Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Z niecierpliwością na rozwój sytuacji z koronawirusem czekają działacze szwedzkiej Dackarny. Dłuższa przerwa w rozgrywkach ligowych może spotęgować problemy klubu. Ubiegłoroczny sezon drużyna skończyła na minusie sięgającym około 200 000 szwedzkich koron, czyli około 85 tysięcy złotych. 

– Ubiegłoroczny sezon finansowo nie był dla nas łatwy. Liczyliśmy, że w tym będzie zdecydowanie lepiej. Musimy jednak czekać na decyzje czy i kiedy sezon wystartuje. Tak naprawdę na słaby wynik finansowy złożyły się trzy czynniki. Pierwszy to absencja Grega Hancocka, który zrezygnował ze startów oraz kontuzja Maćka Janowskiego. Te dwie postacie to ulubieńcy i ściągają publiczność. Druga przyczyna to właśnie mniejsza frekwencja. Na to wpływ miały nie najlepsza pogoda podczas naszych spotkań oraz fakt, że mecze można było oglądać online. Trzeci powód to zmniejszenie dochodów z naszej działalności komercyjnej na stadionie – mówi na łamach dziennika Vimmerby, działacz klubu Tomas Karlsson. 

Co ciekawe, działacze klubu oficjalnie podają do wiadomości jakim zyskiem skończyła się dla nich organizacja turnieju Grand Prix w sezonie 2019. 

– Na Grand Prix mamy jeszcze dwuletnią umowę z organizatorem cyklu. Mimo że widownia nie jest do końca taka, jakiej sobie życzyliśmy, zarobiliśmy na turnieju w ubiegłym roku około 250 000 tysięcy koron (około 100 tysięcy złotych – dop. red.) – podsumowuje Karlsson.