Derby Pomorza i Kujaw fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Na pole bitewne wracają Derby Pomorza i Kujaw. Żużlowa święta wojna tym razem odbędzie się w wydaniu pierwszoligowym. Dla bydgoskiej Polonii to aktualnie szczyt marzeń. Dla torunian ledwie przykra konieczność. Gdy jednak przyjdzie czas meczu, nie będzie zmiłuj się. Żądni zwycięstwa kibice wytworzą presję, nie odpuszczą rywalom i obdarzą miłością głównego autora zwycięstwa. Podejrzewam, że pojedynki eWinner Apatora z ZOOleszcz Polonią zgromadzą przed telewizory większą publiczność niż niejedno ekstraligowe starcie.

Pierwsze Derby Pomorza i Kujaw odbyły się w 1973 roku. I od razu stawka meczu elektryzowała fanów obu drużyn. To był baraż o pierwszą ligę, wtedy najwyższą klasę rozgrywkową. Najpierw na stadionie toruńskiego drugoligowca wygrywa Stal Toruń 44:34. Dla torunian najwięcej punktów zdobyli Roman Janczuro i Janusz Plewiński. Po stronie bydgoskiej najlepsi są Henryk Gluecklich i Stanisław Kasa. Rewanż w Bydgoszczy kończy się skandalem. Na tradycyjnej bydgoskiej kopie goście nie radzili sobie od samego początku spotkania. Przegrywali bieg za biegiem. Do szóstego wyścigu sfrustrowani torunianie już nie wyjechali. Jeszcze tylko demonstracyjnie przedefilowali przed trybunami i zeszli do szatni. Bydgoszczanie wygrywali kolejne biegi po 5:0. Ostatecznie sędzia przerwał mecz po ósmym wyścigu, przy stanie 39:6 dla gospodarzy. Polonia zachowała pierwszoligowy byt. Na torunian posypały się kary.

Na kolejne derby kibice musieli czekać do 1975 roku. Znowu baraż. Tym razem rywalizacja zaczęła się w Bydgoszczy. Poloniści pewnie wygrali 50:28. Po ich stronie najlepiej punktowali Henryk Gluecklich i Marian Michaliszyn. Polonia straciła w tym meczu jednego z liderów, Stanisława Kasę. Bydgoszczanin nie chcąc najechać na Jana Ząbika uderzył w bandę. Bolesna i długotrwała kontuzja spowodowała, że polonista rodem z Solca Kujawskiego zakończył karierę. Po stronie toruńskiej najskuteczniejszy był Roman Kościecha. Rewanż w Toruniu wygrywają gospodarze, lecz jedynie 46:32. Za mało. Polonia znowu jest górą. Bydgoszczan już tradycyjnie ratuje Henryk Gluecklich. Dla Stali najwięcej punktów zdobyli Janusz Plewiński, Adam Olkiewicz i Jan Ząbik.

Dwa tygodnie po barażach Główna Komisja Sportu Żużlowego oznajmiła, że pierwsza liga zostanie poszerzona z ośmiu do dziesięciu drużyn. To oznaczało, że najwyższa klasa rozgrywkowa w końcu trafiła do Torunia. A mecze derbowe na dobre rozpoczęły swoją historię. Bywało dramatycznie na torze i niebezpiecznie na trybunach. Temat Derbów Pomorza i Kujaw zawsze poruszał wyobraźnię. Kiedy tylko opublikowano kalendarz rozgrywek fani sprawdzali kiedy i z kim inauguracja i kiedy mecze z lokalnym rywalem.

Jestem pewny, że każdy kibic eWinner Apatora i ZOOleszcz Polonii ma swoją ulubioną historię, najciekawszy mecz lub wyjątkowe zdarzenie. Powspominajmy, choć trochę dawne lata, skoro za oknem plucha, śnieg tylko w górach, a do sezonu wciąż jeszcze daleko. Może przy okazji i Wasze wspomnienia odżyją? Może pamięć pomoże odkopać lata cudownej młodości, pasji do sportu, nerwów i frustracji na trybunach. Przypomni wspaniałe zwycięstwa i przykre porażki. Mój smak derbów zaczyna się w 1990 roku.

To był ostatni mecz w sezonie 1990. Apator właśnie zdobywał swój drugi mistrzowski tytuł, a ostatnim skalpem był triumf nad bydgoską Polonią. Nie można sobie wyobrazić większego święta. Złoto dla Torunia i wygrana w derbach 51:39. To czas „wczesnego Golloba”, który  dla bydgoszczan przywiózł do mety piętnaście punktów w sześciu startach. Po stronie toruńskiej głównodowodzącym był wówczas Wojciech Żabiałowicz. W ostatnim meczu sezonu zdobył tylko osiem punktów, lecz na przestrzeni całego sezonu liderował toruńskim Aniołom. W niektórych meczach pojawiał się w składzie Apatora Christer Karlsson (w późniejszym czasie zmienił nazwisko na Rohlen) i zazwyczaj wykręcał dwucyfrowe zdobycze. To był sam początek ekspansji zawodników zagranicznych na polskie tory. Derby z 1990 roku były ostatnim meczem Piotra Barona w barwach toruńskiego Apatora. Dzisiejszy trener Fogo Unii Leszno miał wówczas szesnaście lat i dla swoje ekipy zdobył dziesięć punktów.

Derby z 26 czerwca 1994 roku na zawsze zmieniły życie Pera Jonssona, a przy okazji toruński klub. Żużlowy Toruń zalał się łzami. Zwycięstwo Apatora nad Polonią straciło sens. Ważne było tylko, co ze Szwedem. Czy będzie żył? Czy będzie chodził?

