszy sezon w Twoim wykonaniu. Jak Ty z przebiegu czasu oceniasz swój transfer do Ostrowa?

Liczby mówią prawdę. Było trochę gorzej, niż w poprzednich sezonach. Trzeba pamiętać, że miałem sporo upadków i pech mnie nie opuszczał. Już na sam start sezonu złamałem obojczyk, ale wróciłem do ścigania bardzo szybko. Były to jednak mecze w Ostrowie, gdzie ten tor był bardzo wymagający. Następnie mieliśmy miesięczną przerwę i to nas także wybiło z rytmu. Generalnie był to strasznie dziwny sezon.

Poruszyłeś temat toru w Ostrowie. Z czego wynikało, że był on szczególnie na początku tak wymagający?

Zimą wymieniono nawierzchnię i dosypanego dużo świeżego materiału. On się z tym starym nie wiązał i ten problem nam długo doskwierał. Później już udało się to naprawić i tor wyglądał bardzo dobrze. Szczerze nie mam pojęcia jak ta wymiana nawierzchni wyglądała od kulis. Myślę, że problemy mogły być z pogodą, która nie pozwalała tego wszystkiego dopilnować tak jak być powinno. Skończyło się na tym, że dość długo zajęło nam dojście do porozumienia z tym torem.

Jakiś czas temu ogłoszono Twoje pozostanie w Ostrowie. Klub także co jakiś czas informuje o nowych transferach, które wyglądają obiecująco. W przyszłym roku celem głównym będzie awans?

Na papierze wydaje się, że pewnie tak, ale nie chcę się wypowiadać w imieniu prezesa, czy trenera. Tak, czy siak do każdego meczu podchodzimy zawsze tak samo, chcąc po prostu wygrywać. Myślę, że po cichu liczymy na ten awans, ale wiadomo, że poza nami jest siedem innych drużyn, które także chciałyby awansować.

Przejdźmy teraz do Twojego turnieju jubileuszowego w Lesznie, który odbędzie się 7 października. Kto wpadł na ten pomysł?

Ja już od dłuższego czasu o tym myślałem. Planowałem to od końca ubiegłego roku, bo wiedziałem, że zbliża mi się „piętnastka”. W związku z tym postanowiłem, że coś takiego zrobię. W okolicach stycznia i lutego siedziałem u mojego grafika, który bardzo dużo mi pomaga przy tej organizacji. W zasadzie wiele jest na jego głowie. Rzuciłem tylko hasło, że chciałbym pod koniec sezonu zrobić piętnastolecie startów i od razu zaczęliśmy działać. Nie był to słomiany zapał i dzisiaj jesteśmy kilka dni przed imprezą. Jesteśmy prawie gotowi.

Jak wyglądał dobór zawodników do tego turnieju?

Nie ma się co oszukiwać, że głównie dzwoniłem po swoich przyjaciołach z toru i dobrych kumplach. Kontaktowałem się też z zawodnikami mniej więcej z mojego rocznika, czyli z rówieśnikami. Także do tych, z którymi się najbardziej rozumiem i dzieliłem te piętnaście lat. Oczywiście też nie wszystkim pasowało, bo data jest jaka jest. Świeżo po sezonie, więc musiałem się pogodzić z tym, że nie wszystkim to pasowało i tyle. Tu nie był zamysł, żeby uzbierać nie wiadomo jaką „pakę”, czy Grand Prix. Bardziej miałem na myśli dobrą zabawę.

Kibice będą mogli się spodziewać niespodzianek?

Jak najbardziej. Na pewno będzie jeździł trener Roman Janowski i jeszcze kilku innych tak zwanych oldbojów powiązanych z Unią Leszno. Także z pewnością będzie kilka fajnych i ciekawych niespodzianek.

Analizując całą karierę, które momenty oraz być może osiągnięcia zapadły Ci najbardziej w pamięć?

Właśnie to analizowałem, bo robiliśmy materiał do programu. I tak jakoś nigdy nie miałem specjalnego osiągnięcia, które zapadłoby mi w pamięć. Oczywiście złoto drużynowych mistrzostw świata juniorów, czy mistrzostwo Polski z Unią Leszno to są takie momenty, które rzucają się na piedestał. Ale jakoś tak nigdy nie szufladkowałem tych osiągnięć, bo każde mnie cieszyło. To jest chyba w tym wszystkim najważniejsze.

Biorąc pod uwagę te wszystkie lata startów, to czy jesteś zadowolony z tego, w którym obecnie miejscu jesteś?

Myślę, że tak. Jestem przede wszystkim szczęśliwy, bo robię to co lubię. Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale uważam, że zawsze dawałem z siebie sto procent i nigdy nie olewałem swoich obowiązków. Jestem tu gdzie jestem. Pewne decyzje mogły być inaczej podjęte, ale dzisiaj możemy sobie gdybać. Jestem takim człowiekiem, który nigdy nie żałuje swoich kroków, które podejmuje, więc jestem zadowolony z tego co mam.

Cieszysz się jazdą, a to jest chyba najważniejsze?

Tak, ale nie zawsze ona sprawia przyjemność, bo są momenty, gdzie się męczysz i nie jest to wtedy przyjemne. Z reguły mam tę radość z jazdy, bo robię to co lubię i jeszcze mi za to płacą (śmiech).

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał SZYMON MAKOWSKI