Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kiedy rozum śpi, budzą się demony. A kto lub co się budzi kiedy żużlowcy „śpią” w tak zwanym „martwym” sezonie?

Trwa medialne show wokół braterskiego duetu Curzytków z Rzeszowa. Curzytkowie z kontraktem sponsorskim w Toruniu! Curzytkowie wracają na Podkarpacie! Szef Torunia jedzie do Rzeszowa po braci Curzytków! Szef Torunia wraca z Rzeszowa z pustymi rękami, bez braci Curzytków! Sparta wchodzi do gry o braci Curzytków! Rzeszów nie powinien blokować kariery braci Curzytków! Rodzice Curzytków wysłali maila do Sparty Wrocław! I w ten deseń i tak dalej.

Ktoś niezupełnie zorientowany w realiach, taki, nazwijmy go „letni” kibic mógłby pomyśleć, że oto mamy do czynienia z gwiazdami sportu żużlowego, skoro toczą o nie boje możni polskiego speedwaya i generują tak olbrzymie zainteresowanie mediów. Można odnieść wrażenie, że liczba newsów, informacji, a często po prostu jedynie spekulacji na temat młodziaków, jest większa niż piętnaście lat temu, w związku z przejściem braci Tomasza i Jacka Gollobów do beniaminka ekstraligi – tarnowskiej Unii. Tyle, że wtedy było to faktycznie wydarzenie, bo bydgoszczanie byli uznanymi od wielu lat firmami, o tym jaka była ich ówczesna rola w żużlu, nie tylko krajowym, wszyscy doskonale wiedzą, szkoda na opisanie tego zjawiska tępić pióro. W tym wypadku jednak mamy do czynienia z inną sytuacją.

Bracia Curzytkowie niewiele, żeby nie powiedzieć nic do tej pory nie osiągnęli. Głównie z tego powodu, że nie za bardzo mieli kiedy. Są po prostu zbyt młodzi. Coś tam pojeździli. Michał wykręcił 38. średnią w II lidze, Bartosz zaś jest jeszcze mniej „objeżdżony”. Mówi się, że mają talent i oby tak było, z tym, że na razie głównie się o tym mówi. Polskiemu żużlowi bardzo potrzeba świeżej krwi, bo juniorskie asy, na których opierała się siła narodowej, młodzieżowej formacji, takie jak Maksym Drabik czy Bartosz Smektała są już seniorami, lada moment zostanie nim Dominik Kubera. Da Bóg, że zastąpią ich niebawem z powodzeniem orliki – Wiktor Lampart, Mateusz Cierniak czy właśnie Michał i Bartosz. Ale to wymagać będzie pracy, pracy i jeszcze raz pracy, dobrych sponsorów, sprzętu i, jak to w żużlu bywa, fury szczęścia. Natomiast ostatnia rzecz, która jest im teraz do szczęścia potrzebna to medialny zgiełk wokół ich osób i kreowanie młokosów na środowiskowych celebrytów.

ROBERT NOGA