Jonsson we własnej autobiografii pod tytułem „Wspomnienia z żużlowych torów” tak oto odtwarza wydarzenia z tamtego meczu: „W trakcie zawodów doszło do kilku kolizji. Tor w Bydgoszczy był twardszy niż zwykle i było w nim więcej dziur. W normalnych warunkach jest więcej luźnej nawierzchni, co mi bardziej pasuje. (…) W pierwszych biegach moimi przeciwnikami byli Tomasz Gollob – najlepszy polski żużlowiec – i jego brat Jacek, który też zalicza się do najlepszych. Za każdym razem, po dobrym starcie, udało mi się wygrać. Trzy razy po trzy punkty na dobry początek! Gorzej poszło mojemu koledze klubowemu, Sławomirowi Derdzińskiemu, który na pierwszym wirażu przy prędkości 80 km/h wpadł na ogrodzenie, jadąc obok trzech innych zawodników. Myślałem, że się zabił. (…) Razem z pozostałymi kolegami z zespołu przez całą godzinę rozmawialiśmy na ten temat zanim przyjechała nowa karetka. Mecz toczył się nadal, a po następnym biegu, który zakończył się bez żadnego wypadku, przyszła kolej na mój czwarty występ. Zdążyłem się już jakoś pozbierać, więc kiedy podjechałem pod taśmę, czułem się normalnie. Wystartowałem z czwartego toru i znowu miałem dobry start. Zawodnik gospodarzy, który jechał obok mnie, przez chwilę jechał równo ze mną, ale w pewnym momencie wyniosło go w moją stronę tak bardzo, że zabrakło miejsca między nim a ogrodzeniem. Próbowałem się oczywiście wysforować do przodu, przed niego, ale zabrakło mi dosłownie pół koła. (…) Poczułem uderzenie od tyłu i motocykl uderzył prosto w ogrodzenie. Ja też na nie wpadłem, potem wpadł na mnie mój motocykl, a przez moje ciało przeszła gorąca fala i poczułem mrowienie w palcach. Nie mogłem się poruszyć. Próbowałem wykonać jakiś ruch nogami i rękami, żeby sprawdzić, czy jestem cały, ale bez rezultatu.”

Podczas operacji serce Jonssona trzykrotnie przestawało bić. Szwed był bliski śmierci. Skutki wypadku okazały się dramatyczne. Jonsson został przykuty do wózka inwalidzkiego.

Torunianie winą za wypadek swojego bohatera obwinili Waldemara Cieślewicza. Wychowanek Startu Gniezno już do końca swojej kariery nie miał łatwego życia u fanów Apatora. Dla nich Cieślewicz był bezdyskusyjnie winny. Żywili do żużlowca Polonii otwartą nienawiść. I dawali temu wyraz przy każdej nadarzającej się okazji.

Mój pierwszy wyjazd na derby do Bydgoszczy to 1996 rok. Piękna pogoda. Mecz przy sztucznym świetle. Zupełnie nowiuteńkim na bydgoskim stadionie. Taka sceneria była wówczas rzadkością. Podróżowałem pociągiem, co w tamtych czasach było akurat standardem. Bywało niebezpiecznie. Kibice napadali na siebie, bawiąc się z policją w kotka i myszkę. Na ten mecz pojechało z Torunia około półtora tysiąca kibiców. Mknący po torach pociąg brzmiał niczym szafa grająca, wyrzucająca z siebie pieśni wielbiące toruńskie Anioły. Na trybunach komplet widzów. Mecz bardzo wyrównany. Z delikatnym wskazaniem na torunian. Pamiętam jak nieznany szerszej publiczności wychowanek Apatora Jarosław Bednarski pokonał Eugeniusza Tudzieża, kupionego przez Polonię za grubą forsę. Wynik 46:44 dla gości z Torunia. Punkty Bednarskiego okazały się bezcenne i przyniosły triumf jego drużynie.

Ostatnie derby Apator rozegrał z bydgoską Polonią 30 czerwca 2013 roku. Słaba już Polonia, osuwająca się w dolne rejony tabeli, przegrała w Toruniu 33:57. Czas sprawił, że po stronie toruńskiej jeździł Tomasz Gollob, czyli legenda bydgoskiego żużla. A wśród bydgoszczan punkty zdobywał Robert Kościecha, wychowanek Apatora i późniejszy trener młodzieży w toruńskim klubie. W 2013 roku Polonia spadła z Ekstraligi. Derby Pomorza i Kujaw zniknęły z kalendarza rozgrywek.

Ubiegłoroczny spadek z ekstraligi eWinner Apatora i zwycięstwo w drugiej lidze ZOOleszcz Polonii sprawiły, że historia derbów będzie miała swój ciąg dalszy na pierwszoligowym podwórku. Jak długo? Celem nadrzędnym Polonii jest zachowanie pierwszoligowego bytu. Plany podbicia ekstraligi są jeszcze bliżej nieokreślone. Co innego w Toruniu. eWinner Apator deklaruje gotowość do natychmiastowego awansu. Pierwszoligowy epizod ma trwać ledwie rok. Jeśli podopieczni Tomasza Bajerskiego zrealizują plany, wówczas derby znowu znikną z żużlowej mapy. Sport ma jednak to do siebie, że nie wszystko uda się zaplanować i nie wszystka da się przewidzieć. A co, jeśli torunianie nie wygrają w tym roku pierwszej ligi? Być może utkną na pierwszoligowej mieliźnie na lata i derby z Polonią będą miały swój stały i jedynie pierwszoligowy motyw.

DAWID LEWANDOWSKI 

PS. W pracy nad artykułem korzystałem z następujących lektur: „Anioły na torze. Historia toruńskiego żużla 1930-2001” Krzysztofa Błażejewskiego, „Wspomnienia z żużlowych torów” Pera Jonssona, a także strony speedway.hg.pl